czwartek, 21 lutego 2013

Katarzyna W. SUPERSTAR



 Po roku nadawania mrożących krew w żyłach trailerów doczekaliśmy się pierwszego odcinka serialu - telenoweli innej niż wszystkie. Nie tylko ze względu na oryginalną fabułę, nie tylko ze względu na długi czas emisji samych zapowiedzi czy też powstawanie scenariusza na naszych oczach, ale zwłaszcza ze względu na to, że prawo do jej emisji mają wszyscy. Owa opera mydlana stała się medialną prostytutką i może ocierać się o nią i dotykać każdy. Media z obleśnym uśmiechem na twarzy traktują ją jak własność z cichą nadzieją, że nigdy się nie zestarzeje, nie odmówi i broń Boże się nie przebranżowi.

Rzadko bywa tak, by same trailery przyciągały zainteresowanie do tego stopnia, jeszcze rzadziej bywa, by termin emisji wydawał się tak niepewny z powodu ciągłego ewoluowania scenariusza. Na początku podejrzewaliśmy, że doczekamy się serialu pt. "Porwanie", po kilku tygodniach okazało się jednak, że będzie to serial dotyczący nieszczęśliwego wypadku w łazience, następnie szykowaliśmy się na film o polskim Sharlocku Holmesie, który jest w stanie wyjaśnić wszystko, a najcięższe zagadki rozwikłać potrafi za pomocą dwóch rekwizytów - koca i plastikowej lalki imitującej dziecko. Wszystko w efekcie dezaktualizowało się na tyle, że wcześniejsze trailery i scenariusze można włożyć między bajki...

Niewątpliwie jednak same zapowiedzi przyćmiły najważniejsze wydarzenia w kraju, całkowicie zdominowały media, a sama Katarzyna W. stała się celebrytką z dużą szansą na stanie się w przyszłości bohaterką telewizyjnych show (w stylu "Taniec z gwiazdami"). Nie trudno przewidzieć, że jej obecność przyciągałaby miliony widzów przed telewizory i to bez względu na społeczny odbiór samej "Pani Kasi". Gdyby właśnie nie ten drobny szczegół dotyczący negatywnego wizerunku, jej wartość reklamowa wynikająca z rozpoznawalności zawstydziłaby "najdroższych" na naszym rynku. No gdyby nie ten szczegół kurczę, bo tak trudno wyobrazić sobie sytuację, w której udział Katarzyny W. w reklamie dziecięcych kocyków czy leków dla najmłodszych miałby gwarantować sukces firmom decydujących się na tego typu promocję. Mało kto zaufałby również płatkom opakowanym w pudełku ze zdjęciem uśmiechniętej Pani Katarzyny z wyciągniętym przez nią kciukiem ku górze i hasłem "tymi płatkami Twoje dziecko na pewno się nie zakrztusi!".

No ale jakby nie było, status swojego rodzaju "celebrity" został zdobyty. Media nie czuły zażenowania organizując podejrzanej o morderstwo sesje w bikini na koniu (swoją drogą poziom abstrakcji nieosiągnięty nawet przez najwybitniejszych malarzy surrealizmu), co mogło być następne? Katarzyna w stroju wielkiego kurczaka na stoku narciarskim? w stroju zakonnicy na... nieważne gdzie... granica abstrakcji byłaby już z powodzeniem przekroczona. Można zatem zaryzykować stwierdzenie, że potencjał celebrytki nie do końca został przez media wykorzystany... na szczęście.
           
Po całym szumie związanym z zapowiedziami nadszedł czas emisji pierwszego odcinka. Nadzieja całej Polski na jawny proces transmitowany przez wszystkie stacje telewizyjne, relacje radiową, internetową zakończyła się wielkim rozczarowaniem, swoistym kotem ZONKiem wręczonym nam przez naszą "milusińską" (i to z szyderczym uśmiechem),  która wnioskowała o wyłączenia jawności uzasadniając, że "chce uchronić rodzinę przed tym, czego PONIEKĄD (!) jest przyczyną". Tak - P O N I E K Ą D. Tak jak Adolf Hitler stał się PONIEKĄD przyczyną II WŚ. Zapłodnienie staje się PONIEKĄD przyczyną ciąży, a śmierć staje się PONIEKĄD przyczyną zgonu.
           
Ku niezadowoleniu mediów i znacznej części społeczeństwa skończy się jedynie na relacjach i doniesieniach, a nie transmisji "na żywo". W TVN 24 będziemy musieli się ograniczyć do słuchania grup eksperckich na temat przebiegu procesu, wypowiedzi psychologów niemających kontaktu z Katarzyną W., a potrafiących przedstawić nam dokładny zarys psychologiczny jej osobowości i oczywiście rejestracji obrazu z "Błękitnego 24" krążącego nad sądem (co wydaje mi się chyba najbardziej absurdalne, bowiem więcej korzyści wynikałoby z krążenia TVN-owego helikoptera nad polskimi wsiami w celu odstraszania ziemniaczanych stonek - o ile nie zostałby zestrzelony przez mieszkańców wsi z obawy, że masońsko-syjonistyczna grupa agentów z TVN jakiś nalot szykuje...)

Serial, choć w zubożonej formule będzie głośny i niejednokrotnie przyćmi jeszcze niejedno wydarzenie w Polsce. Kolejny odcinek zaplanowany na 4 marca - nie jest to więc dobry termin na konferencje prasowe partii politycznych, nieudolne promowanie przez PiS prof. Glińskiego czy na cokolwiek, co w swoim zamyśle ma nadzieję na zaistnienie w mediach.

Miejmy przy tym zaufanie do Watykanu, że wie o "naszym serialu" i terminu wyboru nowego papieża nie ustali w dzień procesu Katarzyny W. ...

... bo wzniosłe "Habemus papam" usłyszymy  dopiero w retransmisji nazajutrz.     

4 komentarze:

  1. świetna relacja! Uśmiałam się! Brawo dla autora tekstu!

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak widac defekacja polskich mediow zatrzymala sie w jednym stadium. Struktura i tekstura tych wartosciowych informacji odzwierciedla co do joty, jak tyka spoleczenstwo, ich rzadzacy przedstawiciele rowniez.
    Nawet nie pomoze Pana swietny styl, ktory co prawda rozjasnil mi twarz, ale w efekcie koncowym nie zniwelowal odruchu zwrotnego w meritum sprawy.

    Pozdrawiam serdecznie i prosze o jeszcze

    OdpowiedzUsuń
  3. Zapożyczyłem na chwilę, przepraszam i pozdrawiam .abrozar.

    OdpowiedzUsuń
  4. Miło mi bardzo.Tez serdecznie pozdrawiam.abrozar.pl

    OdpowiedzUsuń