Rysunek Andrzeja Mleczki
Kiedy już prawie wszyscy mamy za sobą wczesno-jesienne przeziębienie,
czas na... jesienne stany depresyjne, które tak łatwo leczone już nie są. Na
nic zda się podwójna dawka rutinoscorbinu i witaminy C. Mało tego, trudniej o
zwolnienie ze szkoły, studiów, pracy, życia...
Na szczęście mamy kabarety, filmy "komediowe" i wszystko to,
co nazwać można emocjonalnym balsamem dla naszych skołatanych nerwów. Czy tak
rzeczywiście jest? Czy "dwójkowy" kabareton, polsatowe kabaretowe
jubileusze są w stanie uraczyć nas swoim dowcipem i choć przez moment posiadać
swoisty eskapistyczny charakter dla naszej zmęczonej codziennością psychiki?
Polska scena kabaretowa uboga przecież z pewnością nie jest... mamy
kilka grup, które za pośrednictwem TV, regularnie gości w naszych smutnych,
polskich domach, mamy kilka przebijających się przez mainstream i kilka
próbujących reaktywować swoją działalność po długim bycie w niebycie. W sumie
przeciętny polski Kowalski bez problemu potrafiłby wymienić od 5 do 10 grup
kabaretowych. Jeśli więc samą ilością wstydzić się nie musimy, to jak wygląda
kwestia ich jakości? Mamy regularne przebieranie się męskiej części
kabareciarzy za kobiety - co według samych twórców samo w sobie winno być
zabawne, lawirowanie na granicy rasizmu, antysemityzmui... dobrego smaku,
parodie polityków (których zazwyczaj komizmu przejaskrawiać już nie trzeba),
ukazywanie niższej strefy społecznej i intelektualnej, okraszonej błędami językowymi,
jąkaniem, seplenieniem, no i... to co lubimy najbardziej...wulgaryzmami. Bowiem
nawet najmniej śmieszy skecz, może uratować zwykła "kur*a". Wtedy
zgromadzona publiczność wybucha spontanicznym śmiechem, nie pamiętając przy
tym, że cały skecz nie wywołał na ich zasępionych twarzach nawet subtelnego
uśmiechu. Przekleństwa bowiem nabrały u nas paradoksalnie komicznego wyrazu. O
ile cenzura momentami przeszkadza kabaretom (w występach na żywo) na rozłożenie
skrzydeł, tak w polskich filmach komediowych można już hulać do woli.
Kiedy przeciętny Nowak zapytany zostanie o najlepsze filmy komediowe
będzie miał poważny problem... nie chcąc wyłamywać się z ogólno panującego
przekonania, (i czy widział, czy nie widział, zrozumiał, czy nie zrozumiał)
podniesie dumnie głowęi odpowie: "wiadomo... to MIŚ, SEKSMISJA, yy...
a no REJS jeszcze oczywiście!" A ja... dziękuję Bogu, że nie
przypomniał sobie "Dnia Świra", który przerażająco duża część
społeczeństwa włącza na... poprawienie nastroju - a... to trochę tak, jakby
włączać sobie marsz żałobny, tańczyć pogo i entuzjastycznie skakać po
wersalkach.
Co z naszą komediową kinematografią teraz? dzisiaj? mamy w ostatnich
latach przecież CIACHO, TESTOSTERON, JAK POZBYĆ SIĘ CELULITU... itp. Sale
kinowe pękają w szwach, a publiczność swoim śmiechem potrafi zagłuszyć nawet
tych, którzy przychodzą na seans tylko po to, by zjeść popcorn i za pomocą
słomki wciągnąć każdą, nawet najmniejszą kroplę coli z plastikowego kubeczka. W
dzisiejszych "tworach" dialogi z pewnością do klasyków należeć nie
będą... ale mają coś, czego wcześniejsze produkcje nie miały. Mianowicie
chodzi o uniwersalny sposób na rozśmieszenie widza, gdy inwencji na
"woodyallenowski", "monty pythonowski" żart po prostu
brakuje. Nikt już dziś przecież nie wspomina filmu "PSY", jako
przykładu zwulgaryzowanej formy przekazu, bo dzisiaj każdy projekt bywa takim
"szczeniaczkiem", który niestety poza wspomnianą formą nic do
zaoferowania nie ma... ale wielu z nas to wystarcza...
Co z resztą? Co z tymi sztywniakami, których te wysublimowane
kabaretowe żarty nie śmieszą, a raczej stają się prehistoryczną wycieczką,
swoistym zaznajamianiem się z cudem ewolucji, poprzez ukazywanie potencjalnego
zachowania naszych praprzodków. Co jeśli niektórzy z nas idąc na polski
film komediowy nie czekają na "mięsne kawałki", by wybuchnąć
śmiechem, który zarazem ujawnia ich nadzieję na otrzymanie po seansie orderu
dla "błyskotliwego widza"? Co jeśli filmy uznawane przez wielu za
komedie (np. te Pana Koterskiego) rozumiane są jako dramaty? Co jeśli
"Trudne Sprawy", "Dlaczego Ja?", "Pamiętniki z
Wakacji", serial "Klan" pomimo groteskowych wątków nie potrafią
zaspokoić głodu dobrego humoru?
Zostaje im leczenie farmakologiczne!?