piątek, 21 maja 2010

"Chcesz usłyszeć słowa To sam je sobie wymyśl"

Rysunek Andrzeja Mleczki

"Rząd pracuje obecnie nad zmianą ustawy o radiofonii i telewizji. Jednym z projektów jest wprowadzenie zapisu o częstszej obecności polskich utworów na antenie radia."

Choć źle o jakości POLSKICH stacji radiowych mówiło się od wielu lat, w momencie gdy pojawiła się konkretna propozycja jakiejś (r)ewolucji, zaczęły się gorące sprzeciwy. „Atak na wolność mediów!” „Ukryte interesy złodziejskich polityków!”.

Wypadałoby zacząć od próby oddzielenia dyskusji na temat sensu „rzuconej propozycji” od ich „ojców”-polityków. Dyskryminowanie idei jedynie ze względu na to, że jest to pomysł pOLITYKA (mniejsze „p” uwydatniające brak szacunku dla tego „zawodu”) pachnie absurdem,zważywszy na tym, że w ustroju jakim przyszło nam (na szczęście lub nieszczęście) żyć, to właśnie oni muszą jakieś uregulowania prawne wyznaczać by jako taki „porządek” był (a chociażby jego pozory).

To, że ludzie drżą na samą myśl, że politycy chcą im w czymś pomóc – jest niejako uzasadnione przez doświadczenie, ale gdy jakaś zabawka jest zepsuta – nie ryzykujemy wiele gdy „ktoś” zacznie przy niej majstrować – a nuż istnieje ryzyko, że uda mu się coś naprawić – jeśli nie to ok-wiele nie straciliśmy (prócz resztek nadziei).

Do tej pory słyszałem,że polskie radio – „jest be! - że nie gra dobrej muzyki! - nie promuje rodzimych zespołów” itd. A gdy jest pomysł:  Więcej polskiej muzyki w radiu! – to: „Co?! - Politycy wtrącają się tam gdzie nie trzeba!” Żeby nie było wątpliwości nie podchodzę do tego pomysłu bezkrytycznie.Ma ta swoje wady i zalety. Trochę przypomina mi się dyskusja na temat parytetów– „50% kobiet na listach wyborczych”. - Tu wychodzi moja niekonsekwencja. Bo o ile tam byłem przeciwnikiem zewnętrznego nakazu co jak ma wyglądać. O ile uważałem, że właśnie takie pomysły uwłaczają godności kobiety – bo założenie,  że trzeba je na siłę przepchnąć przez pewne etapy bo inaczej to nic z tego nie będzie kierując się filozofią notabene kandydata na urząd prezydenta Janusza Korwina Mikke. O tyle pod taką zewnętrzną ingerencję w działalność „radia” byłbym skłonny się podpisać. Pachnie to wszystko desperacją, ale nie jesteśmy sami. Nasi europejscy przyjaciele już dawno zdecydowali się na taki krok mimo tego, że dłużej mają do czynienia z czymś co nazywamy „demokracją”. We Francji 80% muzyki puszczanej w radiu to muzyka francuskojęzyczna. Francuski jest przyjemniejszy? – może nasze polskie „ść ż ź dź dż sz cz” nie sprawdza się tak dobrze w utworach muzycznych ale Francuzi wiedzą, że nikt za nich promocji ich muzyki nie zrobi. Czytając i słuchając wielu opinii, ludzi pracujących w radiu na temat ustawy- że radia będą miały problem ze znalezieniem dobrych polskich utworów by zapełnić nimi 75% czasu antenowego w godzinach 6-22 prowokują pytania – kto w tym radiu pracuje? Bo powielać piosenki z amerykańskich list przebojów do wielkich trudności nie należy.

Problem na pewno jest obszerniejszy, bo jak wielu mówi to ponoć my – słuchacze - kreujemy obraz dzisiejszych audycji i niektórym polskim wykonawcom udaje się jednak wbić między Timbalandem a Lady Gaga np. piosenkarka, która usilnie próbuje nam wmówić, iż „królowa jest tylko jedna” – jednocześnie nie podając do wiadomości kto to taki (a raczej kto to taka – wersja dla feministek walczących o „żeńskie końcówki”), Pan Kupicha - Rockman z krwi i kości, za którym szaleją tłumy ,a jednocześnie często te same tłumy wstydzą się, że znają „Jak anioła głos” na pamięć (zresztą już kiedyś z takim zjawiskiem mieliśmy do czynienia w kontekście innego „rockowego” zespołu). Hm może mają rację, to nasz gust…w kraju, gdzie disco-polo jest królem polskiej muzyki rozrywkowej. Nie lubimy czytać to i w tekst piosenek się nie wsłuchujemy, a gdy istnieje ryzyko, że coś „zrozumiemy” lepiej słuchać anglojęzycznych, łatwiej w tym przypadku próbować nie zrozumieć o czym jest „piosenka”

Wracając do radia - Jeśli na stoliku nadawcy leży 7-8 płyt polskich wykonawców- tych wykonawców - to ja się nie dziwię (się), że trudno o zebranie 75% efektownie „wyglądającego” czasu antenowego. Sami słuchacze nie czują się wielce pokrzywdzeniu, bo zawsze jest Internet– i każdy znajdzie to co lubi. A jeśli komuś zależy by znaleźć jakiś nieoszlifowany diament to jest szansa, że się uda. Mamy w Polsce trochę talentów, którzy nie są po prostu promowani.

