Rysunek Andrzeja Mleczki
Od pewnego czasu w mediach
możemy usłyszeć o kolejnych przypadkach "ludzkiego" podejścia do
zwierząt. Nie jest to przecież problem cywilizacji XXI wieku, ale dzisiejsze
środki przekazu ułatwiają nam dokładniejszą obserwację tego zjawiska. Co jest
nowością? To, że oprawcy sami, z dumą, zamieszczają w internecie nagrania, na
których widać wyrafinowane i wciąż bardziej wymyślne metody znęcania się nad
zwierzętami. Powody tych patologicznych zachowań mogą być różne. Mogą to być
poważne problemy emocjonalne, brak szeroko-rozumianej wrażliwości sensorycznej,
może to być również chęć postawienia się w roli "Pana" (co wpływa na
ego i daje poczucie władzy), może zwykła potrzeba zniwelowania wszelkich
negatywnych uczuć - złości, niepowodzeń, poczucia poniesionych porażek,
kompleksów itd. Powodów jest wiele i każde zachowanie ma najprawdopodobniej
inne psychologiczne podłoże. A co dziś staje się nowym powodem? Chęć
zaistnienia w sieci!
Dziś, internet daje prawo
zaistnienia każdemu. Jeśli potrafimy coś, co wydaje się być atrakcyjne, a
jeszcze lepiej kontrowersyjne stajemy się tzw. "gwiazdą internetu".
Śledzenie wciąż wzrastającej liczby wyświetleń naszego filmiku na "YouTube"
daje większą przyjemność niż zabawa folią pęcherzykową, a każdy głos poparcia
wzbudza potrzebę pójścia o krok dalej.
Czy długofalowy proces
ewolucji zaczyna zataczać koło? Raczej nie, bo gdyby nasi przodkowie z początku
ery, mieli do dyspozycji kamerki internetowe przebiliby swoją wymyślną formą
zabijania Jigsawa z filmu (a raczej serialu) "Piła". Jest więc
lepiej? Pod pewnym względem tak. Społeczne przyzwolenie na przemoc wobec
zwierząt jest coraz mniejsze. Dyskusja na temat zaostrzenia kar wobec "katów"
staje się coraz żywsza. Co poszło w takim razie nie tak? Popularyzacja zjawiska
ogólnie-rozumianej przemocy i swoista normalizacja wszelkich patologii, bowiem
filmy akcji, bez setek zabitych i litrów przelanej krwi wydają się być dla
wielu nudne. -Tak wiem - Zabrzmiałem jak sfrustrowana katechetka
przeprowadzająca rozmowę z dziećmi na temat dzisiejszego wpływu "rogatego
diabła"- (zwanego popularnie telewizorem) na młode umysły, ale piszę o
tym, bo nigdy nie zrozumiem zjawiska polegającego na zakrywaniu dzieciom oczu przy
scenie namiętnego pocałunku filmowych bohaterów (różnej płci), a nawet scen z
lekkim podtekstem seksualnym przy jednoczesnym akceptowaniu widoku agresji. Czy
przemoc w mediach, z którą spotkamy się od dziecka ma wpływa na naszą
tolerancję i poziom wrażliwości? Trudno kategorycznie zaprzeczyć, ale w wielu
przypadkach nie ma to tak znaczącego wpływu na nasze zachowanie, jak po prostu
nasza ludzka natura.
"Eksperyment
stanfordzki" (przeprowadzony pod kierownictwem Philipa Zimbardo w 1971
roku, choć kontrowersyjny i wątpliwy pod względem moralnym), dowiódł o
skłonności ludzi do radykalnych zmian zachowań, jak również do wielkiego
okrucieństwa. 10 lat wcześniej mając na uwadze wydarzenia z II Wojny Światowej,
Stanley Milgram badał wpływ autorytetu na zachowania jednostki. Wyniki okazały
się przerażające i mogły potwierdzić fakt, że naziści nie byli wyjątkowi (w
negatywnym tego słowa znaczeniu) - byli jednymi z nas...ludzi.
Na podstawie wielu
przykładów naszej zwierzęcej natury, czy "człowiek" nadal brzmi dumnie?
Chciałbym, aby tak było, bo przecież "narzędzia" mamy...