-Droga hołoto, ta zwykła i ta naćpana. Staję dzisiaj głąby przed
wami...
Z sali sejmowej wznoszą się okrzyki:
- Hańba! skandal! złaź stamtąd kretynie! Kto cię tu wpuścił
baranie?!
-Zamknąć się! chcę dokończyć! ...Staję
drogie tępaczki i tępaki w sprawach najwyższej wagi...
-Sam stań na wagę porno - grubasie!
Skretyniały przygłupie, złaź albo ci w tym pomożemy!
Przestraszony liczebności prawicowej
części sali plenarnej, poseł decyduje się przerwać przemówienie, dorzucając
szybko na odchodne:
- Tłuki! i tak byście mnie nie zrozumieli...
Szybko na mównicy zmienia go
reprezentant prawicy, mijając swojego poprzednika na schodkach, udaje mu się
jeszcze ochrzcić go idiotą i lekko szturchnąć łokciem, w zamian zostaje nazwany
bałwanem i dostaje pstryczka w nos...
-Bura suko (lekkim ruchem głowy -
takim od niechcenia - przechyla głowę w stronę Pani marszałek/marszałkini) i wy
kapuściane łby, chcę powiedzieć...
- Hańba! skandal! dorwiemy cię matole!
Okrzyki z sali zdają się nigdy nieustąpić
-Przymknąć się i słuchać nieuki!
-Ty prostaku... (padł okrzyk z
końcowych ław)
-Z pedałami nie rozmawiam...
(ucina mówca, robiąc znaczącą przerwę w celu dłuższego napawania się
śmiechem swoich klubowych kolegów, po czym kontynuuje wystąpienie)
...dawno mi nie przyszło mówić do tak licznej grupy bęcwałów...
Grubiański śmiech prawej miesza
się z tupotem i waleniem pięściami posłów z lewej strony sali plenarnej...
-Dość tego! (nie wytrzymuje Pani
marszałek) Od kilku minut nikomu nie udało się w sposób oryginalny obrazić
oponenta. Obrady stają się coraz nudniejsze, by nie powiedzieć, że wręcz
przewidywalne. Powtarzacie te same epitety już od kilku dni. Z przykrością
stwierdzam, że na nikim już to wrażenia nie robi! Ogłaszam przerwę i zwołuję
Konwent Seniorów. Proponuję zastanowić się nad wzbogaceniem swojego języka, bo
jeśli dalej tak pójdzie, będziemy musieli zająć się merytoryczną pracą... a
tego byśmy chyba nie chcieli!
Na posłów pada blady strach...
Scenariuszy na przebieg obrad przyszłych kadencji jest wiele. Czy ten
powyżej jest realny? Czy brutalizacja języka debaty publicznej, jaką
obserwujemy dzisiaj, będzie trwać do momentu, aż osiągnie poziom cel
więziennych? Czy kultura, a raczej jej brak, charakteryzuje się konkretnymi
barwami klubowymi, czy może jest ponadpartyjna i pasuje do wszelkich poglądów?
Może jest jedynie marketingowym elementem dzisiejszej polityki? Jedno jest
pewne, media, nadal będą skupiać się na podobnych wybrykach, zamiast przekazać
sens oraz konsekwencje uchwalanych ustaw. Przykre, bo polityka i rzeczowe
argumenty całkowicie zdominowane zostaną przez utarczki słowne. Dissy i beefy
będą kojarzyć się już nie ze tylko skonfliktowanymi raperami, ale i z obradami
Sejmu. Jedyną obowiązującą zasadą będzie niewnoszenie na salę broni - no chyba,
że do Parlamentu wreszcie dostanie się po wielu nieudanych próbach Jego
Ekscelencja Janusz Korwin - Mikke. Gdy wraz z Nową Prawicą przegłosuje swój
projekt zmian związanych z posiadaniem broni. Wówczas możemy spodziewać się na
korytarzach sejmowych atmosfery rodem z ciemnych, południowo - zachodnich
dzielnic Chicago.
W większości przypadków mamy jednak
doczynienia - nie z negatywnymi emocjami i niepanowaniem nad własnym językiem -
a raczej zwykłą kalkulacją i pijarem. Polityka jest naturalnie grą pozorów,
wielkim konkursem na najlepszego aktora. Polityk musi więc wiedzieć,
kiedy nazwać kogoś idiotą, a kiedy po prostu kretynem.
Ważnym elementem tej gry na pewno jest
kompatybilność z opiniami samych wyborców. Wyborcy przecież bardzo często
nazywają całą "klasę polityczną" bandą złodziei, idiotów i niedorajdów.
Biorąc pod uwagę ogólną niechęć społeczną do parlamentarzystów, może największą
sympatią darzony byłby ten, który z mównicy sejmowej obrażałby wszystkich, bez
wyjątków, również siebie. Komponowałoby się to z naszymi skłonnościami do
uogólnień i ocenianiem wszystkich polityków w ten sam sposób. Czy byłoby to
skuteczne i dawało szansę na dalsze jestestwo w polityce? Nie wiadomo. Pewne
byłoby natomiast to, że owa wypowiedź byłaby przedstawiona we wszystkich
czołowych mediach... nawet, gdy w tle przegłosowywana byłaby ustawa o
całkowitym zniesieniu emerytur i rent, ograniczeniu praw do opieki zdrowotnej i
wprowadzeniu podatku od podatku w ramach kolejnego podatku Wszystko w imię
szeroko zakrojonego paktu oszczędnościowego. Tylko tych posłów mało! Zmienić
zatem konstytucję, zwiększyć ich liczbę do okrągłego tysiąca, co by mogli
dobitniej tłumaczyć słuszność podejmowanych decyzji - silnym mandatem
społecznym. Im więcej "stand-upowców", tym większa zabawa!
A może pójść o krok dalej? Mianowicie
zwiększyć ich ilość do niebotycznych rozmiarów, mając na celu skumulowanie
najmniej rozgarniętych Rodaków w jednym miejscu (taka forma swoistej
izolatki), a dookoła porozstawiać związkowców, by mieć pewność, że żaden się
nie wymknie. Problemem byłoby jedynie to, że nie tylko nie daliby sobie nałożyć
białych kaftanów, ale dzierżyliby w swoich rękach niebezpieczne narzędzia
pozwalające majstrować przy czymś, co wydaje się z naszej perspektywy (chyba)
ważne - NASZ LOS.