Rysunek Andrzeja Mleczki
Wpis ten pojawić się
powinien 2 dni temu, bezpośrednio po poznaniu przeze mnie tej przerażającej
prawdy. Niestety, nie mogłem, nie byłem w stanie. W momencie, gdy powoli
otrząsam się z szoku, moja percepcja wraca do ładu (jeśli kiedykolwiek w tym
ładzie była), znów zaczynam pobierać substancję odżywcze w postaci
domowych posiłków, zaczynam mówić ale czuję się jednocześnie kimś innym niż
byłem, czuje się jakby dojrzalszy, ostrożniejszy. Moja dotąd (w miarę
wyprostowana sylwetka - choć i to przekonanie po stokroć w dzieciństwie było
podważane przez wieczne uwagi - "nie garb się!" ) przekształciła się
w sylwetkę lekko pochyloną, twarz w podejrzliwą, oczy na w pół przymknięte,
zmarszczone czoło i swoiste "zjednoczenie brwi". Każdy niespodziewany
szmer, hałas wywołuje we mnie nieprzyjemny dreszcz i poczucie zagrożenia.
W czasie kampanii
wyborczej w 2005 roku i przez następne 2 lata rządów "Wielkiej
Trójki" słyszeliśmy o "Układzie", o ludziach, którzy stoją ponad
prawem, których nie dotyczy żaden kodeks karny. Patrzyłem w telewizor z wielkim
przerażeniem i nadzieją, że może partia, której wprawdzie nie do końca ufałem,
rozprawi się z tymi co stoją po ciemniej stronie mocy. Społeczeństwo nie było
wtajemniczane o kogo może chodzić, jak wielkie zagrożenie nad nami wisi,
mieliśmy wierzyć, że ten który wie wszystko (czyt. Prezes) nas obroni. Czasu
najwyraźniej zabrakło. W 2007 walka z "Układem" została przerwana (o
dziwo na drodze demokratycznych wyborów) - co na szczęście można wytłumaczyć
idąc tokiem myślenia sceptyków ustroju demokratycznego (i nie mam tu na myśli
tylko Pana JKMa) - "większość rządzi, a jak wiadomo większość
obywateli to idioci". Więc ustrój rządów idiotów - zgrabnie nazwany
demokracją opowiedział się za zaprzestaniem ścigania "Układu". Długo
nie trzeba było czekać. Nikomu nie trzeba przypominać co stało się 10.
kwietnia, a kto jest za to odpowiedzialny przypomina nam Pan Macierewicz, po
wielu posiedzeniach komisji, sporach, dywagacjach, polemikach do jakich tam
dochodziło. Pan Antoni po kilku dniach bez zbędnych dowodów, nagrań,
stenogramów potrafi orzec kto jest winny. To jaka śledcza zagwozdka mu
straszna?
Co więc wstrząsnęło mną
jeszcze bardziej niż wnioski Pana Macierewicza na temat odpowiedzialności za
wypadek/zamach? Otóż nie tak dawno całą Polskę obiegła informacja na
temat zabójstwa byłego wiceministra transportu (PiS - co w tym przypadku nie
jest bez znaczenia). Do publicznej wiadomości dość szybko została przekazana
wiadomość, że zabójcą okazał się syn. Moja apolityczna refleksja i
przedefiniowanie słowa "syn" została jednak przerwana niebywałym
komunikatem ze środowiska "Radia Maryja". Mianowicie w "Naszym
Dzienniku" mogliśmy przeczytać, że zabójstwo Pana Wróbla 6 miesięcy po
katastrofie/zamachu pod Smoleńskiem i na trzy dni przed publikacją przez MAK raportu
na temat przyczyn katastrofy nie może być przypadkowe.
W tym momencie zrozumiałem
wszystko, z drugiej strony poczułem się głupio, że tak prostolinijnie dotąd
patrzyłem na otaczającą mnie rzeczywistość, nie zwracając uwagi na układ.
6 miesięcy po katastrofie
i 3 dni przed raportem! Wszystko teraz wydaje się takie jasne. Gdy po tej
szokującej informacji, sam zdecydowałem się na dalszą analizę, doszedłem do
jeszcze straszniejszych wniosków! Otóż zabójstwo to nie zostało dokonane
jedynie pół roku po katastrofie i 3 dni przed publikacją raportu, a 16 dni
przed końcem miesiąca i 71 lat po wybuchu II Wojny Światowej, ok. miesiąc przed
wyborami samorządowymi i 15 dni po rozpoczęciu roku akademickiego. Te dane w
zupełności mi wystarczyły, czułem, że odkryłem prawdę i już nigdy nie dam się
zmanipulować. Przerwałem dalsze obliczenia, bo mogłyby mną wstrząsnąć jeszcze
bardziej. Po nieprzespanej nocy wywołanej z jednej strony strachem, kto w takim
razie będzie następny? z drugiej strony z powodu ekscytacji, że JA już prawdę
poznałem.
Następnego dnia zrobiłem
jednak coś czego żałuję do dziś, co wywołało we mnie wspominany na samym
początku wpisu niepokój i nieufność do wszystkiego co się rusza. Mianowicie.
Usiadłem przy biurku i "śledczym tokiem" "Naszego Dziennika"
zacząłem interpretować własne życiowe wypadki, zdarzenia. Przeliczałem więc
dokładnie lata, miesiące, dni, analizując dokładnie odstępy czasowe między
moimi pamiętnymi wydarzeniami w życiu, a wydarzeniami ważnymi w skali Kraju,
Świata.
Nie muszę już chyba nikogo
uświadamiać, jak straszne dane uzyskałem...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz