wtorek, 22 marca 2011

"...Gdzie każdy chce być luźny, uśmiechnięty. Nikt nie chce być poważny"

Rysunek Andrzeja Mleczki

Tak! To już dziś. Cały Naród z wielkim podnieceniem czeka na dzisiejszy wieczór. "Debata o przyszłości" ma przecież rozwiać wszelkie wątpliwości - co dalej z naszym systemem emerytalnym. Zalet zorganizowania tego "show" jest kilka. Począwszy od pogodzenia rodzin w każdym polskim domu - bo nikt nie będzie chciał oglądać w tym czasie "M jak Miłość" czy "Na wspólnej", a nawet poniedziałkowego "HITu Polsatu" i obejdzie się bez walki o pilota, skończywszy na edukacyjnym charakterze programu. Usiądziemy wszyscy, zgodnie, obok siebie z nadzieją, że to co zobaczymy zmieni oblicze "debaty publicznej", a i odwieczny problem rozwiąże. Nikt nawet przez moment nie pomyśli o Lucku Mostowiaku (chyba, że w kontekście jego szans na lepszą emeryturę), nikomu nie przyjdzie do głowy, by przełączyć na inny kanał, by wstawić w tzw. między czasie wodę na herbatę (i to nie z w powodu sceptycznego podejścia do jej, w ostatnim czasie, gorzkiego smaku).

Dyskusja na temat składek emerytalnych odbywała się od zawsze, ale nigdy nie była tak zażarta i tak merytoryczna. Polak  na przestrzeni kilku miesięcy nabył przecież wiele nowych zdolności. Wspominana przeze mnie (już wielokrotnie) pewność Kowalskiego we własne możliwości, została wzbogacona ekonomicznym instynktem i matematycznymi zdolnościami, które do tej pory musiały być gdzieś (tam) głęboko skrywane. Pan Kowalski potrafiłby już nie tylko bez żadnych problemów latać Tupolewem, lądować nim na osiedlowym parkingu, zostać doradcą Jose Mourinho w sprawach ustawienia formacji Realu Madryt (by w końcu awansować do ćwierćfinału LM), zwać się  ekspertem od energetyki atomowej, ale również stworzyć własny system emerytalny, któremu nie straszne będą skoki demografii.

Od 20:25 będziemy mogli w końcu skonfrontować swoje pomysły z pomysłami prof.Balcerowicza i Ministra Rostoskiwiego...ewentualnie nie pozbywając się wcześniejszych uprzedzeń do któregoś z nich - wyśmiewać fryzurę, kolor garnituru, niemodny krawat i każde wypowiadane zdanie. Ci najmniej cierpliwi w końcu kwitując "aaaj bzdury gadają" przełączą na inny kanał, niektórzy z brakiem zaufania do obiektywizmu i profesjonalizmu dysputantów stwierdzą, że sensu w tym całym "show" jest tyle, co w programach Jerrego Springera - a dynamika i emocje mniejsze. Czasy wymagają przecież większej ekspresji, szaleństwa! 

Ciągle ironizuję, nie podając żadnych własnych pomysłów - owszem, bo się nie znam na ekonomii, ale "jakie takie" podstawy logiki pozwalają mi drwić z pomysłu,na uzdrowienie sytuacji dzisiejszych i przyszłych emerytów, polegającym na zachęcaniu Polaków do intensywniejszej prokreacji - ciekawe rozwiązanie w kraju, gdzie stopa bezrobocia wynosi ok 13% (i to przy dobrym wietrze), absolwent wyższej szkoły z nadzieją patrzy na każdy nowo-powstający budynek jak na nową "Biedronkę", nowego "Lidla", a gdy mniejsze gabaryty "budowli" uświadamiają i rozwiewają nadzieję na jakiekolwiek stanowisko pracy, zerka, czy przypadkiem nie zawiśnie w końcu turecka flaga, a z wnętrza jak woń kebaba nie zrodzi się nadzieja na pracę i wymarzone odprowadzenia składki ZUS, OFE, DVD, DPS, DTS, PTS...i spokojne przekwitanie.

