piątek, 18 listopada 2011

"...Gdy wyjdzie biskup, pastor, rabin pobłogosławić twój karabin, bo mu sam Pan Bóg szepnął z nieba, że za Ojczyznę - bić się trzeba..."

Rysunek Andrzeja Mleczki

Jak dzisiaj - w stanie pokoju, definiować możemy patriotyzm? Co możemy zrobić, by móc bez chwili zawahania nazwać się prawdziwymi patriotami? Każdy ma na to pytanie zapewne inną odpowiedź. Niektórzy odpowiedzą, że swój patriotyzm okazują poprzez płacenie podatków, uczciwość wobec własnego Państwa,  czy szanowanie mienia publicznego. Inni pochwalą się patriotycznymi odruchami takimi jak wywieszenie flagi państwowej w dniach narodowych świąt, uczestniczeniem w pochodach rocznicowych. Są również i ci, którzy swój patriotyzm mylą z nacjonalizmem, rasizmem, czy też szeroko rozumianym narodowym szowinizmem. Czy polityczna sytuacja państwa temu sprzyja?

Gwałtowne rozszerzanie się grup społecznych opozycyjnych wobec rządu jest rzeczą naturalną. Zwłaszcza, gdy rząd długo nie ustępuje i zaczyna męczyć samym swoim jestestwem. W trakcie rządów lewicy - wzmacnia się skrajna prawica, w trakcie rządów prawicy swoją siłę zaczyna budować niezadowolona skrajna lewica. My znajdujemy się w o tyle ciekawym punkcie historii, że rządząca partia ma problem z samo definiowaniem  się (między innymi to gwarantuje im poparcie w granicach 40%) powoduje to wzmacnianie się tych skrajnie prawicowych, jak i lewicowych skrzydeł naszego białego orła (wokół którego dzięki PZPN-owi mamy tyle szumu) niezadowolonych z obecnej mdłej polityki. Dobrym przykładem mobilizacji były 11-listopadowe manifestacje, o których było głośno nie tylko w naszych mediach, ale i tych europejskich. Trudno oceniać atmosferę marszów opierając się na doniesieniach medialnych, które ograniczyły się do relacji bandyckich wybryków. Warto jednak pozostawiając "uczciwość i obiektywizm" przekazu mediów na bocznym torze i zastanowić się nad naszymi postawami, jak również metodami wyrażania własnych poglądów. 

Zarysowywanie w społeczeństwie demokratycznym granicy pomiędzy różnymi światopoglądami jest rzeczą naturalną, problemem mogą okazywać się jednak jaskrawe barwy. Z poglądowym radykalizmem mamy do czynienia w Polsce coraz częściej. Ba, osoby, które są w swoich poglądach bardziej radykalne dostają większy poklask swoich popleczników. Ci, którzy skorzy są do dialogu, kompromisu - spychani są na margines działalności publicznej (jak chociażby w ostatnim czasie ks. Boniecki). Bo przecież bunt musi być wyraźny! Bez umizgiwań, puszczania oczek do wrogich obozów. Skrajna lewica ma rzucać tęczowymi sztyletami do konserwatystów, ośmieszać katolicki światopogląd, przy jednoczesnym rewanżowaniu się tych drugich - (owiniętych polskimi flagami, w rękach dzierżących po kilka krzyży, symboli religijnych i narodowych) - poprzez wulgarne hasła powplatane pomiędzy cytaty Jana Pawła II, grożenie i szczucie tymi, dla których walki boiskowe są najwyższym wyrazem miłości do Ojczyzny. Polski Kościół Katolicki i tak rozgrzeszy, bowiem "wyplenianie lewactwa" stało się celem wspólnym. Anty-niemieckość, anty-rosyjskość, antysemityzm można podsycić - tak dla poczucia większej wewnętrznej siły do walki. Ci z lewej zaczną obnosić się ze swoją tolerancją wobec wszelkich, nawet najbardziej wypaczonych postaw, by podjudzić jeszcze bardziej tych z prawej i można dalej żyć w przekonaniu, że spokojnie i normalnie nie będzie.

Wszystko to opiera się na uprzedzeniach, na twardym auto-podziale polskiego społeczeństwa na tych, którzy czytają GW i oglądają TVN24 i tych, którzy czytają Gazetę Polską i słuchają... polskiego hymnu - bo przecież w ich mniemaniu tylko oni są Polakami... a nie jakąś tam zakamuflowaną opcją niemiecką. Już dawno przestaliśmy szukać dialogu, ba! dziś słowa "dialog" nie znamy, rozmowy okrągłostołowe zostają określone "porażką", wszelkie kompromisy z władzą PZPR nazwane "zdradą". Dziś Polacy stali się jacyś waleczniejsi, wytrwalsi w ciągłej wojnie (co najgorsze z samymi sobą), z Niemcami (którzy według wielu wiecznie nam w twarz plują), z Rosjanami (którzy nam Tupolewy zestrzeliwują) i całym lewackim światem, który zaczyna rękami Janusza Palikota dobierać się do naszych konserwatywnych narodowo-katolickich serc.

Daleko mi do Polski widzianej oczami uczestników parady równości, ale i tej widzianej oczami Obozu Radykalno - Narodowego. Daleko mi do sposobu "świętowania" Dnia Niepodległości poprzez zwykłe uliczne burdy i dewastacje. Marzy mi się Polska otwarta na dialog, kompromis, mająca szacunek do własnej historii, własnych wartości, wolna od uprzedzeń i nacjonalizmu. Polska bez podziału rasowego, szanująca mniejszości religijne, potrafiąca współpracować na arenie międzynarodowej, niewidząca w oczach Pani Merkel, Putina i Sarkozy'ego chęci napaści. Marzy mi się Polska bez kompleksów, bez poczucia pokrzywdzenia. Polska bez chorób wewnętrznych, bez radykałów, cwaniactwa, neonazistów, miałkości, małości, sztucznego narodowego patosu, pseudo-katolicyzmu, głupoty. Marzy mi się Polska.