Rysunek Andrzeja Mleczki
Słowa Stanisława Lema („Dopóki nie skorzystałem z Internetu, nie
wiedziałem, że na świecie jest tylu idiotów”) wydają się być odporne na
dezaktualizację. Chociaż ciągle marzy nam się Świat, w którym powyższy
cytat stanie się dla młodego pokolenia niezrozumiały, a z ust naszych
dzieci/wnuków będzie padać pytanie: „ale jak to?! Jak można mówić o idiotyzmie
w kontekście medium szerzącego kulturę, pozwalającego na nieograniczony rozwój
intelektualny, a przede wszystkim dającego wolność wyboru, jakiego nie daje
żaden dotychczasowy nośnik informacji (prasa, radio, TV)”?! Niestety owa
wolność (z jaką mamy do czynienia w Internecie dzisiaj) jest jednocześnie
największą jego skazą.
Nie powinniśmy się przy tym bardzo
obruszać, bo skoro dostęp do sieci mają niemal wszyscy, to niemal wszyscy ową
sieć tworzymy – co za tym idzie, tworzymy swój alter-świat, który jest niczym
lustrzane odbicie świata rzeczywistego. Jedyną różnicą dzielącą nasze podwójne
jestestwa, jest komfort anonimowości, którą w świecie realnym raczej trudno
sobie zagwarantować. W sieci jesteśmy jedynie numerem IP, z którym
identyfikujemy się raczej mniej, niż z imieniem, nazwiskiem, adresem
zamieszkania, czy PESELem. Wspomniany komfort pozwala nam na swoiste odpięcie
niewygodnych pasów bezpieczeństwa, wymontowanie hamulca i szybszą jazdę po
wszystkim i wszystkich… aż do znudzenia.
W ostatnim czasie powstał
dość ciekawy projekt, który ukazał jak daleko można posunąć się chowając się za
internetowym nickiem. Stworzono fikcyjną postać Grażyny Żarko, posiadającą
określone cechy i poglądy, które jak zakładano, będą wzbudzać kontrowersje. Na
czym się skończyło? Na tysiącach obraźliwych komentarzy, które zbudowanych
jedynie z obelg, na kilkuset groźbach dotyczących pobicia (nawet śmiertelnego).
I tak to projekt, mający na celu przedstawić łatwy sposób manipulacji
internetową społecznością, przedstawił nie tylko skalę chamstwa, brutalizacji
języka w sieci, ale również poczucie bezkarności osób, które dopuszczały się
gróźb karalnych.
Oddzielnym wątkiem tej sprawy
jest fakt, że większość komentujących może poszczycić się IQ płyty wiórowej, a
szczytem ich możliwości intelektualnych jest stworzenie wiązanki wulgaryzmów,
wymagającej tyleż inwencji twórczej, co dzieło Cecilii Gimenez, która
chwyciła za pędzel w celu przeprowadzenia renowacji obrazu Jezusa w Sanktuarium
Miłosierdzia w Borje.
Owszem, z dwojga złego wolę, by
ktoś swoje chore uprzedzenia wylał na pierwszy lepszy serwer, niż zaopatrzył
się w porządny arsenał broni i urządził sobie strzelnicę na jednej z pobliskich
wysp. Pytanie brzmi, czy wstawianie obraźliwych komentarzy jest odreagowaniem,
wyrzuceniem z siebie drzemiących w nas negatywnych emocji, czy jest
eskalacją jeszcze większej agresji? Każdy przypadek jest zapewne inny …co
za tym idzie stosunkowo niewielka liczba komentarzy pod wpisami nonkonformisty
może być tak samo pocieszająca, jak również może budzić daleko idący niepokój.
Gdzie bowiem wylewana jest żółć czytelnika zebrana w czasie czytania moich
pseudo-felietonów?