poniedziałek, 4 października 2010

Chwała Bogu, że Bogu dzięki, bo jakby tak nie daj Boże, to niech Bóg broni... czyli trzecie pokolenie JP

Rysunek Andrzeja Mleczki

Janusz Palikot (choć nazwisko to, już w niektórych kręgach brzmi jak najgorszy wulgaryzm, pozwolę sobie na bezwstydne wymienianie go, bez użycia żadnych „zamienników”) oficjalnie zadeklarował odejście z partii PO i rozpoczęcie „własnej działalności”. Na razie, można nazwać to ruchem i to dość dobrze zorganizowanym – jak było widać na wczorajszym kongresie.  Sala pękała w szwach, a sam „bohater” przechwalał się, jak wiele osób było zmuszonych stać na zewnątrz (z powodu tak wielkiego zainteresowania „zlotem”), domniemywam też, iż z nieopisanym podnieceniem, że tak jak i ci w środku, są świadkami tego zrywu- o którym, może nasze dzieci i wnuki dowiedzą się z książki do historii.

Zaczęło się dość ko(s?)micznie. Długo oczekiwany lider zapowiedziany został przez konferansjera- Pana Irenusza Bieleninika- przez co, przynajmniej w moich oczach, ranga całego wydarzenia spadła do poziomu zawodów „Strongman”. Choć na salę nie wszedł Mariusz Pudzianowski, ale zawodnik z innej kategorii wagowej, miałem wrażenie, że wszystko to zalatuje trochę galą KSW. Moje wątpliwości mogła rozwiać oprawa muzyczna, bo nie był to na pewno utwór artystyczny „Dawaj na ring” grupy wokalnej „Pudzian Band”, a… no właśnie…

Janusz Palikot (konsekwentnie- bez cenzury)  wchodził przez szpaler „kibiców”, dziennikarzy i ochrony jak Andrzej Gołota za swoich najlepszych czasów: ze spokojem, skupieniem i pewnością siebie. A co słyszymy w tle? „Odyseja kosmiczna” Hm… Sam czułem się skrępowany - bo nie wypada się drwiąco uśmiechać w momencie, gdy może na moich oczach rośnie znacząca siła polityczna, mająca realny wpływ na funkcjonowanie Państwa. Wytrzymałem, przyjąłem to z należytą powagą, choć z lekką niepewnością, czy nie zobaczę Pana Janusza w hełmie Lorda Vadera…

Na szczęście, z czasem wyglądało to nieco poważniej. Pan Palikot zaczął przemawiać. Przedstawił 15 postulatów, które rzeczywiście są w stanie roboczym,nie obejmują wszystkich sfer życia, na kilometr zieją populizmem, ale coś jest! Słysząc te hasła, mieliśmy wrażenie również, że gdzieś już je słyszeliśmy- jednomandatowe okręgi wyborcze, koniec z subwencjonowaniem partii politycznych z budżetu Państwa, likwidacja Senatu, redukcja liczby posłów do „300”. Czy też mrugnięcie okiem do feministek: parytety i szeroko rozumiane równouprawnienie kobiet, i bonus: refundowanie metody In-vitro. Wszystko brzmi naprawdę dobrze. Do tego oddzielenie Kościoła od Państwa. Co patrząc na statystyki mówiące o tym,jak bardzo katolickim państwem jesteśmy, mogłoby się wydawać politycznym samobójstwem, dziś wydaje się już jednym z najlepiej sprzedających się haseł – pod którym, mimo demagogicznej aury również się z chęcią podpiszę. Aż wreszcie hasło, które było swoistą „wisienką”, a mianowicie 1% budżetu na kulturę- kosztem armii-przy subtelnym wyjaśnieniu, iż mimo dużych dotychczasowych nakładów Państwa na armię- ta nigdy nas nie obroniła… co innego kultura. Bez krzty sarkazmu - fajne i chwytliwe.

Następnie do głosu mogła przejść loża VIPów w składzie: Ryszard Kalisz, Magdalena Środa, Manuela Gretkowska, Kazimierz Kutz. Pierwsze wystąpienie, owszem było dziwne i nie tylko z powodu sztucznej ekspresji i ekscytacji Pana Kalisza, ale przez podpisywanie się pod postulatami człowieka, który sam je od lat negował. Kolejne wystąpienia były spokojniejsze. Sentencja Pani Gretkowskiej na temat metaforycznej ucieczki Polaków z obecnej Polski…na Kongres, zabrzmiała dość zgrabnie, a przytyki VIPów skierowane w stronę Pana Jarosława K. zaakcentowały, to z czym „Nowoczesna Polska” nie chce mieć nic wspólnego, co swoją drogą powinno zadziałać na mnie, jak „miód na serce”. Niestety. Mój wrodzony sceptycyzm każe mi również wątpić w to, na jak długo ten entuzjazm „ruchowi” wystarczy,jak długo ten „owoc” będzie dojrzały, jak te wszystkie hasła będą miały wpływ na państwo. Bo nawet największy entuzjasta tego ruchu, nie wróży mu zwycięstwa w przyszłych wyborach parlamentarnych. Choćby dlatego, że z podobnymi sztandarami szła już swojego czasu „Partia Kobiet” – fakt sama nazwa nie zachęcała (i nie mówię tego z powodu jakichś szowinistycznych uprzedzeń wobec płci pięknej), partia mająca już w samej nazwie identyfikację z jedną grupą, nie zachęca do głębszej analizy grupy już w samej nazwie pominięte.

Tu (w ruchu "Nowoczesna Polska"), mamy za to charyzmatycznego lidera, który często poglądy ma rozsądne, ale specyficzny i odpychający sposób ich eksponowania może wielu odstraszać, dlatego też Pan Palikot kojarzony jest ze „świńskim ryjem”, „sztucznym penisem”, piciem alkoholu w miejscu publicznym i agresywnym językiem. Zaufanie dość kruche... Pewny elektorat? Hm… z powodu antyklerykalizmu, „skubnie” coś z lewicy i z oczywistych względów z partii rządzącej. Ryzykowne byłoby stwierdzenie, że „kibic” PiS-u zmieni tak radykalnie barwy. Więc już dziś, partia Jarosława Kaczyńskiego może czuć się lekkim zwycięzcą całego tego zamieszania. Co robi więc gnuśna partia PO by osłabić doganiającego rywala? wykorzystując szczere wyznanie Jarosława Kaczyńskiego, iż był/jest/ „na proszkach” z premedytacją rozpoczyna  ostrą walkę z "dilerami dopalaczy”. 
Wstyd Platformo! Wstyd, Skandal i Chamstwo! (sic!)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz