Rysunek Andrzeja Mleczki
"Nie znam się na tym, więc tym chętniej się wypowiem" - ta
zasada przyświeca Polakom od wieków. Dzięki temu dyskusje między Polakami są
zażarte, przepełnione merytorycznymi argumentami, poparte wiedzą empiryczną i
analitycznymi wnioskami, które dowodzą słuszności postawionej tezy. Gdy panuje
pełna zgodność dyskutantów, co do omawianego tematu, można zauważyć
prześciganie się w formułowaniu coraz to ostrzejszych ocen i odważniejszych
założeń. Sytuacja staje się bardziej skomplikowana, gdy stanowiska rozmówców są
inne i leżą na przeciwległych biegunach. Wtedy, poza wspomnianymi wcześniej
merytorycznymi argumentami, padają zwinne retoryczne triki typu: "Aj g*wno
prawda!","co ty pier*olisz?!", "ja tam swoje wiem! (i wiem
lepiej!)". Dobrym odzwierciedleniem naszego wrodzonego poczucia posiadania
monopolu na wiedzę jest INTERNET, który pozwala na anonimowe sądy skierowane w
stronę osób publicznych. Lubujemy się w określeniach "żyd",
"pedał" itd. bez szerszej argumentacji. Rzeczą oczywistą jest fakt,
że jest to swojego rodzaju emocjonalny onanizm, polegający na robieniu sobie
dobrze, obrzucając błotem tych, którzy wydają się być od nas wyżej w hierarchii
społecznej. Udowadniamy sobie, że owa "drabina" jest tylko pozorna,
bo uzurpując sobie prawo do krytyki wszystkich i wszystkiego, wydaje nam się,
iż w ten sposób choć przez chwilę stajemy "nad obiektem krytyki".
Na tę krytykę jesteśmy w Polsce skazani, zwłaszcza kiedy osiągamy
sukces, a przede wszystkim wtedy kiedy zwiemy się Posłem/ Senatorem/ Ministrem/
Premierem. Tak, jak groteskowo wygląda telewizyjny kibic z lekką nadwagą kpiący
z polskich piłkarzy, pouczający ich, jak powinni zachowywać się na boisku, tak
delikatnie rzecz ujmując, mało przekonująco brzmią inwektywy typu:
"matoł", "kretyn" skierowane do ministra, wypowiadane z ust
osoby nielegitymizującej się nawet maturą.
W ostatnich dniach mamy do czynienia z manifestacjami przeciwko ACTA.
Słusznie! Ale jestem usatysfakcjonowany do momentu, gdy nie widzę prymitywnych
haseł typu: "Tusk matole skąd będziesz ściągał pornole?!", gdy nie
słyszę wypowiedzi typu: "rząd chce uchwalić ustawę ACTA..." - bo to
już świadczy nie tylko o tym, że nie wie się przeciwko czemu się protestuje,
...nie świadczy tylko o tym, że pewnie 90% protestujących nie przeczytało umowy
ACTA, ale świadczy to o tym, że protestujący nawet nie wiedzą jakiego rodzaju
aktem prawnym tak naprawdę ten "szatan" jest. Ba! uważają
"go" nawet za inicjatywę polskiego Parlamentu, a wszystko to wtedy
zaczyna nabierać trochę przykry obraz naszego działania: "Nie do końca
wiem przeciwko czemu się buntuję, ale nie dam się zastraszyć i nie
ustąpię!"
Nie chcę poprzez to, co piszę stawać w obronie Rządu, zwłaszcza teraz,
gdy ten Rząd coraz bardziej nam podpada i zaczyna "grać na nosie".
Problem tkwi jednak w tym, że NAM żadna władza podobać się nie będzie. Zawsze
będziemy z niej kpić, żartować, krytykować i przekonywać, że już "my,
sami" byśmy lepiej to wszystko urządzili. Recenzować i komentować władzę
trzeba. Lepiej jednak byłoby gdyby nasza krytyka było choć po części
konstruktywna i argumentowana, bo jeśli nie, to władza rzeczywiście będzie w
stosunku do nas arogancka. Zwłaszcza, gdy na wszystko, na co nas będzie
stać to krzyczeć:"debile!", "złodzieje!".
Skoro będziemy się przedstawiać władzy w ten sposób, nie ma się co
dziwić, że wychodzi do nas dziś Rzecznik Rządu i tłumaczy, iż niedziałające
strony Sejmu i Premiera to jedynie wynik dużego zainteresowania tymi witrynami,
a nie żaden hackerski atak, poczym odchodzi w przekonaniu, że lud to łyknął.
Zdaje sobie również on sprawę z tego, że nawet jeśli wspominany lud zorientuje
się, iż to jakaś "ubranowska propaganda" to najwyżej krzyknie:
"kłamca!", "dureń!" - więc nie zostanie przekwalifikowany
ze statusów nadanych mu już sporo wcześniej. Cóż więc do stracenia? Władza
przyzwyczaiła się do krytyki już na tyle, że nawet gdy jest słuszna i
"czymś poparta" to "spływa jak... po kaczce (za
przeproszeniem)"
A szkoda... lud nie lubi arogancji...
A szkoda... lud nie lubi arogancji...
PS. NIE DLA ACTA!