Rysunek Andrzeja Mleczki
8 dni po katastrofie…Nie
podejrzewałem, że w jakikolwiek sposób będę się odnosił do całego tego
wydarzenia, m.in. dlatego, że najprawdopodobniej forma w jakiej wyraziłbym
współczucie i swój żal nawet w połowie nie osiągnęłyby standardów wymaganych
przy takiej tragedii. Milczenie wiążące się z szacunkiem dla wszystkich
zmarłych wydawał mi się najstosowniejszy, aż do momentu, gdy zobaczyłem co w
kraju zaczęło się dziać po 10. kwietnia.
O ile nie czułem się
odpowiednią osobą, by oceniać czy słuszną decyzję podjął pilot, czy może ktoś z
pasażerów sugerował pilotowi co powinien robić, czy w jednym samolocie powinni
znaleźć się prezydent,szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego wraz z sześcioma
dowódcami Sił Zbrojnych RP, o tyle mogę sobie pozwolić na komentarz dotyczący
naszej społecznej reakcji na całe to zdarzenie.
Należałoby najpierw wspomnieć o tym
co rzuciło się w oczy już na początku i jakże bardzo przypominało to, co działo
się 2 kwietnia 2005 roku- a mianowicie zjednoczenie Narodu, które napawało 5lat
temu nadzieją, iż nie będzie to chwilowe- bo zdawaliśmy sobie przecież sprawę,
że łączy nas uczucie smutku i ono minie, wraz z „jednością” – ale mieliśmy
nadzieję, że coś z tej „jedności” w nas na trwałe pozostanie. Szybko się
przekonaliśmy, że na nadziejach się skończyło- stąd już po 10. kwietnia 2010
nie byliśmy już takimi optymistami. Ale chyba nikt nie spodziewał się, że
podzielimy się jeszcze w czasie Żałoby Narodowej. Szeroko poruszana „kwestia
Wawelu” naruszyła nie tylko spokój ale bezgraniczne wielbienie tragicznie
zmarłego Prezydenta. Nasza skłonność okazywania skrajnych emocji wyrażająca się
wybuchami nienawiści aż do ubóstwiania jednostki kolejny raz dała nam o sobie
znać. Bo jaki Prezydent był i jak był oceniany przez media i społeczeństwo
wiemy i nie musiał nam nikt przypominać/ ewentualnie przedstawiać Jego
prawdziwego wizerunku (rzekomo teraz niefałszowanego), którego nikt nie
dostrzegał wcześniej. Owszem, również uznaję zasadę, że w dobrym tonie jest:
"nie mówić źle o zmarłym" i jestem daleki od wypowiadania teraz
cierpkich słów…ale tak samo daleki jak od zakłamywania rzeczywistości. Bo chyba
nie trzeba o lepszą definicję hipokryzji…W 3 dni po katastrofie dowiedziałem
się, że mieliśmy najlepszego Prezydenta, jakiego kiedykolwiek Polska miała, który
nie tylko był prawdziwym mężem stanu, ale szanowanym graczem w polityce
zagranicznej, niezwykle dowcipnym, szarmanckim, łagodnym, tolerancyjnym,
ugodowym, jednocześnie stanowczym (w zależności od sytuacji), aktywnym,
odważnym z rzadko spotykanym dystansem do samego siebie itd.
Kontrowersje wywołane miejscem
pochówku Głowy Państwa zradykalizowały poglądy (co wydawało się już
niemożliwe). Wraz z pojawieniem się głośnych głosów sprzeciwu (niestroniących
od wypowiedzi na temat Prezydenta w dawnym tonie) zaostrzyły się poglądy tych,
uważających ś.p. Lecha Kaczyńskiego za bohatera Narodowego. Nie wiem jak reszta
społeczeństwa ale ja już jestem psychicznie gotowy na wysyp pomników, nazw
szkół, ulic i wszystkiego co możliwe…Szkoda, że My jako Naród nadal nie radzimy
sobie z trudnym pojęciem jakim jest UMIAR…