Rysunek Andrzeja Mleczki
Chyba nikt już nie łudzi
się, że katastrofa z 10. kwietnia była w stanie kogokolwiek zjednoczyć. Polskie
społeczeństwo podzieliło się przecież jeszcze bardziej, a nasze stosunki z
Rosją? No właśnie. Wielu ekspertów wysnuwało diagnozy, że o to w końcu jest okazja,
by i na Rosję spojrzeć łaskawszym okiem. Dziś wiemy, że jeśli katastrofa miała
coś zmienić w naszych polsko-rosyjskich stosunkach to raczej nie na lepsze.
Wewnątrzpaństwowy dyskurs
na temat pozycji Polski w Świecie rozgorzał na nowo. Prawo i Sprawiedliwość -
partia, która już swoją nazwą najchętniej przekroczyłaby wszelkie granice
narodowego patosu (i jeśli tylko nazwa "Polska Partia Prawych i
Sprawiedliwych Walczących o Honor, Dumę Najjaśniejszej Rzeczypospolitej w Imię
Boga i Wartości Najwyższych" była łatwiejsza do wymówienia i zapamiętania
to bez żadnych zahamowań widniałaby w rejestrze partii politycznych) staje się
w medialnej obronie Polski bezkonkurencyjna. Działacze wyżej wymienionej partii
w niemal każdej dyskusji na temat polityki zagranicznej Polski wspominają o
naszej suwerenności, wielkości i honorze niepozwalającym na jakiekolwiek
ustępstwa w rozmowach z UE, a tym bardziej z Ros*ą (co innego z USA
nie? - bo do nich akurat PiS ma zaufanie). Tak to ma więc wyglądać: "Polska
wielka jest i basta i niech każdy na kolana!". Nieważne, że pod względem
powierzchni jesteśmy nie na pierwszym, a na dziewiątym miejscu w Europie, pod
względem liczby ludności na ósmym, jesteśmy też gospodarczo szóstą
"potęgą" europejską, dosyć świeżym członkiem UE, który więcej z tego
(swoją drogą dziwnego "związku") pobiera niż daje. Ale
nie! Patriotyzm wg PiSu nie polega na realnym spojrzeniu na nasze miejsce w
szeregu i bronieniu własnych praw i odrębności, ale na nacjonalistycznym,
megalomańskim wojowaniu za pomocą tępej szabelki - a to niestety może
paradoksalnie zmniejszyć rangę naszego Państwa. Żeby nikt mnie źle nie
zrozumiał - nie chodzi mi o służalczy ton naszej dyplomacji - chcę by Polska
była szanowana - dlatego marzę sobie, by traktowano nas POWAŻNIE.
Raport MAK - specjalnie
mnie nie zdziwił. Chociaż spodziewałem się kilku zdań samokrytyki, które
zachowałyby pozory obiektywizmu. No jest jak jest. Z Rosją mamy do czynienia.
Jeszcze te promile we krwi gen. Błasika...Tylko co teraz?
PiS już by
"naszych" na wojnę szykował, bo skandal przecież! policzek dla
Polski! Nie wspominając o tych zgrabnych porównaniach do wydarzeń z Katynia -
bo to "tygryski" z PiSu lubią najbardziej. To przecież znów obudzi w
wielu środowiskach te najgorsze emocje w stosunku do Rosjan (tfu! Ruskich!).
Tylko co to da? Nigdy jeszcze nienawiść i wzbudzanie ogólnonarodowej niechęci
do innego Państwa nie doprowadziły do niczego dobrego.
PO? - Tu już sprawa jest
bardziej skomplikowana, bo o ile naszą opozycję nawet w Europie nie traktują do
końca poważnie, o tyle partia rządząca (tak, tak, nieudolnie rządząca) musi
uważać na słowa. Nie może jak Pan Jarek chlapnąć coś o zamachu, coś o
politycznej prowokacji, bo dyplomacja rządzi się swoimi zasadami i regułami.
Dlatego okazja więc kolejna, by opluć: "Premier nie broni Polski, która
poniżana tylko przez wszystkich zostaje!".
Każdy Polak,dziś już jako
ekspert katastrof lotniczych, bez problemu sporządziłby przecież swój raport.
Kowalski napisałby: "Ruskich wina!", Nowak opierając się na wiedzy empirycznej
stwierdziłby, że piloci popełnili szkolne błędy i wskazałby tor lotu
jaki powinien obrać Tupolew, by bezpiecznie wylądować. Wszystko to doprawione
naszą skłonnością do łatwych i skrajnych ocen...
O ile można podejść z
przymrużeniem oka na całokształt raportu MAK i głośno mówić o zastrzeżeniach, o
tyle z przymrużeniem oka na niektóre zarzuty wymierzone w stronę Polską nie
można - i to nie dlatego, że powinniśmy biało-czerwoni z nerwów krzyczeć o oszczerstwach
ze strony Rosjan, ale z pokorą we własną nieudolność, niestaranność i
świadomość w tragizm naszego narodowego powiedzenia: "Jakoś to
będzie" - usiąść i przeanalizować, że czasami to "jakoś"
jest dla nas opłakane w skutkach...