wtorek, 29 czerwca 2010

"...eskapizm to pułapka"

Rysunek Andrzeja Mleczki

Od czasów podania wyników I tury wyborów prezydenckich, społeczeństwo w jakimś stopniu może czuć się osamotnione, zostawione same sobie. Żyje w nieświadomości bez większych nadziei na uświadomienie. Wszelkie Instytuty Badań Opinii Publicznych (miejmy nadzieję – chwilowo) zawiesiły swoją działalność. Pozostało czekać, aż do II tury. W tych trudnych dla nas chwilach musimy radzić sobie sami, wspierać się wzajemnie, częściej spędzać czas w gronie rodziny, rozmawiać i bardziej uważać na swoje zdrowie. To co jeszcze nie tak dawno trudno było sobie wyobrazić – (gazety bez słupków poparcia, „Wiadomości”/ „Fakty”/ „Wydarzenia” bez aktualnych sondaży) - dziś stało się przerażającą rzeczywistością. Zostaliśmy w swój swoisty sposób „osieroceni”. Czas stawić czoła tej trudnej sytuacji i samemu wyciągać wnioski z debat, wieców, czy wszelkiego rodzaju wystąpień naszych „fighterów”.       
      
Gdy mowa o wszelkich sondażach od razu przychodzą na myśl słowa polityków - tych poszkodowanych przez te sondaże najbardziej. Bo oczywistą oczywistością jest (że posłużę się słowami wieszcza), iż Pan Ziętek i Pan Morawiecki z łatwością włączyliby się w walkę o zwycięstwo z głównymi kandydatami na Urząd Prezydenta gdyby nie zakłamane, mafijne sondaże dające im (o dziwo więcej niż mieli w rzeczywistości).

Jest jednak polityk- „ex-kandydat”, który idzie o krok dalej. A mianowicie Janusz Korwin - Mikke. Notabene „aktywista” o którym można pisać z zapartym tchem. Pan znany szerokiej rzeszy (zwłaszcza tej internetowej) jako JKM - planuje podać do sądu sondażownię „Homo Homini” oświadczając ze znanym sobie wdziękiem i elegancją, iż „…to są po prostu oszuści, (…) ludzie, którzy powinni siedzieć w więzieniu…”.  Na szczęście Pan JKM ma swoje sondaże, w których naturalnie wygrywa (choć dziwić może, konieczność przeprowadzania II tury – która w efekcie byłaby jedynie formalnością). W dodatku mój „blogowy sąsiad” nie tak dawno opublikował wyniki „Szkolnych Wyborów Prezydenckich”, w których z wynikiem 34% plasuje się na I miejscu.. Podsumowując z rozbrajającą szczerością: „Za 10 lat Polska będzie nasza!” Hm… Wasza tak?  

PS. [Pisząc cokolwiek z przymrużeniem oka, nie oznacza, że nie zdaję sobie sprawy z rzeczywistej siły „sondażowych słupków poparcia” i ich wpływie na kształtowanie poglądów.]

środa, 23 czerwca 2010

Polska jest najważniejsza(?)

Rysunek Andrzeja Mleczki (powaga sytuacji wymaga odejścia od konwencji czarno-białej grafiki)

No i mamy wyniki pierwszej tury, które chyba bardziej zaskoczyły ośrodki badań publicznych niż nas samych. Można byłoby się przy okazji zastanawiać, dlaczego telefoniczna ankieta mająca na celu oszacowanie ewentualnych wyników sprawdza się wszędzie tylko nie u nas. Dość często znęcam się nad specyfiką naszego społeczeństwa więc przynajmniej w tym temacie sobie odpuszczę. Tym bardziej, że jest coś co interesuje nas bardziej, a mianowicie ostateczny wynik wyborów.

Podium nie dziwi. Pan Komorowski, który na przestrzeni kilku ostatnich tygodni tylko tracił i tak może być zadowolony, że jednak „zapracował” na najwyższy słupek.

