Rysunek Andrzeja Mleczki
Przez ubiegły miesiąc Świat wydawał się jakiś inny. Wszystko opatrzone
było logiem UEFA, biało - czerwone barwy zdobiły samochody, balkony, całe
miasta - co więcej, nie kojarzyły nam się już ze smoleńską sektą, a wręcz
przeciwnie - z NARODOWĄ JEDNOŚCIĄ. Wreszcie przez miesiąc czuliśmy się
zjednoczeni, zapominając o tym, kto z nas jest sympatykiem PiS, a kto PO. Razem
byliśmy gorącymi kibicami Roberta Lewandowskiego, Jakuba Błaszczykowskiego i
prawie wszyscy Ludovica Obraniaka oraz Damiana Perquiesa. Piękny czas, w którym
demonstrowanie barw narodowych nie miało na celu wyścigu, kto tak naprawdę jest
najprawdziwszym z prawdziwych Polaków z prawdziwego zdarzenia, a oznaczało
jedynie (albo aż) zdrowy patriotyzm, z którym mieliśmy w ostatnim czasie dosyć
poważny problem.
Sen się skończył. Choć jego koszty ekonomiczne były spore i
trudno przeliczać imprezę na czysty zysk, to trzeba byłoby być skrajnym
pesymistą i ignorantem, by mówić, że całe EURO 2012 nie przyniosło nam żadnych
korzyści moralnych. W czasie Mistrzostw nasi reporterzy dzielnie walczyli o
choć jedno dobre słowo wypowiedziane z ust obcokrajowca , a wielu z nas z
wielką satysfakcją uczyło naszych gości polskich wyrażeń: "Polska jest
super", "Polacy są najlepsi", "chcę tu wrócić",
"Polki są najpiękniejsze". Nierzadko musieliśmy ciągnąć naszych
zachodnich przyjaciół za język, by powiedzieli, że jesteśmy najfajniejszym
narodem. Końcem końców wyczekiwane przez nas słowa w końcu padały. Relatywnie
łatwym zadaniem dla producenta stało się więc zmontowanie materiału
telewizyjnego, w którym to nasi goście wypowiadają się o nas w samych
superlatywach. Potrzebowaliśmy tego. W erze ciągłego poczucia
niedowartościowania, kilogramów kompleksów i uprzedzeń do samych siebie, każde
dobre słowo wypowiedziane na nasz temat z ust Niemca, Francuza, czy Włocha,
działało na nas niezwykle leczniczo. Przy okazji stacji BBC oraz Cambellowi
zrobiliśmy trochę na złość.
Co w takim razie z naszym spojrzeniem na całe to wielkie wydarzenie,
którego byliśmy poniekąd organizatorem? Można powiedzieć, że igrzyska
rzeczywiście przyćmiły brak chleba i choć wydaje się to próżne, że tak łatwo
dajemy się uszczęśliwiać, to ja osobiście nie czuję się oszukany i emocjonalnie
zgwałcony. Czułem, że pomimo wielu niedogodności z którymi borykamy się w
naszym kraju na co dzień, mogliśmy przez chwile myśleć, że całe nasze życie i
tak kręci się wokół piłki TANGO12.
Z pewnością dla wielu miłym akcentem było szczere zadowolenie
przyjezdnych, ale urocze było również to, że niemal każdy stał się na chwilę
znawcą piłki. Sam gardząc (zwłaszcza tak tanim) szowinizmem nie zacznę
żartować, ileż to kobiet w czerwcu dowiedziało się na czym polega spalony i
dlaczego do stu tysięcy odkręconych tymbarków dwóch piłkarzy na boisku nosi
rękawiczki, ale trudno mi jednak przy tym wszystkim ukryć satysfakcję, że na
temat formy Wasilewskiego, potencjału Boenischa można było porozmawiać z
fryzjerką lub osiedlową krawcową. Pomimo tego, że bardziej karykaturalnie
wyglądało już krytykowanie selekcjonera Reprezentacji przez tych, którzy zasady
gry opanowali niedawno, to mimo wszystko cała ta atmosfera malowała pozytywny
obraz naszego społecznego uniesienia.
Polska zakończyła EURO po trzech meczach (jak to ostatnio na dużych
imprezach bywa), ale w przeciwieństwie do naszych ostatnich występów, to po
ostatnim gwizdku poza uzasadnionym rozczarowaniem pozostała duma. Drużyna zajmująca
62. miejsce w rankingu FIFA grała jak równy z równym z reprezentacjami, które
mieszczą się w pierwszej dwudziestce. Żal i zawód był, ale obyło się bez wstydu
- sportowego jak i organizacyjnego. Podnieśmy więc dumnie głowy, a już za 4
lata...
...Grzegorz Lato jako nowy-stary prezes PZPN obieca nam, że nasze Orły
zawalczą o najwyższe cele! Gdy Polska osiągnie sukces, Jego Ekscelencja może
obiecać, że pozostanie na stanowisku PZPN na dłużej, a w razie klęski, głęboko
rozważy ewentualną hipotezę zastanowienia się nad możliwością rozpatrzenia
własnego wniosku o ewentualnej, choć nienatychmiastowej dymisji.