Rysunek Andrzeja Mleczki
Jak dzisiaj - w stanie pokoju,
definiować możemy patriotyzm? Co możemy zrobić, by móc bez chwili zawahania
nazwać się prawdziwymi patriotami? Każdy ma na to pytanie zapewne inną
odpowiedź. Niektórzy odpowiedzą, że swój patriotyzm okazują poprzez płacenie
podatków, uczciwość wobec własnego Państwa, czy szanowanie mienia
publicznego. Inni pochwalą się patriotycznymi odruchami takimi jak wywieszenie
flagi państwowej w dniach narodowych świąt, uczestniczeniem w pochodach
rocznicowych. Są również i ci, którzy swój patriotyzm mylą z nacjonalizmem,
rasizmem, czy też szeroko rozumianym narodowym szowinizmem. Czy polityczna
sytuacja państwa temu sprzyja?
Gwałtowne rozszerzanie się grup
społecznych opozycyjnych wobec rządu jest rzeczą naturalną. Zwłaszcza, gdy rząd
długo nie ustępuje i zaczyna męczyć samym swoim jestestwem. W trakcie rządów
lewicy - wzmacnia się skrajna prawica, w trakcie rządów prawicy swoją siłę
zaczyna budować niezadowolona skrajna lewica. My znajdujemy się w o
tyle ciekawym punkcie historii, że rządząca partia ma problem z samo
definiowaniem się (między innymi to gwarantuje im poparcie w granicach
40%) powoduje to wzmacnianie się tych skrajnie prawicowych, jak i lewicowych
skrzydeł naszego białego orła (wokół którego dzięki PZPN-owi mamy tyle szumu)
niezadowolonych z obecnej mdłej polityki. Dobrym przykładem mobilizacji były
11-listopadowe manifestacje, o których było głośno nie tylko w naszych mediach,
ale i tych europejskich. Trudno oceniać atmosferę marszów opierając się na
doniesieniach medialnych, które ograniczyły się do relacji bandyckich wybryków.
Warto jednak pozostawiając "uczciwość i obiektywizm" przekazu mediów
na bocznym torze i zastanowić się nad naszymi postawami, jak również metodami
wyrażania własnych poglądów.
Zarysowywanie w społeczeństwie
demokratycznym granicy pomiędzy różnymi światopoglądami jest rzeczą naturalną,
problemem mogą okazywać się jednak jaskrawe barwy. Z poglądowym radykalizmem
mamy do czynienia w Polsce coraz częściej. Ba, osoby, które są w swoich
poglądach bardziej radykalne dostają większy poklask swoich popleczników. Ci,
którzy skorzy są do dialogu, kompromisu - spychani są na margines działalności
publicznej (jak chociażby w ostatnim czasie ks. Boniecki). Bo przecież bunt
musi być wyraźny! Bez umizgiwań, puszczania oczek do wrogich obozów. Skrajna
lewica ma rzucać tęczowymi sztyletami do konserwatystów, ośmieszać katolicki światopogląd,
przy jednoczesnym rewanżowaniu się tych drugich - (owiniętych polskimi flagami,
w rękach dzierżących po kilka krzyży, symboli religijnych i narodowych) -
poprzez wulgarne hasła powplatane pomiędzy cytaty Jana Pawła II, grożenie i
szczucie tymi, dla których walki boiskowe są najwyższym wyrazem miłości do
Ojczyzny. Polski Kościół Katolicki i tak rozgrzeszy, bowiem "wyplenianie
lewactwa" stało się celem wspólnym.
Anty-niemieckość, anty-rosyjskość, antysemityzm można podsycić - tak dla
poczucia większej wewnętrznej siły do walki. Ci z lewej zaczną obnosić się ze
swoją tolerancją wobec wszelkich, nawet najbardziej wypaczonych postaw, by
podjudzić jeszcze bardziej tych z prawej i można dalej żyć w przekonaniu, że
spokojnie i normalnie nie będzie.
Wszystko to opiera się na
uprzedzeniach, na twardym auto-podziale polskiego społeczeństwa na tych, którzy
czytają GW i oglądają TVN24 i tych, którzy czytają Gazetę Polską i słuchają...
polskiego hymnu - bo przecież w ich mniemaniu tylko oni są Polakami... a nie
jakąś tam zakamuflowaną opcją niemiecką. Już dawno przestaliśmy szukać dialogu,
ba! dziś słowa "dialog" nie znamy, rozmowy okrągłostołowe zostają
określone "porażką", wszelkie kompromisy z władzą PZPR nazwane
"zdradą". Dziś Polacy stali się jacyś waleczniejsi, wytrwalsi w
ciągłej wojnie (co najgorsze z samymi sobą), z Niemcami (którzy według wielu
wiecznie nam w twarz plują), z Rosjanami (którzy nam Tupolewy zestrzeliwują) i
całym lewackim światem, który zaczyna rękami Janusza Palikota dobierać się do
naszych konserwatywnych narodowo-katolickich serc.
Daleko mi do Polski widzianej
oczami uczestników parady równości, ale i tej widzianej oczami Obozu Radykalno
- Narodowego. Daleko mi do sposobu "świętowania" Dnia Niepodległości
poprzez zwykłe uliczne burdy i dewastacje. Marzy mi się Polska otwarta na
dialog, kompromis, mająca szacunek do własnej historii, własnych wartości,
wolna od uprzedzeń i nacjonalizmu. Polska bez podziału rasowego, szanująca
mniejszości religijne, potrafiąca współpracować na arenie międzynarodowej,
niewidząca w oczach Pani Merkel, Putina i Sarkozy'ego chęci napaści. Marzy mi
się Polska bez kompleksów, bez poczucia pokrzywdzenia. Polska bez chorób
wewnętrznych, bez radykałów, cwaniactwa, neonazistów, miałkości, małości,
sztucznego narodowego patosu, pseudo-katolicyzmu, głupoty. Marzy mi się Polska.