Po
roku nadawania mrożących krew w żyłach trailerów doczekaliśmy się pierwszego
odcinka serialu - telenoweli innej niż wszystkie. Nie tylko ze względu na
oryginalną fabułę, nie tylko ze względu na długi czas emisji samych zapowiedzi czy
też powstawanie scenariusza na naszych oczach, ale zwłaszcza ze względu na to,
że prawo do jej emisji mają wszyscy. Owa opera mydlana stała się medialną
prostytutką i może ocierać się o nią i dotykać każdy. Media z obleśnym
uśmiechem na twarzy traktują ją jak własność z cichą nadzieją, że nigdy się nie
zestarzeje, nie odmówi i broń Boże się nie przebranżowi.
Rzadko
bywa tak, by same trailery przyciągały zainteresowanie do tego stopnia, jeszcze
rzadziej bywa, by termin emisji wydawał się tak niepewny z powodu ciągłego
ewoluowania scenariusza. Na początku podejrzewaliśmy, że doczekamy się serialu
pt. "Porwanie", po kilku tygodniach okazało się jednak, że będzie to
serial dotyczący nieszczęśliwego wypadku w łazience, następnie szykowaliśmy się
na film o polskim Sharlocku Holmesie, który jest w stanie wyjaśnić wszystko, a
najcięższe zagadki rozwikłać potrafi za pomocą dwóch rekwizytów - koca i
plastikowej lalki imitującej dziecko. Wszystko w efekcie dezaktualizowało się
na tyle, że wcześniejsze trailery i scenariusze można włożyć między bajki...
Niewątpliwie
jednak same zapowiedzi przyćmiły najważniejsze wydarzenia w kraju, całkowicie
zdominowały media, a sama Katarzyna W. stała się celebrytką z dużą szansą na
stanie się w przyszłości bohaterką telewizyjnych show (w stylu "Taniec z gwiazdami").
Nie trudno przewidzieć, że jej obecność przyciągałaby miliony widzów przed
telewizory i to bez względu na społeczny odbiór samej "Pani Kasi".
Gdyby właśnie nie ten drobny szczegół dotyczący negatywnego wizerunku, jej
wartość reklamowa wynikająca z rozpoznawalności zawstydziłaby
"najdroższych" na naszym rynku. No gdyby nie ten szczegół kurczę, bo
tak trudno wyobrazić sobie sytuację, w której udział Katarzyny W. w reklamie
dziecięcych kocyków czy leków dla najmłodszych miałby gwarantować sukces firmom
decydujących się na tego typu promocję. Mało kto zaufałby również płatkom
opakowanym w pudełku ze zdjęciem uśmiechniętej Pani Katarzyny z wyciągniętym
przez nią kciukiem ku górze i hasłem "tymi płatkami Twoje dziecko na pewno się
nie zakrztusi!".
No
ale jakby nie było, status swojego rodzaju "celebrity" został zdobyty.
Media nie czuły zażenowania organizując podejrzanej o morderstwo sesje w bikini na koniu (swoją drogą poziom abstrakcji nieosiągnięty nawet przez
najwybitniejszych malarzy surrealizmu), co mogło być następne? Katarzyna w
stroju wielkiego kurczaka na stoku narciarskim? w stroju zakonnicy na...
nieważne gdzie... granica abstrakcji byłaby już z powodzeniem przekroczona. Można
zatem zaryzykować stwierdzenie, że potencjał celebrytki nie do końca został przez
media wykorzystany... na szczęście.
Po
całym szumie związanym z zapowiedziami nadszedł czas emisji pierwszego odcinka.
Nadzieja całej Polski na jawny proces transmitowany przez wszystkie stacje
telewizyjne, relacje radiową, internetową zakończyła się wielkim rozczarowaniem,
swoistym kotem ZONKiem wręczonym nam przez naszą "milusińską" (i to z
szyderczym uśmiechem), która wnioskowała
o wyłączenia jawności uzasadniając, że "chce uchronić rodzinę przed tym,
czego PONIEKĄD (!) jest przyczyną". Tak - P O N I E K Ą D. Tak jak Adolf
Hitler stał się PONIEKĄD przyczyną II WŚ. Zapłodnienie staje się PONIEKĄD
przyczyną ciąży, a śmierć staje się PONIEKĄD przyczyną zgonu.
Ku
niezadowoleniu mediów i znacznej części społeczeństwa skończy się jedynie na relacjach
i doniesieniach, a nie transmisji "na żywo". W TVN 24 będziemy
musieli się ograniczyć do słuchania grup eksperckich na temat przebiegu
procesu, wypowiedzi psychologów niemających kontaktu z Katarzyną W., a
potrafiących przedstawić nam dokładny zarys psychologiczny jej osobowości i
oczywiście rejestracji obrazu z "Błękitnego 24" krążącego nad sądem
(co wydaje mi się chyba najbardziej absurdalne, bowiem więcej korzyści
wynikałoby z krążenia TVN-owego helikoptera nad polskimi wsiami w celu
odstraszania ziemniaczanych stonek - o ile nie zostałby zestrzelony przez
mieszkańców wsi z obawy, że masońsko-syjonistyczna grupa agentów z TVN jakiś
nalot szykuje...)
Serial,
choć w zubożonej formule będzie głośny i niejednokrotnie przyćmi jeszcze
niejedno wydarzenie w Polsce. Kolejny odcinek zaplanowany na 4 marca - nie jest
to więc dobry termin na konferencje prasowe partii politycznych, nieudolne
promowanie przez PiS prof. Glińskiego czy na cokolwiek, co w swoim zamyśle ma
nadzieję na zaistnienie w mediach.
Miejmy
przy tym zaufanie do Watykanu, że wie o "naszym serialu" i terminu
wyboru nowego papieża nie ustali w dzień procesu Katarzyny W. ...
... bo wzniosłe "Habemus
papam" usłyszymy dopiero w
retransmisji nazajutrz.
świetna relacja! Uśmiałam się! Brawo dla autora tekstu!
OdpowiedzUsuńJak widac defekacja polskich mediow zatrzymala sie w jednym stadium. Struktura i tekstura tych wartosciowych informacji odzwierciedla co do joty, jak tyka spoleczenstwo, ich rzadzacy przedstawiciele rowniez.
OdpowiedzUsuńNawet nie pomoze Pana swietny styl, ktory co prawda rozjasnil mi twarz, ale w efekcie koncowym nie zniwelowal odruchu zwrotnego w meritum sprawy.
Pozdrawiam serdecznie i prosze o jeszcze
Zapożyczyłem na chwilę, przepraszam i pozdrawiam .abrozar.
OdpowiedzUsuńMiło mi bardzo.Tez serdecznie pozdrawiam.abrozar.pl
OdpowiedzUsuń