Rysunek Andrzeja Mleczki
Każda partia polityczna zwłaszcza,
gdy osiąga sukces (wygra wybory) musi liczyć się z bolesnym upadkiem. Od niej
samej zależy jednak, kiedy ten upadek nastąpi. W historii III RP
najboleśniejszy upadek zanotował Sojusz Lewicy Demokratycznej. W kraju, który
przez lata tłamszony był przez ustrój ściśle związany z Panem Leszkiem
Millerem, Aleksandrem Kwaśniewskim, Józefem Oleksym, stworzono partię, która
nadal czerwona była, ale jakoś estetyczniej tą czerwonością emanowała. Mało
tego! SLD w 2001 roku osiągnęło wynik 41%! Po wielu aferach, w które zamieszani
byli czołowi działacze partii, Sojusz wraz z UP i PD w 2005 roku spadł do
poziomu 13%. O żadnym telemarku mowy być nie mogło. Upadek bolesny, do tego
skazanie na długą rehabilitację.
Prawo i Sprawiedliwość, wielkie
zwycięstwo… 2 lata i porażka. Klęska o tyle dotkliwa, że z największym
wrogiem, szatanem w czarnej pelerynie, Lordem Voldemortem polskiej sceny
politycznej – Platformą Obywatelską RP. Tym sposobem na tron usiadła kolejna
partia i narodził się kolejny ambitny plan utrzymania władzy w rękach dłużej,
niż przez jedną kadencję. Koalicja z Polskim Stronnictwem Ludowym (ugrupowaniem,
które potrafiłoby dogadać się w jednej chwili z Palestyńczykami i
Izraelczykami, trzymając jednocześnie amerykańską flagę w ręku i wykrzykując
„Allahu Akbar!” nie dostrzegając przy tym żadnego konfliktu interesów) i znowu
spięcie pośladków, nadymanie się i próba utrzymania społecznego poparcia na
dłużej.
W 2011 roku nastąpił test. Słaba,
momentami karykaturalna opozycja, węsząca bomby w smoleńskim Tupolewie pozwala
Platformie wygrać kolejne wybory i cierpliwie czeka na swój moment, a ten długo
wyczekiwany moment chyba powoli nastaje. Pijar PiSu znacząco się zmienia.
Marketing wskoczył na wyższy szczebel i mamy „kandydata PiS na premiera” (który
jest iluzoryczny, ale PR skuteczniejszy niż przekonywanie społeczeństwa, że
Putin z Tuskiem to kumple ze szkolnej ławki), do tego dyskusje eksperckie na
temat „najważniejszych” społecznych spraw (nic one specjalnego do ogólnej
debaty publicznej nie wnoszą, ale są niewątpliwie poważniejsze, niż wystąpienia
Pana Macierewicza, który upierał się, że Rosja wypowiedziała nam 10.04.2010
wojnę) i cała ta konstruktywna krytyka rządu zaczyna najzwyczajniej w świecie
popłacać, PO spada, a PiS rośnie w siłę.
Donald Tusk wygłasza więc kolejną
przemową ku pokrzepieniu serc, problemy społeczne przykrywa odgrzewanymi
kotletami (ustawa antyaborcyjna, in vitro)- tematami, które zawsze dominują w
programach informacyjnych i publicystycznych – bo kto w takim razie będzie
wspominał o debacie eksperckiej PiSu w sprawie rynku pracy, skoro w Sejmie O
LUDZKIM ŻYCIU mowa! W kolejnych wyborach zabetonowanie polskiej sceny
politycznej znów spowoduje walkę pomiędzy PO i PiSem. Jedni zagłosują na PO, bo
PiS sektą powiewa, a drudzy na PiS, bo PO to jakaś nieudolna zgraja kolesi.
Summa summarum upadku SLD, ugrupowanie Donalda Tuska pewnie nie powtórzy,
ale przegrana z Jarosławem Kaczyńskim i jego „armią” bolałaby chyba bardziej… a
staje się jakby coraz bardziej realna...
Witam autora,
OdpowiedzUsuń"wszystko co na gorze, musi kiedys spasc." A no musi, bo nie ma innego wyjscia. Juz o to zadba prawo powszechnego przyciagania ziemskiego, ktore zostawil nam w spusciznie niejaki pan Newton.
Politycy byc moze o tym prawie zapomnieli lub po prostu olali ze wzgledu na imie jego tworcy, lecz nawet chwilowa ignorancja pewnikow fizyki, nie jest w stanie ich skutkow powstrzymac.
Chwilowo jak widac partia rzadzaca, jak i groteskowa opozycja z tendencjami "eksperckichi" zmian, lubuje sie jednak w prawie Coulomba, ktore glosi, iz sila wzajemnego oddzilywania dwoch naladowanych czastek, jest wprost proporcjonalna do iloczynu tych ladunkow i odwrotnie do kwadratu odleglosci miedzy nimi. A wartosci naladowania (na Boga!), naprawde u nich rozne i rozniste. Istnieje jeszcze jeden czynnik w tym prawie, a mianowicie czynnik przenikalnosci elektrycznej srodowiska, w jakim te wartosci sie znajduja. To srodowisko, to ogolny elektorat. U tego jednak sprawa przenikalnosci, szczegolnie tej ze zrozumieniem, jest zaiste ciut skomplikowana. Bo np. sluchajac obecnego premiera, para chyba, ktory przez 10 lat, od 2014 roku chce stworzyc 1,2 milionow miejsc pracy, powinno sie pojsc po rozum do glowy i zapytyc, dlaczego akurat 2014 kiedy w sumie wybory w 2015? A poza tym, co roku zwalnia sie samych od siebie grubo ponad 100 000 miejsc ze wzgledu na przejsciach na emeryture. Czy tu moze byc mowa o tworzeniu?? Toz to zwykla matematyka na poziomie szkoly podstawowej, przynajmniej z mojego okresu wiekowego. Moze wprowadzenie logiki do szkol byloby wyjsciem? I tu nie mam na mysli bynajmniej szkolek niedzielnych.
Pozdrawiam serdecznie
Możemy umówić się, że na nowym, odświeżonym blogu komentarze nie będą przewyższać swoją atrakcyjnością, mądrością i kąśliwością o kilka poziomów postów samego autora? :) A już tak na serio - większość naszej politycznej elity (naturalnie nie cała), która odpowiedzialna jest za tworzenie prawa ma swoisty problem z interpretacją Konstytucji, zrozumieniem regulaminu obrad Sejmu, z "ogarnięciem" podstaw przedsiębiorczości.. tym bardziej trudno wymagać od nich swobodnego poruszania się w obrębie nauk ścisłych :)
OdpowiedzUsuńNo coz..... Zawiesil Pan poprzeczke poziomu bloga tak wysoko, ze trudno w komentarzach traktowac tylko i wylacznie stan koncowki plecow Maryny. ;-)
UsuńPostaram sie poprawic, ale nie obiecuje. :D