21.03! WIOSNA! -  co by dać Narodowi jakiś optymistyczny impuls.

czwartek, 10 marca 2011

9 marca - nie pozwólmy kwiatom zwiędnąć, czyli jak zwalczać obecny nadal patriarchat?


O ile na wczorajszych ulicach można było dostrzec swoiste pobudzenie, a przed kwiaciarniami "większe męskie kolejki" niż przed kioskami w dniu sprzedaży numeru CKM z "polską królową muzyki pop", to mimo wszystko czegoś brakowało. Uciekający z Polski socjalizm wraz z wieloma ("atrakcjami") zabrał tradycję świętowania 8. marca. Czy możemy czuć się osieroceni?

Kobieta XXI-wiecznego kapitalizmu nie dostanie już goździka, rajstop czy mydła, nie zostanie utwierdzona (i tak w "silnym" już przekonaniu) o wielkiej roli jaką odgrywa w budowie stabilnego państwa. Obok strat materialnych nie sposób więc dostrzec daleko idących strat moralnych. Co zrobić, by kobieta ze łzą w oku nie spojrzała na czasy socjalizmu? Goździk można zastąpić czerwoną różą, rajstopy romantyczną kolacją, a mydło sobie odpuścić, bo kapitalistyczna kobieta jest bardziej podejrzliwa i wyczulona na wszelkie sugestie, niż socjalistyczna towarzyszka doceniająca każdy gest ze strony obywatela mającego na uwadze dobro wspólne i szeroko rozumiany kolektywizm.

W galopującym Świecie konsumpcjonizmu możliwości na zrekompensowanie płci pięknej utraconych "dóbr" jest dużo, więc warto zastanowić się co zrobić, by kobieta nie musiała czuć się wyjątkowo tylko 8. marca, ale miała świadomość własnej wartości cały rok. Zadanie trudniejsze niż inwestycja w kwiatek? Niewątpliwie...zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę dotychczasowe tempo zmian w dążeniu do równouprawnienia kobiet w życiu społeczno-politycznym.

Na system norm i wartości danego Państwa wpływa wiele czynników. Niezaprzeczalny jest fakt, że w Polsce mamy do czynienia z dużym wpływem historii (podpierając to naszym specyficznym "polskim patriotyzmem"), religią i symboliką - związaną z przynależnością narodową jak i religijną. O ile nasza historia nie zalatuje radykalnym patriarchatem (są nacje mające w tej kwestii większe osiągnięcia) o tyle "polska religijność" wywarła wyraźny wpływ na zhierarchizowanie płci. Mam tu na myśli chociażby typowo męski organizm stanowiący władzę kościelną, pielęgnowanie konserwatywnego obrazu rodziny katolickiej z typowo nadrzędną rolą mężczyzny, bo? Bo kobieta to tylko z żebra mężczyzny pochodzi? To wszystko odciska swoje piętno na codziennym życiu - nie tylko prywatnym ale i zawodowym. Można pocieszać się, że nie jest tak najgorzej, bo w kulturze islamskiej (a zwłaszcza w rodzinach fundamentalistów) kobieta w społecznej hierarchii jest o kilkadziesiąt szczebli niżej niż w kulturze zachodniej (gdzie w Szwajcarii prawo wyborcze kobiety wywalczyły [o zgrozo]  dopiero w 1981 roku).

