piątek, 7 grudnia 2012

- Synu, może pogadamy o seksie? - Weź się tato...


Ciąża powstaje przez zbliżenie się kobiety z mężczyzną, którzy wydzielają plemniki, plemniczki, to znaczy nasiona… Chciałbym ci powiedzieć, co to jest spółkowanie, no wiesz, no… Zbliżenie to jest dwóch plemników, które w połączeniu powodują ciążę. Jest to reakcja dwóch plemników, po których powstaje jajeczkowanie. A następnie przeraża się (sic!) w kształt dziecka.”
„Tatuś daje mamusi ziarenko, które mamusia wychowuje w słoiczku na wacie, i to ziarenko po pewnym czasie się rozrasta, rozrasta i pęka, i tak wszystkie dzieci się wzięły na świecie.”

 Są to tylko fragmenty polskiego filmu dokumentalnego „Alfabet seksu” z 1977 roku. Rodzice stawiali tam czoła zadaniu, które okazywało się dla nich trudniejsze od próby rozszczepienia atomu przez mało rozgarniętego, borykającego się z problemami z koncentracją ucznia profilu humanistycznego. No ale jakoś przez temat przebrnąć przecież trzeba…

Minęło 35 lat i choć rozmowy na temat seksu nadal wydają się być dla rodziców kłopotliwe, to „pocieszający” jest fakt, że dziś nie muszą być (i często nie są) oni jedynymi nauczycielami „od tych spraw” (a często w ogóle nimi nie są). Większość dzieci kształci się w obecnej dobie na „własną rękę”… „bierze sprawy w swoje ręce” – zresztą, jakbym  tego nie ujął, zawsze będzie brzmieć to źle i dwuznacznie. Tworzą nieformalne koła zainteresowań na których wymieniają swoje poglądy, przypuszczenia, debatują, spierają się, dokonują „dogłębnych ANALiz”, nierzadko wspólnie przechodząc do praktyki. Swoim eksperymentom nadają wymyślne nazwy i już żadne z nich na hasło „słoneczko” nie łapie za kawałek papieru i żółtą kredkę… ale za…

Nieodzownym elementem „edukacji” jest swoisty elementarz każdego młodego podróżnika po świecie seksu – Internet. Konkretniej strony, które bynajmniej nie są rekomendowane przez MEN, a raczej przez najprężniej działające wytwórnie filmów XXX. Dzięki nim, już każde dziecko w wieku wczesnoszkolnym wie, co oznaczają skróty AP, czy DP, a ucząc się w szkole płynnego liczenia do 100, przy liczbie 69 wymownie uśmiechają się do „kolegi/koleżanki” obok. Na pytanie „jaka jest twoja ulubiona aktorka?” muszą zrobić szybko selekcję, co by kategorii filmów nie pomieszać… Dziewictwo staje się w gimnazjach obciachem, a „abstynencja” - gejostwem.
Grupy zatwardziałych konserwatystów i „katolickich talibów” do dziś upierają się mimo wszystko, że dziecko nie powinno być w kwestii seksu „uświadamiane”… aż do spotkania z księdzem - (i tu… choć nie lada okazja… daruję sobie niesmaczny żart dotyczący ekscesów pedofilii w KK, bo mam tu na myśli spotkanie w innych okolicznościach) - w czasie nauk przedmałżeńskich. Wtedy bowiem , nieświadomy wyznawca „bocianich teorii” usłyszeć winien po raz pierwszy (i to z ust księdza) słowo „współżycie” i to jedynie w zestawieniu ze słowami: „Bóg”, „diabeł”, „miłość”, „małżeństwo”, „grzech”, „piekło”, „dziecko”, „ogień piekielny”.

Głównym argumentem środowisk walczących z pomysłem wprowadzenia edukacji seksualnej w szkole jest strach przez rozreklamowaniem seksu wśród uczniów, co spowodowałoby według nich obniżenie i tak już wczesnego wieku inicjacji. Trzeba być wyjątkowo oderwanym od rzeczywistości, by wierzyć, że w dobie nachalnej sprzedaży erotyki w każdych możliwych środkach przekazu, chłopcy aż do ślubu będą myśleć, że mają zwykłego siusiaka, który poza siusianiem nie ma żadnej innej funkcji, dziewczynki zaś będą żyć z traumą, że czegoś im „brakuje”. Zastanawiające, dlaczego więc w książkach do biologii pozwala się na gorszący rozdział pt „układ rozrodczy”? Też usunąć, ewentualnie dać odnośnik – rozdział omówiony zostanie na lekcji religii.  Tam z pewnością można liczyć na rozwianie wszelkich „naukowych plotek” dotyczących płciowości. Ksiądz tudzież katechetka wytłumaczy, że słowo „seks” jest obrzydliwym wulgaryzmem, a jego semantyka winna być przemilczana, a w razie konieczności wytłumaczona na wielkim darze dla społeczeństwa jakim są: NAUKI PRZEDMAŁŻEŃSKIE!

Moja kąśliwość w stosunku do KK wynika nie tyle z problemu związanego z homoseksualizmem, pedofilią księży i zamiatania tych spraw pod dywan, a raczej z ich poczucia, że na tym również znają się najlepiej i mają moralne prawo o tym nauczać…  bo są ekspertami rzecz jasna.

Wsłuchując się w nauki księży można dopiero nabawić się „problemu”. Według nauki Kościoła:
1. Wiadomo, że seks przedmałżeński jest grzechem ciężkim, na równi z tymi, zapisanymi w Kodeksie Karnym. Taki przygodny seks po dyskotece z pierwszą lepszą, której imienia nie pamiętamy – to jeszcze pół biedy, ksiądz w konfesjonale werbalnie skarci, ale rozgrzeszy. Gorzej, gdy zrobimy to z osobą, którą kochamy, dzielimy wspólne, ale „lewe łoże”, jesteśmy związani emocjonalnie, gdzie seks jest naturalnym wynikiem fizyczno-psychicznej zażyłości. O nie! Na to zgody być nie może! I rozgrzeszenia nie będzie! Bo mieszkać się razem zachciało! Pozorować małżeństwo i bez Boga się obywać!
2. Antykoncepcja? Grzech śmiertelny i ogień piekielny (taki najgorętszy jaki tam mają), tylko kalendarzyk (nie wierzyć w plotki, że zdradliwy!). Stosunek przerywany? ZŁO!
3. Wytrysk tylko wewnątrz partnerki (że w pochwie dedukuję). Przechodząc na odpowiednią retorykę: „Mężczyzna składa nasienie w łonie kobiety”. Ciekawostką jest zdanie pewnego księdza, który raczył szerzej omówić kwestię współżycia, mianowicie dał on do zrozumienia swoim owieczkom, że KK nawet na seks oralny jest gotowy dać przyzwolenie (ha! na jakie rarytasy pozwala!), ale „wszystko” zakończyć ma się po Bożemu. Posłużył się również przykładem: gdy małżeństwo na dziecko decydować się nie chce (co samo w sobie jest już grzechem), a mąż nie radzi sobie ze swoim popędem (co jest grzechem), na domiar złego żona ma dni płodne (i tu pewnie grzechem kobiety jest to, że nie ma ich całe życie 24h/ dobę) … uwaga! Żona może pieścić oralnie partnera!… tylko co dalej? Przecież… patrz Punkt 2: niczego nie można przerywać, żeby się waliło, paliło i grzmiało… i patrz początek punktu 3: W punkcie kulminacyjnym delikwent musi być na „swoim miejscu” i… chyba zostaje w zaistniałej sytuacji wycieczka do Lichenia w intencji  osłabienia plemników (walka z czasem, pot na czole.. no i jakoś tak niezręcznie modlić się, by poczęcia nie było).Odwrotna sytuacja jest przez księdza w ogóle pominięta, bo pewnie jak kobieta ma ochotę – to już nawet nie grzech. Ją szatan opętał! No ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Wg KK kobieta pochodzi jedynie z żebra mężczyzny, co na dzień dobry ją już odpowiednio stygmatyzuje… No ale cóż KK bywa brutalnie szowinistyczny. Więc cieszcie się, że na stosach się drogie Panie nie palicie!
4 „Jeśli małżonkowie zamiast współżycia angażują się w intensywne pieszczoty z zamiarem osiągnięcia orgazmu lub gdy tylko świadomie i dobrowolnie dopuszczają taką możliwość, to popełniają grzech określany jako onanizm małżeński albo wzajemna masturbacja i nie usprawiedliwia niczego fakt, że dzieje się to w małżeństwie. Jest to grzechem. Sakrament ten nie oznacza bowiem przyzwolenia na wszelkie zachowania seksualne.” – posłużyłem się cytatem, bowiem grzech to śmiertelny i pisanie o tym opętaniem grozi.  
5. Zgaszone światło jest sprawą chyba oczywistą, co by nie „podniecać się” swoim grzesznym ciałem… bo za to piekło czeka, gra wstępna wydaje się chyba też zbędna, bo jakby jakiś „falstart” zawodnik zaliczył… to już może się delikwent z Lucyferem witać, bowiem:
- koniec, nie tam gdzie trzeba!
- egoizm!
- ludobójstwo, miliony hipotetycznych boskich istnień…
- nieczystość w sensie moralnym i… fizycznym!
- marnotrawstwo  