 Z perspektywy samych polskich artystów sytuacja wygląda już mniej wesoło…

sobota, 1 maja 2010

„Nawet, jeśli nonsensem otoczony- masz świadomość i rozum, a to recepta by być wolnym”

Rysunek Andrzeja Mleczki

20 dni po katastrofie…I czy nasz Naród jest bardziej zjednoczony? Polityka stała się subtelniejsza? A media bardziej obiektywne? Hm…


Nie liczyłem na to, że będzie lepiej… liczyłem jedynie na to, że chwilowy zryw Narodu w stronę pojednania, tolerancji, pokory zacznie napawać mnie dumą, że jestem Polakiem. Poczuję, że jesteśmy jednak Narodem o prawidłowej hierarchii wartości. Gdzie w obliczu tragedii nie ma podziałów na czerwonych i białych, na tych którzy oglądają TVN i na tych którzy oglądają telewizję TRWAM, tych którzy czytają „Gazetę Wyborczą” i tych którzy czytają „Nasz Dziennik”, na wierzących i niewierzących. Nie dopuszczałem myśli, że będzie mi choć przez chwile wstyd w takim momencie za zachowanie Rodaków…- a mówią, że jestem pesymistą…


Przedsmak wojennej atmosfery można było dostrzec już na uroczystościach pogrzebowych Lecha i Marii Kaczyńskich. Owszem, możemy się pocieszać, że w czasie przemówienia p.o. Prezydenta Bronisława Komorowskiego nie było gwizdów, palenia opon, rzucania rac, wywieszania obraźliwych transparentów, ale fakt zaznaczenia przez zebranych, że przemawia ten gorszy można było wyczuć chociażby poprzez wyróżnienie całej reszty przemawiających gorącym aplauzem. Całe to przykre zdarzenie, mające tylko łagodzić społeczne nastroje, wbrew przypuszczeniom potęguje niechęć do „politycznych wrogów”. Ale nie, to nie koniec… trzeba z każdym dniem iść o krok dalej. W jednej z rozgłośni radiowych słyszymy, że w katastrofie, która była oczywistym zamachem Rosjan na Polskę, maczała palce partia rządząca, a wcześniejsze wypowiedzi polityków – (tych mających korzenie niemieckie) o „wyginięciu opozycyjnej partii jak dinozaury” potwierdza tylko fakt, że zamach był dobrze zaplanowany. W dobrym stanie zachowane godło świadczy o cudzie i wsparciu przez Boga tych, którzy walczą o „prawdę”- swoisty znak „Jestem z Wami, nie z nimi”. Kolejne dni to niecierpliwe czekanie na jednego słusznego wybawcę w tym trudnym momencie dla wszystkich PRAWDZIWYCH Polaków…


Tak, kazał czekać, ale to nic… wszyscy PRAWDZIWI Polacy wierzyli, że ON na drugi plan odstawi swą osobistą tragedię- a na pierwszy postawi dobro POLSKI. Zatem JEGO otoczenie daje jasne komunikaty- cierpiący decyduje się już nie tyle na kandydowanie ale na KOŃCZENIE MISJI i wypełnienie WOLI ZMARŁEGO. I to nie zmarłego w katastrofie lotniczej, ale zmarłego w męczeńskiej śmierci za PRAWDĘ, za POLSKĘ i za PRAWDZIWYCH Polaków. Telewizja Publiczna idąc pod prąd wszechobecnej propagandzie zła- emituje– „Solidarni 2010” - dokument, który nie  tylko otwiera oczy tym nieuświadomionym, ale pokazuje, że są Ci, którzy już dawno mają oczy otwarte i nie dają się omamiać – oni już dawno widzą „krew na rękach premiera” i „szydercze uśmiechy wschodniego wroga”. Katyń 1940 i Katyń (?) 2010 stawiają w równym rzędzie mając nadzieję, że ich głos oddany na NIEGO, będzie nie tylko wielką zmianą i rozliczeniem z przeszłością, ale wielkim hołdem oddanym dla tragicznie zmarłego prezydenta. To przekonanie ma wzmocnić otrzymane zdjęcia z „Parą Prezydencką" przy oddaniu podpisu popierającego start w wyborach…

Rzeczywiście mamy tu do czynienia z rezygnacją z pewnych idei i wartości na koszt drugich, ale nazywaniem tego zjawiska „poświęceniem” bym już nie nazywał…

Zostaje pytanie: czy żerowanie na emocjach i współczuciu jest już „upadkiem”, czy można posunąć się dalej?