Źródło: to było już dosłownie wszędzie
Nadając w ostatnim czasie
blogowi świąteczno – rocznicowy charakter, wspominając rocznicę śmierci
„Polskiego Papieża”, rocznicę katastrofy smoleńskiej - nie przypuszczałem, że
Polacy głodni „świąt”, pomiędzy tymi wcześniej wspomnianymi, a Świętami
Wielkanocnymi, 25. rocznicą awarii w elektrowni w Czarnobylu, ślubem 100-lecia
(księcia Williama i Kate Middleton), „tridum majowego” i beatyfikacją- zapragną
świętować rocznicę pochówku prof. Lecha Kaczyńskiego na Wawelu. Na nowo
należało więc wzbudzić ogólnonarodową dyskusję na temat słuszności tej decyzji,
wyprowadzić na ulicę swoje bojówki i czcić lub protestować. Strona internetowa
partii PiS pogrążona została tamtego dnia w jeszcze większej żałobie, niż
dotychczas, a bogactwem kolorystyki mogła śmiało konkurować z moim blogiem.
Swoją drogą uważam, że pójście o krok dalej i zastosowanie przez partię:
czarnego tła, czarnej czcionki, czarnych zdjęć w czarnych ramkach, czarnego
słupka poparcia (PiSowego sondażu) na czarnym wykresie, byłoby najlepszym
rozwiązaniem - ukazałoby bowiem szacunek nie tylko dla ofiar, ale też dla tych,
którzy wchodząc na witrynę „kwejk.pl” opuszczą przez przypadek literkę „e”.
Kwietniowo-majowy czas
okazuje się w ten sposób wyzwaniem dla tych, którzy nade wszystko czują się
zobowiązani do czczenia wszelkich świąt/rocznic. Alkoholowy maraton i toasty,
stają się więc psim obowiązkiem każdego z nas. W dniu rocznicy katastrofy winno
się upić, by zapomnieć o przebiegłości Rosjan, w dniu rocznicy pochówku prof.
Lecha Kaczyńskiego upić się z żalu, bo przecież jak się wszyscy ostatnio
dowiedzieliśmy prof. Lech Kaczyński był najwybitniejszym politykiem po II WŚ
(choć ostatnie kłamliwe sondaże mówią, że najlepiej ocenianym Prezydentem RP
był Aleksander Kwaśniewski), zmartwychwstanie Jezusa winno się uczcić równie
godnie, co Jego grudniowe(?) urodziny, następnie wznieść toast na cześć
książęcej pary. Polska przecież żyła tym wzniosłym wydarzeniem od tygodni,
odstawiając na drugi plan beatyfikację JP II. Oby sił wystarczyło na to
świętowanie, bo później za Flagę, za Konstytucję (pierwszą w Europie?), matury…
Kolejny raz czuję się jak
ostatni ignorant, bo nie świętuję należycie mocno. Katastrofa smoleńska została
sprowadzona do statusu narzędzia politycznego, co spowodowało, że nie mam
ochoty niczego czcić (choć nadal bardzo współczuję rodzinom), Wawel
konsekwentnie pozostawiam bez komentarza, święta kościelne tracą w moich oczach
urok z każdym rokiem, nie ekscytuję się również ślubem 100-lecia, a na beatyfikację
spoglądam z dystansem [z uznaniem dla zasług Karola Wojtyły, ale też bez
szczególnej potrzeby do pośmiertnego symbolicznego honorowania Go „tytułami”.
Swoją drogą jeśli po 1. maja będę świadkiem kolejnego narodowego zrywu
budowania pomników, tym razem już dla BŁOGOSŁAWIONEGO Jana Pawła II,
przebudowywania dotychczasowych, które były budowane dla Jana Pawła II
„zwykłego”, zmianę obecnych ulic i placów, by znaczący dopisek się jednak
znalazł - to spojrzę na mój kraj z nutką goryczy i współczucia (bo poza
wichrzycielskim tupnięciem nogą nic mi nie pozostanie), że narodowy patos
kolejny raz przysłania zdrowy rozsądek].
Kroczę ciemną drogą w
stronę nihilistycznego królestwa pozbawionego wartości? Lubuję się w monotonni,
cichej refleksji i aspołecznego podejścia do otoczenia? Przedzieram się w
przeciwnym kierunku do obowiązujących norm, tradycji, świętości? Możliwe, ale
kiedy oponenckie życie mnie zmęczy, to łatwiej będzie mi - (temu, opadłemu z
sił) pozwolić porwać się przez silny prąd, niż tym biegnącym w tłumie,
zatrzymać się, a tym bardziej zawrócić.
PS. Tak, powyższego wpisu
nie należy brać zbyt literalnie. Choć ociera się o egzystencjalny nihilizm, jak
również tani nonkonformizm, drażni niedojrzałym, młodzieńczym buntem przeciwko
szkolnej fluoryzacji, to w gruncie rzeczy walczy tylko z przerostem formy nad
treścią i to w każdym aspekcie życia, bezrefleksyjnym podejściem do tradycji
narodowych, religijnych, jak i obowiązujących trendów z ciągle obecnym w tle
strachem, przed wyjściem
poza dotychczasowe normy.
Ogólnoświatowa gra pozorów?