Rysunek Andrzeja Mleczki
W zasadzie temat, w którym
używanie jakichkolwiek sarkazmów jest nie na miejscu, powinien być omijany
przeze mnie szerokim łukiem. Z drugiej strony, gdy trudno w życiu uciec od
danej sfery życia, nie powinno się uciekać również od jej skomentowania,
zwłaszcza gdy budzi tyle emocji i rzadko niestety pozytywnych.
Bo o ile frustracją można
nazwać uczucie towarzyszące nam przy oglądaniu naszych „orłów”starających się
(jeśli nie strzelić) wtoczyć piłkę do bramki – tej solidniej strzeżonej...
O ile rozczarowaniem
można nazwać uczucie towarzyszące nam przy obserwowaniu polskiej
sceny politycznej...
O ile zwątpieniem można
nazwać uczucia towarzyszące nam słuchając wypowiedzi niektórych
przedstawicieli/reprezentantów wiary, którą sami wyznajemy...
...o tyle ze znalezieniem słów, (które zarazem nie byłyby
tymi ogólnie uznawanymi za wulgarne) by nazwać uczucie towarzyszące nam w
trakcie pośredniego lub bezpośredniego zetknięcia ze stanem naszej służby
zdrowia, jest już trudniej.
Gdy poprzednie
"bolączki" można w mniejszym lub w większym stopniu rekompensować
ewentualnie niwelować poprzez:
- próbę wygrania
Reprezentacją Polski MŚ na konsoli- wykazanie się wyrozumiałością wobec
polityków, tłumacząc ich kryzysem gospodarczym, prawdopodobną obecnością
"żył wodnych" pod budynkiem na Wiejskiej, lub zwykłym niefartem.
...tak pomysły na
poprawienie nastroju w związku z nadzieją na skuteczne, tanie i szybkie
leczenie okazują się doraźne.
Jak trudna jest sytuacja
"polskiego szpitala" ilustrują nam już nawet twarze kolejnych
ministrów zdrowia odbierających swą nominację. Wśród szczęśliwych, dumnych
spełnionych Pań i Panów w ceremonii zaprzysiężenia Rządu stoi 3 nowych
ministrów, którym już tak do śmiechu nie jest, mają poczucie, że jako jedynie
dostali zepsute zabawki. Z owych 3 ministrów, jeden dostaje zepsutą zabawkę
wraz z informacją, że zabawka raczej nie nadaje się już do naprawy. Z czasem
następuje przekazanie świnki skarbonki o nazwie NFZ, która (jak to bywa ze
świnkami skarbonkami) bywa szczodra jedynie tylko przy użyciu drastycznych
środków…I tak to de facto zrozumiała radość "nowego" z poznania
siedziby ministra zdrowia tłumiona jest paranoicznym liczeniem metrów
kwadratowych zwiedzanego pomieszczenia- nie w celu napawania się przestrzenią
ale orientacyjnym wyobrażeniu- ile to potencjalnych strajkujących pielęgniarek
jest w stanie się tu w przyszłości zmieścić. Od tego czasu, każdy większy skwer
nie kojarzy się już nowemu ministrowi z miejscem do wypoczynku ale ewentualną
lokalizacją „Białego Miasteczka”! A wyraz „namiot” nabiera pejoratywnego
znaczenia.
Budowanie wszystkiego od
nowa okazuje się chyba najlepszym rozwiązaniem ale brzmi równie utopijnie jak
„druga Irlandia”. To, że system kuleje wiadomo, ale trudno jednak zaplanować
coś co obędzie się bez finansowych nakładów- i tu może warto zastanowić się nad
wydawaniem pieniędzy przez Rząd, dyskusjami w TV na temat aborcji i eutanazji
(które nie minimalizując powagi tych spraw) zastępują często rozmowy na temat refundacji
leków, których ceny zniechęcają chorych do dalszego leczenia. Zadłużone
szpitale są na skraju bankructwa, brak nowoczesnego sprzętu, redukcja etatów,
szeroko rozwinięta korupcja, która daje możliwości szybkiej operacji,
transplantologii tylko najbogatszym.
Skoro sytuacja jest na
tyle skomplikowana nie należy jej komplikować bardziej przez biurokratyczne
przepisy, niewykorzystywanie sprzętu WOŚP (bez możliwości przekazania go
potrzebującym szpitalom). Przy wszystkim tym więc absurd polegający na płatnej
telewizji w salach chorych przy jednoczesnej darmowej telewizji dla więźniów
nie powinien już nikogo dziwić. W końcu w tym aspekcie życia dotkliwy absurd
osiągnąć najłatwiej.