Wracając do naszego problemu i nie szukając usprawiedliwień typu: gdzie indziej jest o wiele gorzej, zastanówmy się co zrobić by było lepiej. Nie chodzi mi tu o przyklaskiwanie Pani prof. Środzie, Pani Szczuce przy każdym nowym pomyśle na zrównoważenie szans płci, bo feminizm może być równie groźny co szowinizm - i nie boję się tu matriarchalnego systemu w dobie nowej cywilizacji, ale radykałów, którzy z patologią walczą patologią. Co z parytetami mającymi na celu wyrównaniu szans kobiet w polityce? Właśnie tego typu sztuczne mechanizmy emancypacji kobiet dopiero dowodzą jak jest źle, bo dopiero uwłaczające dla kobiet staje się to, że by znaleźć się na wyborczej liście należy usankcjonować to jakimś nakazem. Warto pracować więc nad zmianą mentalności, bo wprowadzanie czegoś na siłę może odnieść odwrotny efekt. Szowinistyczne i seksistowskie żarty piętnować, a wszelkie ograniczenia roli kobiet traktować jako patologię, a nie kulturowy zwyczaj...

niedziela, 6 marca 2011

"Różnimy się, co akurat nie trudno zgadnąć, ale mamy jedną wspólną przypadłość..."

Rysunek Andrzeja Mleczki

Blogerzy mogą czuć się zaszczyceni. Do naszego grona dołączyła osobistość nietuzinkowa. Już sam fakt korzystania z tej samej globalnej sieci co ona, przyprawia mnie o dreszcze i wywołuje nieopisaną ekscytację graniczącą wręcz z podnieceniem. Jarosław Kaczyński - tak, ten sam, który nie tak dawno wypowiadał się na temat internautów z pogardą stawiając ich w roli "podgatunku". Należałoby więc zadać sobie pytanie: Czy my - internauci - tak ewoluowaliśmy przez ostatnie 2 lata, by Pan Prezes spojrzał na nas łaskawszym okiem, czy może to w nim zaszła jakaś zmiana?

Ostatnia kampania prezydencka ukazała nam nowe oblicze Pana Jarosława, jego zdolność do przepoczwarzania się i skłonność do zmian dotychczasowych ocen wobec chociażby ludzi lewicy i Rosjan (których potrafił nazwać nawet przyjaciółmi). Nie dziwi więc już wyrachowana zagrywka związana z internetem. Mieliśmy już przecież videobloga, którego działalność zakończyła się po pierwszym "filmiku", teraz czas na formę pisaną. A wszystko to dla nas...dla [potencjalnych] wyborców. Samego efektu oceniać nie będę, nie będę też drwił z wpisów, które przypominają bardziej rozdział popularnonaukowej książki, a nie internetową notkę, nie będę kpił z zapewnień o czytaniu każdego komentarza pod postem (ach zawsze lubiłem ten sposób obrzucaniem kogoś błotem nie brudząc sobie przy tym rąk). Nie oceniam, bo dopiero naraziłbym się na śmieszność - bowiem Pan Jarosław w ciągu jednego dnia zanotował więcej odsłon niż (pozostawiający wiele do życzenia) 'nonkonformista' przez rok swojej aktywności.

Tak jak nie śmieszyły mnie również kąśliwe żarty skierowane w Pana Prezesa na temat jego kawalerstwa, mieszkania z kotem, braku prawa jazdy, konta bankowego, znajomości języków obcych, wzrostu itd., tak dalej nie śmieszą mnie żarty na temat jego obsługi komputera ograniczającej się do wydawania poleceń swoim "podwładnym" - bo przecież to takie trywialne, chamskie, infantylne zarazem, a jednocześnie świadczące o braku innych merytorycznych uwag. A wszyscy dobrze wiemy - że tych merytorycznych znalazłoby się jeszcze więcej.

Zawsze jednak mogę się podśmiewać z całej tej "teatralnej gry" Pana Prezesa i jego puszczanych "oczek" w stronę młodych wyborców. Fakt faktem, cel został poniekąd osiągnięty, bo nawet ja jako (delikatnie rzecz ujmując) sceptyk politycznej działalności Pana Jarosława Kaczyńskiego, bloga odwiedzam, a nawet zgadzam się z wyrażaną  ostatnio przez Pana Prezesa troską o narodową pamięć, szacunek dla historii i niefałszowanie faktów,  chociażby dlatego, że można usłyszeć w odpowiedzi: "...Pierdo**sz, nie było cię tam!".