Rysunek Andrzeja Mleczki
Koniec roku staje się
świetną okazją do podsumowań, wspomnień i refleksji. Nie chciałbym jednak
powielać pomysłów różnorakich mediów na rankingi najważniejszych wydarzeń roku
2010, bo nie wyjdzie to ani atrakcyjnie, ani zaskakująco, a moja subiektywna
ocena i tak dalece nie odbiegnie od obowiązujących trendów. By jednak jakąś
podsumowującą formę wpisu zachować, skupię się na fenomenie obecnego Rządu. Nie
robiłem rządzącej partii żadnego "tortu" z okazji
"studniówki", rocznic też specjalnie hucznie nie obchodziłem, a może
warto byłoby ze zwykłym ludzkim uznaniem spojrzeć na wynik sondażowy partii,
która już ponad 3 lata steruje połatanym niezdarnie statkiem zwanym
"Rzeczpospolita Polska".
Spojrzeć warto na wszystko
spokojnie, bez emocji...trochę na sternika, trochę na tych, którzy temu
sternikowi wierzą. Ewentualnie głaszczą, komplementują go jedynie z obawy, że
kiedyś podejdzie do steru jakiś awanturnik, któremu wcześniej żadnych
psychotestów nie zrobili, bo ten i tak stwierdziłby, że zostały sfałszowane i
żadnego znaczenia nie mają. Tak czy owak, Platforma dryfuje, dryfuje i
niestraszne jej afery, kryzysy, katastrofy, srogie zimy, walki
krzyżowe. Pan Premier z dumą może pochwalić się solidnym poparciem,
Pan Prezydent umiarkowaną społeczną tolerancją - co w polskich
realiach jest nie lada wyczynem. Warto byłoby postawić sobie pytanie: Wreszcie
mamy Rząd, z którego jesteśmy zadowoleni? W końcu czujemy, że żyje nam się
lepiej? Hm. VAT zwiększony,cena benzyny i gazu niedługo zniechęci nas do
samochodów i ciepłych posiłków, służba zdrowia niezmodernizowana, polskie drogi
pozostały "polskimi drogami", rynek pracy jest delikatnie mówiąc
specyficzny. Teoretycznie więc powodów do dumy nie ma. Wgłębiając się nieco w
temat, możemy dojść do wniosku, że nie na wszystkie te niedogodności Rząd ma
realny wpływ, a długofalowe społeczno-gospodarcze procesy nie pozwalają nam na
zbyt szybkie oceny. Nie zapominajmy jednak, że większość społeczeństwa ma
manierę szybkiego wyciągania wniosków, wystawiania ocen, a niemal każdy Polak
uważa się za analityczny talent potrafiący ocenić wszystko i wszystkich. Co
więc jest? Przecież nie lubiliśmy nigdy rządzących. Nasze potknięcie o
krawężnik na osiedlowym skwerku było obarczane winą rządzących (poprzedzone
oczywiście zgrabnym, krótkim uniwersalnym słowem, wyrażającym dyskomfort i
niezadowolenie z zaistniałej sytuacji). Niepowodzenia w szkole i pracy zrzucane
były na tych na górze. I co się zmieniło? jak to tak? Żeby aż tak żeby?
Są dwa racjonalne
wytłumaczenia, które nasuwają się każdemu kto jako tako polską scenę polityczną
obserwuje. Jest to niewątpliwie opanowanie socjotechnicznych sztuczek, medialna
"fajność" Pana Donalda, swojskość w rozmowie z ludem. No i coś, co
nazywamy opozycją, która nie bardzo potrafi się w tym wszystkim odnaleźć.
Czyżby przepis na długie rządy był taki prosty?
Dodatkowo widzimy, iż
władza problemy zamiata pod kolorowy dywan... za podwyżki po koleżeńsku
przeprosi, leniwe forsowanie ustaw wytłumaczy awarią drukarek, brakiem tuszu
lub papieru. Z sondażowego wysokiego słupka poparcia spojrzy drwiąco na PJN i
Ruch Palikota, które za sukces uznają dostanie się do Sejmu, na koalicjantów,
na Lewicę, która powoli rozpędza swoją czerwoną lokomotywę i każdy 1%-owy
wzrost uważa za wielki progres no i PiS- i jak tu się bać? Jeśli jedyna partia,
która zagrozić może, bawi się pochodniami na ulicach budząc w tych
sfrustrowanych rewolucyjne instynkty, buduje mit męczennika Lecha, a wszystkim
przewodzi ON - Jarosław Kaczyński. Tu Pan Jarosław w celach politycznych pobawi
się w nadinterpretacje listu Premiera Anglii, tam wspomni coś o tym,
że w Polsce brata w trumnie nie zobaczył, a ciało do brata zupełnie niepodobne.
Tu coś powie, tam coś szepnie, następnie wytłumaczy skrótem myślowym lub
niedyspozycją wywołaną lekami. Żelazny elektorat popatrzy z dumą, a reszta?
Reszta głosuje przeciw, bo strach Pana Jarka ze swoim dzieckiem zostawić, a co
dopiero z Polską naszą!
Mimo wyraźnych różnic
pomiędzy naszym ustrojem, a tym białoruskim można więc doszukać się wspólnego
punktu. U nas jaki u naszych białoruskich przyjaciół, opozycja jest
tłumiona. Tam bezpośrednio przez władzę, u nas opozycja ma komfort
duszenia się własnymi (niespracowanymi) dłońmi. Sytuacja dla władzy wymarzona
dlatego też nikogo nie zdziwi to, jeśli przy kolejnej kampanii wyborczej znów
Pan Donald Tusk stwierdzi, że nawet nie ma z kim tych wyborów przegrać, bo
jeśli 2010 rok przyniósł nam "katastrofę smoleńską",
"powódź", "aferę hazardową", "zamieszanie w PKP",
podwyżki, które mogły mieć wyraźny wpływ na surową ocenę Rządu - nie
zaszkodziły w sposób znaczący, to życzmy sobie, by rok 2011 przyniósł tylko
pozytywne wydarzenia - jak i w sferze politycznej, tak i społecznej.
Wszystkiego Dobrego w
Nowym Roku.