Rysunek Andrzeja Mleczki
Czym jest dziś
kontrowersja? Gdzie wyznaczyliśmy sobie swoiste słupy graniczne, których
przekroczenie zapewni zszokowanie publiki na tyle, by móc stwierdzić: „kurczę,
ja to dopiero jestem kontrowersyjny!”. A może tych słupów już po prostu nie ma?
Kiedyś było łatwiej (że
pozwolę sobie na malkontencką retorykę podstarzałego sympatyka systemu
komunistycznego). Nie dlatego, że komuna była, że cenzura i wszystko co było
robione wbrew woli władzy było kontrowersyjne Dlatego raczej, że
mentalność była inna, potrzeby, a już na pewno nasz ogólnospołeczny apetyt na
sensację.
Od wieków kontrowersja
była wykorzystywana przez artystów. Świat sztuki i muzyki od lat czerpał
korzyści z faktu, że wzbudzanie sensacji poprzez własną twórczość nie tylko
nakreśla nowe kanony, ale powoduje, że „się dużo o ich twórcach mówi” – im
większa kontrowersja, tym większy rozgłos. Na wykorzystywanie emocji w innych
branżach trzeba było poczekać… do czasu znalezienia dobrego
„przekaźnika”.
W ubiegłym stuleciu
przeżywaliśmy „wielkie bum” rozwoju mediów, które stały się głównym nośnikiem
informacji. Okazały się one jednocześnie naszym „oswajatorem” z ludźmi dziwnymi,
zdarzeniami anormalnymi i ze wszystkim tym, co mogło szokować. Przed rozkwitem
mediów masowych sensacją we wsi był fakt, że Zenek spod sklepu wypił litr
wódki, po czym poszedł swoją świeżo naostrzoną siekierką rąbać drzewo. Cała
wieś mogła ochrzcić go „kontrowersyjnym Zenkiem”, co by go zwykłym idiotą
nie nazywać. Gdy prasa, radio, TV stały się naszym głównym informatorem o stanie naszego
ogólnego jestestwa, naszych zwyczajów, odchyleń i patologii,
dowiedzieliśmy się, że nasi sąsiedzi wcale kontrowersyjni nie są… tylko to
jacyś spokojni, nudni ludzie są… którzy od czasu do czasu robią coś… najwyżej
nietypowego. Zaczęliśmy częściej słyszeć o wymyślnych morderstwach, przypadkach
kanibalizmu, pedofilii, nekrofilii, które jeszcze na początku mroziły krew w
żyłach, po czym dzięki ulepszeniu radia poprzez wizję oglądaliśmy w TV filmy, w
których liczba „trupów” sięgała już setek, a nawet tysięcy. Sceny intymne w
filmowych projekcjach, choć na początku ograniczyły się do namiętnych
pocałunków „najodważniejszych aktorów w branży”, później zaczęły nabierać coraz
bardziej erotycznego wydźwięku, by skończyć na przekazie czysto
pornograficznym. Programy telewizyjne przestały być już szablonowe, a pozwalały
sobie na coraz więcej spontaniczności, co wiązało się z zaskoczeniem, szokiem i
szczyptą kontrowersji. Granice z roku na rok były przekraczane. Coraz mniej
mieliśmy tematów tabu. Coraz więcej otwartości, swobody i szeroko rozumianego
liberalizmu światopoglądowego.
Nie chciałbym rozwlekać
się nad dokładną analizą czasów minionych, malować wymownych planów, które
niczym mapy historyczne będą przedstawiać sukcesywne przesuwanie granic, ponieważ
jakbym fachowo i profesjonalnie tego nie zrobił… i tak okazałoby się to zbyt
powierzchowne. Dlatego zamiast skupiać się na samej ewolucji zjawiska
„kontrowersji”, łatwiej spojrzeć w nasze wielkie lustro i zadać sobie
pytanie: „a jak to wygląda wszystko
teraz?”.
„Samozwańczych
dadaistów” mamy wszędzie. Już nie tylko w sztuce, muzyce, ale i filmie,
literaturze, dziennikarstwie, sporcie, biznesie, reklamie... a nawet w Sejmie.