Pan Kaczyński – i tu wynik zmusza do głębszej refleksji nie tylko nad samym kandydatem ale nad społeczeństwem. Bo tak absurdalnie wysoki wynik dla polityka, który rzekomo jest NOWY – inny (którego trzeba poznawać na nowo), bo to nie jest już ten Jarosław Kaczyński, którego znaliśmy do tej pory z ostrego języka, lubującego się we wszelkich konfliktach, szukającego układu, jedynego uczciwego, zarazem tego, który w dojściu do władzy nie unika kłamstw, pomówień, wykorzystywaniem wszystkiego i wszystkich, jest zaskakujący. Społeczeństwo potrzebowało kilku tygodni, by pokochać tego nowego, najpierw wyważonego, wspominającego śmierć brata, chorobę matki, dziękującego Rosjanom – tym samym, których jeszcze nie tak dawno nazywał wielkim niebezpieczeństwem zaraz po UE dla suwerenności Polski, by potem stawiać się w świetle, tego jedynego słusznego na te trudne czasy – tej trudności do końca nikt jeszcze nie potrafi racjonalnie wytłumaczyć ale o. Tadeusz Rydzyk w jednej z ostatnich audycji przestrzegł swoich słuchaczy, iż Naród znalazł się w gorszej sytuacji niż w XVIII w. co może nie tyle dziwić, co zmuszać do postawienia pytań. Kto chce nas „rozebrać”? Kto chce odebrać nam niepodległość czy może, kto szykuje coś gorszego od utraty państwowości. O. Tadeusz w stylu J. Kaczyńskiego nie kończy…on tylko nakreśla problem i każe się bać.! "Jest układ…jest źle…albo nawet jeszcze gorzej…nie mogę powiedzieć co się dzieje bo to może pogorszyć sprawę... proszę zaufać-  nie jest dobrze” można w ramach uspokojenia Narodu dodać: „My stoimy tam gdzie staliśmy, oni tam gdzie stało ZOMO” kto? Dlaczego? To nie jest dane nam wiedzieć. To ma wiedzieć nasz wódz, który będzie mógł nas należycie poprowadzić, ratując od wszelkich szatanów. J. Kaczyński dziś chce być tym dobrym i owszem udaje mu się jest dobry jest nawet lepszy niż był – jednak w tym co nazywamy manipulacją. Można by rzec, że opanował ją do perfekcji. A mianowicie nakreślenie „jakiegoś” (w tym przypadku jest to najodpowiedniejsze słowo) zagrożenia wzbudza strach, niekiedy panikę – co jest podstawowym celem manipulatora – i po tym już można lecieć dalej. Kontakt bezpośredni z wyborcami – tu Pan Kaczyński poświęca się bez reszty korzystając z wszelkich środków transportu: WIEC to najlepsze określenie tego co widzimy gdy już zacny kandydat partii o wdzięcznej nazwie: „Prawo i Sprawiedliwość” przyjdzie. Okrzyki „Jarek, Jarek”, „Zwyciężymy” nie rażą tak jak chóralne odśpiewywanie hymnu – „Bo przecież tylko tam jest wtedy Polska”. Publiczność – są wszyscy – od tych najmłodszych, aż do tych najstarszych (a o tych nie trudno na tego typu wiecach) co sprawia wrażenie, że będzie to prezydent WSZYSTKICH. Fakt, że ilość filmów dokumentalnych z czasów słusznie minionych, które miałem okazję widzieć, może powodować dość radykalne skojarzenia ale chcąc nie chcąc podobieństw można się kilka doszukać. Choć mamy dodatkowe punkty programu: otóż gdy wódz się spóźnia – działacze PiSu „umilają” czas zgromadzony poprzez śpiew, spontaniczny żart. By w końcu ujrzeć JEGO. Pan J. Kaczyński początek swojego przemówienia ma zawsze „utrudniany” spontanicznymi okrzykami, brawami, omdleniami tych bardziej wrażliwych. Ale przemawia. Przemawia spokojnie – nie daje nam sobie przypomnieć tego „starego” Jarka. Mówi zdecydowanie jak zawsze, decydując się momentami na żart, ewentualnie przytyk do głównego kontrkandydata – który publiczności podoba się najbardziej – wtem brawa stają się jeszcze głośniejsze, śmiech i ogólne zadowolenie jest wszechobecne. Niestety w ostatnim czasie, przez chwilę wódz zapomniał, o swoim przeistoczeniu i wysunął cięższe działa (i zapachniało starym dobrym Jarkiem): "Sprawa służby zdrowia, prywatna, sprywatyzowana - tak jak to chce mój główny polityczny konkurent - czy też publiczna; dla niektórych, zależna od portfela, czy dla wszystkich"
I ta pozytywna kampania przestaje przez chwile być już taka pozytywna –zaczynają się sprawy sądowe -  w dodatku przegrane przez prezesa. Ale to nic…"nikt nam nie wmówi, że białe jest białe...". Jak to na dobrego manipulatora przystało – populizm ważnym narzędziem jest! Nieważne czy operuje się faktami czy nie – ważne żeby mówić źle o NICH a jak najlepiej o SOBIE. Tak jak stary Jarek tak i koalicja z Samoobroną, LPR, destabilizacja państwa, policja partyjna zwana ładnie CBA, haki, białe miasteczka, protesty nauczycieli, traktowanie ludzi z góry i stek kłamstw ma pójść w niepamięć, tak należy pamiętać, że to rządy 2005-2007 były najlepszymi rządami i proszę o argumenty nie prosić- bo to oczywistą oczywistością jest! I mamy 36,5 %poparcia! Cytując klasyka: „Proszę przyjąć wyrazy mojego najgorszego współczucia”

