niedziela, 10 listopada 2013

"Nie pytaj co w nas siedzi, to raczej nie jest pokolenie odpowiedzi"



Od nonkonformizmu do zwykłego krytykanctwa, cechującego się negacją wszystkiego i wszystkich droga jest naprawdę krótka. Różnica polega jednak na tym, że uzasadniony nonkonformizm bywa doceniany przez zadeklarowanych konformistów, "krytyk totalny" natomiast zawsze dostanie etykietkę malkontenta, gbura, aroganta, buraka i impertynenta. To nic. Czas zaryzykować i ową cienką granicę na chwilę przekroczyć. Z nutką nieposkromionego dekadentyzmu spojrzeć na to wszystko z góry, pochylić się nad dzisiejszym Światem i powiedzieć... "uuu dno nigdy wcześniej nie wydawało się tak głębokie."

Nasz upadek nie boli. Nie jest przecież gwałtowny. Ciężko pracujemy od lat nad tym, by konsekwentne dążenie do permanentnego regresu obyczajowego, kulturowego, społecznego i ekonomicznego nie było zbyt bolesne. Wykonujemy ostrożne kroki ku dołowi, szczebelek po szczebelku. Wprawdzie co jakiś czas ktoś odważniejszy wykona skok z większym impetem, by nadać schyłkowi trochę wigoru, niejeden zgrabnie ześlizgnie się po obręczy, ale tempo staramy się mimo wszystko kontrolować, kierunek nie - obraliśmy go już dawno.

Nie jest niespodzianką, że Świat kreowany jest przez pieniądz. Dziś pieniądz tworzą duże koncerny marki, symbole i idole - porywacze tłumów. Ekonomiczne rozwarstwienie ówczesnego społeczeństwa następuje coraz gwałtowniej. Przepaść pomiędzy statusem materialnym największych gwiazd show biznesu i sportu, a statusem zwykłych obywateli żyjących za najniższą krajową jest już tak niewyobrażalnie duża, że dzienna pensja tych pierwszych kilkakrotnie przekracza roczną pensję tych drugich. Finansowa machina jednych doprowadza do szaleństwa z powodu nadmiaru, innych z powodu niedoboru. Kult pieniądza i materializm powoli zaciera wszelkie wartości - ci pierwsi walczą, by mieć więcej, ci drudzy, by mieć cokolwiek. Przy czym zadanie tych drugich okazuje się o wiele trudniejsze.

"Na szczęście" media podpowiadają jak osiągnąć dziś sukces. Na pierwszych stronach gazet trudno dostrzec najtęższe umysły, łatwiej "gwiazdy" pokroju Miley Cyrus. To one kreują styl życia, modę i zachowania. Dzisiejsza muzyka rozrywkowa nie bazuje na dobrym tekście, wykwintnej linii melodycznej. To tylko proste treści, łatwe instynktowne przekazy opakowane w odpowiednie pazłotka - które trudno odróżnić od image'u najtańszej prostytutki.

Obserwując najpoczytniejsze portale internetowe dowiadujemy się co jadł na śniadanie Justin Bieber i jaką bieliznę nosi (lub nie) Kim Kardashian. Te "autorytety" dzisiejszego młodego pokolenia pozbawiły ich jednocześnie możliwości skomentowania chociażby życiorysu niedawno zmarłego Tadeusza Mazowieckiego - pozostaje pod artykułem o jego śmierci kliknąć na facebooku "lubię to" - żeby nie było, że były prem...? prez...? kró...? polityk całkiem obojętny jest...

Gdzie w tym wszystkim zagubionym świecie polityka? Od lat stuka w to dno od spodu i dopinguje, by każdy z telemarkiem potrafił wylądować równie zwinnie. Hipokryzja i cynizm naszej obecnej władzy, afery, które zostają bez konsekwencji ani politycznych ani prawnych - to nic. Przywykliśmy. Przecież tak jest wszędzie.

Obracamy się tak z próbą wnikliwej analizy otaczającego nas świata i dochodzimy do wniosku, że może w religii nadzieja. Lewactwo i massmedia wpajają nam wprawdzie, że to dla słabych, że Boga nie ma, ale buntujemy się, bierzemy różaniec w rękę i właśnie w Kościele nadziei szukamy. Wsłuchujemy się w głos księży, pasterzy naszych (zadowolonych, wracających ze szkół i przedszkoli) i co? Dowiadujemy się, że winą za to wszystko, za ten nasz lud zepsuty obarczać należy Hello Kitty - a raczej "HELL o Kitty". Postać domowego kota rasy "japoński bobtail" z czerwoną kokardką... Taką diagnozę lekarze naszych dusz wystawiać nam raczą...
I już twarz nam pozostaje tylko z bezradności i wstydu zakryć, spojrzeć ukradkiem w górę i gorzko zapłakać, bo nadzieja umarła... ostatnia.