Od ponad trzech lat jako
nonkonformista13 wielbiąc naszą narodowość, patriotyzm, religijność,
przywiązanie do historii, symbolikę, trzeźwość umysłu, mentalność zwycięzców
pozwoliłem całkowicie przysłonić sobie Świat biało-czerwonymi okularami. Tak
zapatrzony w naszą rozpędzoną gospodarkę, rozsądną długofalową politykę
wewnętrzną - w której to co raz pojawia się przebłysk strategicznego geniuszu,
zapomniałem, że można cieszyć się beztroskim jestestwem w innym kraju - który
Polską się nie zwie. W swym amoku zatraciłem się na tyle, że zacząłem wierzyć,
iż bezwzględny imperatyw szczęścia, to dowód osobisty z białym orzełkiem. Mój
światopogląd dążący do całkowitego zatracenia się w oparach endorfiny i
nieopisanej dumy z własnego obywatelstwa uległ pewnej destabilizacji. Jak się
to stało?
Jak każdego dnia przeglądając
"polską sieć" i wspólnie z rodakami rozgryzając największe bolączki
naszego kraju dotyczące nienaturalnych dużych ust Natalii Siwiec, relacji
przyrodnich sióstr Rabczewskich i niejednoznacznie określonego zawodu Iwony
Węgrowskiej, natknąłem się na wiadomości na temat życia naszych
północnokoreańskich braci. Choć od lat świadomi jesteśmy panującego tam
ustroju, mentalności obywateli, artykuł pozwolił mi zastanowić się nad
poczuciem szczęścia żyjącej tam jednostki - zastanowić się czy przeciętny Kim,
Lee, Park jest człowiekiem szczęśliwszym niż Nowak, Kowalski i Wiśniewski.
Ogrom artykułów na temat życia
obywateli Korei Północnej wynika oczywiście z faktu ich napiętej sytuacji
polityczno-militarnej z Koreą Południową i Stanami Zjednoczonymi, temat stał
się na pewno topowy, ale wszystko rzuca przy okazji nowe światło na
obowiązującą w mojej świadomości dotychczasową skalę satysfakcji z własnej
przynależności narodowej. Zacząłem mieć bowiem wątpliwości, czy rzeczywiście to
my jesteśmy społeczeństwem z najwyżej podniesionymi głowami, o czym próbuję
uparcie przekonywać swoich czytelników od 3 lat. Co składa się na naszą dumę? A
chociażby...
1) Jezus ze Świebodzina, który
jeszcze do niedawna był NAJWIĘKSZY, gdyby nie przeklęte Peru (ale to tylko
metr, więc jeszcze jakoś Jezusa podniesiemy).
2) Nasz nieoficjalny narodowy
hymn "Ona Tańczy dla mnie" z 60 milionami wyświetleń na YouTube,
którego wartość poetycka warstwy tekstowej mogłaby Shakespeare'a i Goethego
zawstydzić, jak kiedyś TURBODYMOMAN z tej infantylnej reklamy...
3) Nienaganna organizacja lotów:
kurs Warszawa - Smoleńsk.
4) Permanentne podważanie reguł
ekonomii przez 90% naszych obywateli, które rodzi się z długami i co miesiąc
jest w stanie więcej wydać niż zarobić.
5) Hektary plantacji szczawiu,
które wg reprezentanta partii rządzącej są swoistym symbolem naszego dobrobytu.
Co składa się na dumę Korei
Północnej?
1) Samowystarczalność polegająca
na utrzymywaniu mniejszej ilości relacji z cywilizowanymi państwami niż
afrykańskie plemiona z Urzędem Gminy Bobrowniki.
2) Świadomość bycia najbardziej
zmilitaryzowanym państwem na Świecie.
3) Możliwość brania niezliczonej
ilości darmowych haustów powietrza bez zgody Najwyższego Zgromadzenia Ludowego.
4) Posiadanie publicznej sieci
telefonicznej.
5) Możliwość patrzenia na obraz
Kim Dzong Una bez żadnych limitów czasowych.
Już po krótkiej wyliczance można
dojść do wniosku, że oba narody prześcigać się mogą w swoich przywilejach,
prawach i osiągnięciach, ale im dłużej wnikamy w codzienne życie i mentalność
naszych północnokoreańskich przyjaciół dowiadujemy się, że ich przynależność
państwowa daje im jakby więcej satysfakcji niż nam. Tak jak my nie wypuszczamy
swoich gwiazd estrady, najlepszych piłkarzy za granicę, tak oni nie wypuszczają
z kraju NIKOGO - wysoko ceniąc sobie każdą jednostkę. Nasza miłość i oddanie
rozkładające się na 460 posłów, 100 senatorów, ministrów, Premiera i
Prezydenta, u nich kumuluje się w jednej postaci - Kim Dzong Unie. My
dziękujemy losowi za każdy przeżyty miesiąc, nasi przyjaciele za każdy przeżyty
dzień. My za Donalda Tuska, oni za Una, my za każdy litr benzyny, oni za Una,
my za Piotra Żyłę, oni za Una, my za Marcina Gortata, oni za Dennisa Rodmana i...
Kim Dzong Una
Czy możemy więc rywalizować?
Militarnie pewnie nie. Piłkarsko pewnie też nie, ale by stać się narodem
bardziej spełnionym, silniejszym, a przede wszystkim szczęśliwszym wystarczy w
każdej sferze doczesnego życia znaleźć swojego Kim Dzong Una.