piątek, 18 czerwca 2010

11.06.2010 – 11.07.2010


Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej. Źródło radości i konfliktów. Test cierpliwości dla żon, dziewczyn, mam, córek, sióstr, babć, wnuczek (zakładając, że one są mniej zainteresowane oglądaniem czegoś co przez tych zainteresowanych nazywane jest „świętem”). Fakt, faktem od 11. czerwca program telewizyjny TVP się nieco zmienił, co również dla jednych jest tragedią, a dla drugich okazją, by w końcu zapomnieć (choć na chwilę) o swoim dotychczasowym nastawieniu do „telewizji publicznej” i za jej pośrednictwem podziwiać grę tych, którzy na boisku potrafią trochę więcej niż „nasze orły”. Niestety przy tej okazji, robi nam się również i przykro (może nawet bardziej niż Napieralskiemu, gdy dowiedział się o poparciu Cimoszewicza dla prawicowego rywala w wyścigu o tron) kiedy widzimy – jakie reprezentacje jednak okazały się na tyle silne, by  na tym turnieju wystąpić (tj. Honduras, Korea Płn, Nowa Zelandia).

Cóż, patrząc bardziej optymistycznie – może to kolejny ukryty plan "naszych". Po co jechać tak daleko, walczyć o wyjście z grupy w niebezpiecznym RPA jak można dłużej (u siebie- w domu) poćwiczyć na ME 2012? Dlatego m.in przed MŚ Reprezentacja Polski zagrała od razu z najlepszymi – Hiszpanami, by upewnić się, czy musimy jeszcze popracować, coś poprawić w grze do „swoich Mistrzostw”.  Zostaje pewien niedosyt, że drugi plan – a mianowicie: wyegzekwowanie od rywali  ich koszulek – w  celu sprzedania ich na pobliskim rynku, a jednocześnie wsparcia budżetu PZPN – (bo jak wiadomo przed turniejem ilość zjazdów, spotkań i obrad na pewno się zwiększy) nie do końca się powiódł. Ale nie zrażajmy się! Nie wszystko musi nam się zawsze udawać!

Wracając do dzisiejszych wydarzeń - teraz reprezentanci mogą oglądać z ukrycia swoich przyszłych rywali i „rozpracowywać” ich, nie dając okazji rywalom poznać NAS. Taktyczny MEISTERSTŰCK z wykorzystaniem naszego wrodzonego sprytu. Do tego dochodzi oczywiście nabranie sił – bo jak wiadomo te MŚ zmęczą piłkarzy tam występujących – przy czym nasi odpoczną. Niewątpliwie dobrym posunięciem byłoby zrezygnowanie z naszej (jak dobrze wiadomo bardzo wyczerpującej) EKSTRAKLASY aż do ME (jeśli będzie taka konieczność to na dłużej...i dłużej...). Piłkarze występujący w tych elitarnych rozgrywkach jeszcze bardziej odpoczną a znów nie dadzą okazji rywalom na pokazaniu w jakiej są obecnie formie. Mamy czas – więc jeszcze kilka pomysłów na to, jak wzmocnić- już silną – reprezentację na pewno się znajdzie. Teraz oglądamy TAMTYCH, słuchając przy tym "decybelowych możliwości " wuwuzeli.

