Wpis jednogłośnie przegłosowany i
przyłączony do Federacji Rosyjskiej.
"Kiedy wszyscy wokół Ciebie równiuteńko idą, Przyjacielu Ty bądź uprzejmy mieć wątpliwość"
niedziela, 23 marca 2014
piątek, 14 marca 2014
Pokój z widokiem na wojnę
Albert Einstein przyznając się publicznie do swej
niewiedzy w kwestii ekstrapolacji militarnych trendów w czasie III Wojny
Światowej, a prognozując zarazem, że w czasie IV ludzie używać będą patyków i
kamieni, jednym zdaniem przekazał więcej sensu, treści i realizmu, niż
wszystkie "topowe" media przekazujące ostatnie prognozy dotyczące
możliwego konfliktu zbrojnego razem wzięte, x2 i xΠr² pomnożone.
Jako
bloger skupiający się na tematyce społeczno - politycznej (jakby to wzniośle
nie brzmiało) już dawno powinienem skomentować sytuację na Ukrainie. Zgodnie z
apelem Premiera zapalić świeczkę w oknie na znak solidarności z "naszymi
braćmi", pozbyć się z mieszkania wszystkiego (ale to wszystkiego!), co
może w jakimś stopniu kojarzyć się z Federacją Rosyjską (i gdyby to była nawet
najdroższa moskiewska porcelana do kontenera z podpisem "plastik"
wyrzucić!) - jak również wszystko, co na "ros" się zaczyna. Z
niedzielnych ROSołów przy Familiadzie zrezygnować. Następnie poświęcić kilka
godzin na sumienne przestudiowanie potencjału militarnego Rosji, Ukrainy i
kilka minut na przeczytanie wszystkiego, czyli 3-4 zdań na wikipedii o naszym
ówczesnym wojsku, by dokonać rzetelnego porównania szans w bezpośrednim zbrojnym
starciu. Pojechać na Majdan i swoim zdjęciem na wzór Europarlamentarzysty Jacka
Kurskiego swój wkład w "wolną Ukrainę" bezceremonialnie wnieść.
Powinienem! Tego się od blogera wymaga!
Ja
zamiast tego jednak, każdego wieczora/u włączam telewizor - choć wydawało mi
się jeszcze niedawno, że owe urządzenie na dobre i bezpowrotnie zmieni swoją
funkcję na zwykły monitor do komputera, siadam, oglądam, słucham i widzę,
że wszelkie programy informacyjne zaczynają się i kończą sytuacją w Kijowie, na
Krymie, w Moskwie, łzy napływają do oczu i ze wzruszeniem w głosie mruczę sam
do siebie po cichutku: "mój Kraj taki piękny!". My już nie jesteśmy
bowiem jedynie Miodną Krainą - jak zwykłem ją nazywać, czy Chrystusem Narodów,
jesteśmy również Matką Teresą, Mahatmą Gandhim i bohaterem z niskim głosem,
czarną peleryną z Gotham City w jednym. Te łzy nie przynoszą więc wstydu. To
łzy dumy. Ich się nie wyciera, one kapią współtworząc sól tej ziemi - twardej,
ochrzczonej krwią polskiej ziemi.
Przy
okazji rozgryzania przeze mnie przyczyn Katastrofy Smoleńskiej pisałem już o
naszej gospodarczej pozycji w Świecie. A trzeba pamiętać, że to nie ranking
FIFA, w którym niezłomnie zaprzeczamy prawom matematyki, logiki stosowanej i
niestosowanej spadając wydawałoby się już z ostatniego miejsca - co jakiś czas
dowiadując się, że ktoś tam pod nami się jednak znajdował.
Pozycja
Polski w sensie politycznym, gospodarczym i militarnym jest niezaprzeczalna.
Wiemy też, że się z nami liczą i mają świadomość naszej potęgi. Dziś możemy swą
siłę wreszcie pokazać i wykorzystać - w grze z silnym podmiotem i odwiecznym
wrogiem rzecz jasna - Rosją.
W
momencie, gdy najodważniejszymi krokami poczynionymi przez naszych partnerów w
NATO jest wyrażanie głębokiego ubolewania z powodu sytuacji na Ukrainie, a w
przypływach większego zaangażowania wyrażanie sprzeciwu wobec działań Rosji
(wyćwierkane przez Ministerstwo Spraw Zagranicznych na twitterze), my
przechodzimy do ostrych działań - nasza dyplomacja wsiada w pierwszego busa do
Kijowa, by pokazać środkowy palec do rosyjskiej kamery i krzyknąć "f*ck
you Wladimir!". Serce rośnie. W takich chwilach jak te, wiem, że mogę
wszystko, mam ochotę zrobić kilka pompek założyć swoje zimowe rękawiczki i iść
napluć w twarz Fiodorowi Jemieljanienko wyzywając go na pojedynek w klatce.
Jeśli
jakiś sceptyk wspomni mi przy tej okazji o naszym słabym wojsku, o tym, że niby
"wątli" jesteśmy, że jedynie nadzieja w stadionowych kibolach - bo
tam największa dziś siła, patriotyzm i że to oni pierwsi będą Narodu bronić,
pozwolę sobie przypomnieć:
Mamy XXI w. i dzisiejsza wojna różniłaby się od tego, co działo się pod Grunwaldem. Dziś państwo można pokonać poprzez zakazy, sankcje i embarga, do bankructwa poprzez zwykłe działania polityczne. Możemy być więc spokojni. W ręku dzierżymy "pocket rockets" od 966 roku, do tego dochodzi nasza gospodarcza samowystarczalność i dyktowanie warunków pozostałym politycznym podmiotom. Wszelkie kroki Wschodu i Zachodu możemy zatem kwitować ironicznym uśmiechem. Jeden nasz ruch, a we Francji krany zaczną przeciekać, w Anglii naczynia brudem obrosną, w Niemczech wszystkie jabłonki zwiędną, Amerykanom wprowadzimy wizy.
Federacja
Rosyjska? Tam rozpoczniemy po prostu ostrą politykę zagraniczną.
Z nami
się nie zadziera...
Subskrybuj:
Posty (Atom)