Na zrywaniu z tradycją i kanonem można po prostu dobrze zarobić. Wszystko co
inne, a najlepiej kontrowersyjne ma szanse wybić się i wystąpić przed
szereg. Problem w tym, że z tym wychodzeniem przed szereg już jakoś trudniej.
Gdzie byśmy swej nogi nie postawili, okaże się, że tam już jakiś ślad widnieje…
W sztuce, wydawałoby
się, mieliśmy do czynienia ze wszystkim, co mogłoby szokować. Do momentu,
gdy Świat nie poznał doktora Von Hagensa, który poprzez plastynację
wykorzystywał ciała zwierząt oraz ludzi do swoich wystaw. Dużo mówiło się o
wątpliwym pochodzeniu owych ciał, o kierunku w jaką sztuka podąża, ale jak się
później okazało, Pan Von Hagens nie jest jedynym „artystą” balansującym na
granicy dobrego smaku w sztuce.
W muzyce mieliśmy
Madonnę i Marilyna Mansona i wydawało nam się to wówczas delikatnie rzecz
ujmując… oryginalne. Dziś ich „pomysły” są powielane i „ostrzone” przez młode
zespoły, grupy black – metolowe drą Biblię, zjadają ją popijając wszystko
koźlęcą krwią z kielicha, na którym widnieje estetycznie wyryty pentagram. W
muzyka pop od samej muzyki ważniejszy jest przekaz erotyczny, który lawiruje na granicy
sektora porno. A sam image niektórych „artystek” można pomylić
z wyżej wymienioną branżą. W filmie trudno o doszukanie się jakiejkolwiek
granicy. Produkcje typu „Ludzka stonoga”, „Serbski Film” mające swoje premiery
dosyć niedawno, tak wysoko zawiesiły poprzeczkę tym, którzy aspirują o miano
„kontrowersyjnego scenarzysty/ reżysera”, że trudno wyobrazić sobie już jakiś
„efektowny skok". Pomysł zjednoczenia kilku osób w jeden układ pokarmowy
mógł wywołać pewien niesmak… ale nie wszystkim wydało się to „kontrowersyjne”.
Grupa bohaterów „Jackass” bowiem od lat przyzwyczaja do tego, że można być
zdolnym do wszystkiego.
Sport przestał być
jedynie wyścigiem o jak najlepsze osiągnięcia. Stał się jednocześnie walką o
zrobienie ze swojego nazwiska pewnego rodzaju marki. Marki głośnej, krzykliwej,
która będzie kojarzyć się nie tylko z wynikami sportowymi, ale również ze
sposobem bycia – nieszablonowym. Pan Balotelli może nie jest największą gwiazdą ligi angielskiej, ale na pewno najjaskrawszą. Częściej niż o jego bramkach czy asystach słyszymy o fajerwerkach puszczanych przez niego we własnej łazience, nielegalnym wtargnięciu do kobiecego więzienia itp. Najwięksi sportowcy stali się celebrytami,
walczą o ten sam kawałek chleba (czyt. wartość na rynku reklamy) co aktorzy czy
piosenkarze. Sama reklama też musi być zatem bardziej nachalna, bardziej
szokująca, by można było ją w ogóle dostrzec. Czy tam słowo „kontrowersja” już
nie istnieje? Pewnie istnieje, ale o wywołaniu „szoku” jest już
nieporównywalnie trudniej, niż było to możliwe kilka lat temu.
Politycy? Nigdy
marketing w polityce nie był tak ważny, jak teraz. To niesie za sobą chęć bycia najgłośniejszym, najpopularniejszym, by przebić się do najważniejszych programów
informacyjnych w kraju. Na tej płaszczyźnie również wiele już zrobiono, głównie
dzięki Ś.P. Andrzejowi Lepperowi, Panu Januszowi Palikotowi czy Januszowi Korwinowi Mikke. Można zrobić
więcej?
Skoro tak rozciągnęliśmy granice i to na wszelkich możliwych
powierzchniach, doprowadzamy do zjałowienia rozrywki, ale również swoich
emocji. Wszystko okazuje nam się już bowiem poznane, pospolite, dawno
przerabiane. Semantyka wyrażeń „dziwne”, „kontrowersyjne” nie będzie mogła być
podparta praktycznymi przykładami, a ci którzy z kontrowersji do tej pory żyli
będą musieli się przebranżowić.
A może jeszcze wiele przed nami?