Trudno o jakieś oceny poziomu całego przedstawienia po tygodniu rozgrywek - więc od wszelkich  swoich komentarzy na temat poziomu i organizacji jeszcze się wstrzymajmy. Przyjdzie na to czas...


niedziela, 13 czerwca 2010

I tak to się powodzi…

Rysunek Andrzeja Mleczki

Nasz polski męczeński los kolejny raz daje o sobie znać. Jeszcze dobrze nie otrząsnęliśmy się z jednej katastrofy- jak przyszła następna. Najgorsze jest jednak to, że o ile przy okazji wcześniejszej tragedii (tej z 10 kwietnia) część społeczeństwa przeprowadzając głęboką i wnikliwą analizę całego zdarzenia- orzekła – „Smoleńsk to Rosjanie!” o tyle w tej sytuacji trudniej znaleźć naszego kata. Bo nawet Ci najbardziej podejrzliwi co do naszych wschodnich, zachodnich, południowych i północnych sąsiadów wyrażają wątpliwość - czy ta powódź to aby na pewno sprawka Rosjan/Żydów/Niemców/Pracowników TVN.

To nie zmienia jednak faktu, że mamy kolejny problem, kolejną tragedię tysięcy ludzi, ale również kolejny argument w debatach politycznych I słyszmy: „My zrobilibyśmy to lepiej” „Wy jak rządziliście nie zrobiliście tyle co my zrobiliśmy, robiąc tyle co robimy”.  Szukając jakiegokolwiek pozytywu w całej tej sytuacji- dobrze że tragedia pod Smoleńskiem została zepchnięta na drugi plan, nie stała się tematem przewodnim całej kampanii- co nie oznacza, że jej w tej kampanii nie ma, poszła tylko trochę w cień. Bo takiej okazji nie można zmarnować! Każdy, kto realnie myśli o prezydenturze musi pojechać nad „zalane tereny” zapewnić, że cierpi razem z cierpiącymi, równie mocno opłakuje stratę całego dorobku „tubylców” i zapewnia, że za jego kadencji „POWODZI NIE BĘDZIE!” Jest również kandydat, który nie jeździ, a wręcz krytykuje kandydatów – turystów. Namawia do wyganiania ich pałkami, sztachetami i wszystkim co się ma pod ręką. Nie da się ukryć, że trochę racji to on w tej ekspresyjnej wypowiedzi ma- bo rolą polityka – zwłaszcza tego mającego realną władzę (ustawodawczą w Sejmie, ew. wykonawczą w Pałacu) nie jest jeździć, ładnie się uśmiechać, czy nawet przerzucać worków z piaskiem, ale ustalanie prawa (i to nie w czasie powodzi ale doraźnie- kilka lat przed powodzią) – Bo jak już wiemy „Polak już nawet po szkodzie nie jest mądry” Bo ta powódź z 1997 roku niewiele nas nauczyła. Grunty zagrożone są sprzedawane, budowy ruszają, powstają wielkie osiedla – bo może się uda! Gorzej, gdy już wiemy, że się nie udało.

To co Polakom zostało? Modlitwa…bo 5min przed nadejściem fali wiele się już nie zrobi. Jak wiadomo, więcej mają tu do powiedzenia samorządy, bo Sejm- nie licząc pomocy finansowej poszkodowanym czuje się trochę bezsilny.

Ci, których ten kataklizm nie dotknął powoli się otrząsnęli – media coraz rzadziej pokazują co dzieje się w Sandomierzu i pobliskich wsiach. Ci których dotknął będą potrzebować trochę więcej czasu i nadziei na…(może po prostu…nadziei)