Po tych seksualnych radach wszystkiego i tak już się szczerze odechciewa. Uświadamiamy sobie, że cały ten seks to lawirowanie na granicy grzechu, spacerowanie po krawędziach kotłów piekielnych i …ocieranie się o czarną pelerynę diabła. Żadnych edukacji seksualnych nie wprowadzać, bo seksuolodzy chcieliby się w to z pewnością angażować – a to szatański zawód, co za tym idzie - szatańska wiedza byłaby na latorośl przelana.
O religii na maturze lepiej pogaworzyć…


2 komentarze:

  1. Pana blog to miejsce, do ktorego bardzo chetnie wracam. Sypia sie madre slowa, podane w formie wykwitnej ironii, pozwalajace na nadzieje, ze nie wszytkim jeszcze pomieszalo sie w glowach.
    Powyzszy temat nie wprowadza w euforie. Wrecz przeciwnie. Czytajac niektore fakty ma sie w pierwszym momencie wrazenie, ze moze to jakis zart. Niestety wiem, ze to czysta prawda, wiec tym bardziej moze wyprowadzic z rownowagi.
    No coz, juz od dawna wiadomo, ze takie beda Rzeczpospolite, jak ich mlodziezy chowanie. Rowniez seksualne. Dla mnie to robienie sieczki z mlodych umyslow. Bo jezeli w podrecznikach potwierdzonych przez Ministerstwo Edukacji Narodowej wciska sie mlodziezy, ze prezerwatywy sa niebezpieczne, gdyz gumka uciskajac na podstawe penisa odcina doplyw krwi i powoduje chroniczna impotencje, czy tez, ze masturbacja konczy sie pedalizmem a mycie sie pod prysznicem nalezy przeprowadzac rozwaznie tzn. w odpowiedniej odleglosci od genitalii, to ma sie wrazenie, ze odpowiedzialni ze edukacje seksualna co prawda uzywaja prezerwatyw, ale definitywnie wciagaja je na glowy, w celu wyeliminowania dotarcia jakichkolwiek racjonalnych mysli do mozgu.
    Ale taka juz rola kazdej religii: zastraszanie czymkolwiek, mamienie o grzechach tylko w jednym celu - totalny rabunek wlasnego ego w celu wladczych manipulacji. Wypaczona psychika i frustracje, oj rosnie nam Rzeczypospolita.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Brawo pani Jolciu.Dosłownie tak to postrzegam.pozdrawiam autora i komentatorkę serdecznie.

      Usuń