(Rysunek Gwidona
Miklaszewskiego)
Wybory samorządowe,
które często nazywane są najważniejszymi z punktu widzenia
"prostego obywatela" (choć nigdy nie przepadałem za tym określeniem)
paradoksalnie nie cieszą się zwykle przesadną popularnością. Frekwencja nie
przekracza raczej 50%, emocje inne, mniej "pijaru", mało twarzy z
pierwszych stron gazet (najwyżej tych lokalnych), a głosować trzeba.
W wielu zakątkach Polski mamy jeszcze przed sobą drugą turę, więc możemy być
spokojni, że nasze miasta i wsie pozostaną jeszcze poozdabiane plakatami i
bilbordami, ale na klatkach schodowych nie będziemy się już ślizgać na
tysiącach rozrzuconych ulotek, bo kandydatów już będzie tylko dwóch.
PKW ujawniła już oficjalne
wyniki i co? Wygrali wszyscy! Fakt, nikt nie mówi o tym, że wygrały same
samorządy lokalne, bo one zazwyczaj przegrywają, ale zwycięzców partyjnych mamy
wielu. Platforma Obywatelska, która w sondażach nie dawała żadnych szans swoim
konkurentom, odnosi w wyborach gorszy wynik, ale co mówią członkowie PO?
"Wygraliśmy!" Pewnie, nie da się ukryć, że są to kolejne wybory, w
których Partia Donalda Tuska zdobywa większość. Ale czy na prawdę nie czuć tam
goryczy porażki, że jednak rzeczywistość stała się okrutniejsza niż ta
sondażowa?
PiS! O tak, tam entuzjazm
pokazywany jest jak na zawołanie. Porażką partii, (która notabene jest
największą partią opozycyjną z wielkimi aspiracjami na
zwycięstwo) jest już na wstępie niewystawienie swojego
kandydata na najbardziej prestiżowe stanowisko samorządowe -
prezydenta Warszawy. Popiera więc Pana Bieleckiego, który specjalnie się z tym
nie afiszuje. Po ogłoszeniu wyborów nie wspomina o Jarosławie Kaczyńskim, nie
dziękuje za żadne wsparcie. Szczerze mówiąc ja "podziękowałbym" tej
partii za wsparcie ale raczej w swoistej sarkastycznej formie, bo trudno mówić
o tym, że dziś PiS jest lokomotywą, która"ciągnie" swoich kandydatów,
a zwłaszcza w "platformowej" Warszawie. Tak czy owak PiS z
dumą w głosie ogłasza zwycięstwo w wyborach. "Wygraliśmy te wybory, ale
gdyby nie niekorzystne zdarzenia jakie miały miejsce w ostatnich dniach, to
byśmy je wygrali". Logiki w tym żadnej, ale czasownik "wygrać"
pada DWA RAZY! trzeba wmówić społeczeństwu kto jest zwycięzcą. Hm... a mówi się
o Platformie, że mają Goebbelsowskie zapędy. PO w sferze propagandy nie
zostanie tak szybko doścignięta, ale PiS dwoi się i troi by dorównać, na razie
w marnym stylu. Kolejny zwycięzca? - SLD . Pan Olejniczak w Warszawie po
ogłoszeniu miał minę nietęgą, ale po otrząśnięciu się, usłyszeliśmy starą
śpiewkę: "lewica się odradza! Jeszcze Wam pokażemy..." Życzę jak
najlepiej ale tempo tego odrodzenia nie pozwoli na to bym ja (i kilka pokoleń
młodszych ode mnie), ujrzał w końcu słupki, gdzie Lewica przewodzi.
Ostatnia partia która może
pochwalić się swoim przedstawicielstwem w parlamencie, a walczyła dzielnie w
samorządach- PSL. I co? Zwyciężyli! Ale tu nie mam zamiaru obalać tego mitu.
Rzeczywiście "ludowcy" po raz kolejny udowodnili, że mimo trudnych
wyborów jakie są dla nich wybory parlamentarne (pot na czole przy każdym
wieczorze wyborczym, czy uda się jakoś wejść do Sejmu) w samorządach potrafią
być nawet "trzecią siłą".
A sama kampania...znów
była kolorowa, Pani Sara May robiła furorę na bilbordach, które zresztą były
permanentnie zdejmowane przez..."smakoszy". Kandydatami byli również
sportowcy, "gwiazdy", wiele młodych wilczków, które ze sztandarami zmiany
pokoleniowej miały trudne zadanie zbudowania zaufania w przeciągu kilkunastu
dni. Teraz II tura i później znów wielki smutek, żal i osieroceni obywatele,
którzy z niecierpliwością będą czekać na kolejne wybory, w których znowu ktoś
sobie o nich przypomni, ktoś się uśmiechnie, da jabłko, kolorową ulotkę, obieca
lepszą pracę, może nawet jakiś cud. Powie, że będzie lepiej, a wszyscy znów
będziemy mieć prawo do NADZIEI.