Rysunek Andrzeja Mleczki
W poprzednim
wpisie wspominałem, że gdy w debacie publicznej mowa o LUDZKIM ŻYCIU, inne
kwestie momentalnie ulegają swoistej deprecjacji. W takiej chwili polityczny
(skażu pa francuski… ) „savoir vivre” każe nam się na chwilę zatrzymać, poddać
głębokiej refleksji, a pod żadnym pozorem nie zajmować się śledzeniem
„słupków”, nie ekscytować kandydatami na kandydatów na premiera, a już na pewno
nie zaprzątać sobie głów zalanymi stadionami. Warto przygotować porządną,
teflonową patelnie, a z lodówki wyjąć starego kotleta o nazwie „ustawa
antyaborcyjna”, otworzyć okna, a następnie w zaciszu polskiego zaścianka
starannie smakołyk odgrzać… na największym ogniu rzecz jasna.
Podstawowym problemem wspomnianych grup nacisku jest to, że postrzegają oni Świat w systemie „zerojedynkowym”. Złośliwie mógłbym zaznaczyć, że takie subiektywne spojrzenie na Kościół Katolicki w ten właśnie sposób (mając na uwadze pedofilię, homoseksualizm wśród duchownych, ekscytujące zabawy w lizanie księdzu kolan, podróże biskupów samochodem pod wpływem alkoholu) postawiłoby na nim przysłowiowy „krzyżyk”.
Kościół od lat (co niewątpliwie spowodowane jest naszą historią) uzurpuje sobie prawo do współtworzenia Państwa, do jego współzarządzania, do wywierania presji na parlamentarzystów („p” mogłoby mieć mniejszą czcionkę) ba! do namaszczania tych „dobrych” i ganienia z ambony tych „złych”. Nie da się jednak ukryć, że malejąca wciąż liczba wiernych, powoduje, że prawo Kościoła do narzucania CAŁEMU SPOŁECZEŃSTWU swoich zasad, staje się znikome, by nie powiedzieć żadne. Modne i tak często używane przez duchownych (w swoim kontekście) pojęcie „dyskryminacja” pasuje tu chyba najbardziej. W naszym Państwie (w którym konstytucyjnie każdy powinien czuć się wolny), człowiek innego wyznania, ateista, antyteista, agnostyk czuje się na siłę doktrynizowany, łapany za „mordę” i skazany na krzyk prosto w twarz „ej Bóg jest! Rozumiemy się?!”. Do pełni „szczęścia” brakuje mu chyba tylko ustawy o obowiązku przestrzegania 5 przykazań kościelnych...
Obecna ustawa (wbrew przypuszczeniom Kościoła) NIE NAKAZUJE aborcji. Nie głosi: „Każda kobieta po zajściu w ciąże winna niezwłocznie udać się do gabinetu i dokonać zabiegu”, ponieważ nie tylko od strony moralnej, ale i demograficznej byłaby to delikatnie rzecz ujmując „słaba akcja”. Ustawa nie głosi również: „Każda kobieta, która w wyniku gwałtu zajdzie w ciążę/ dowiadując się, że płód jest uszkodzony/ której życie jest zagrożone MUSI obligatoryjnie dokonać aborcji”. Obecna ustawa daje jedynie PRAWO DO PODJĘCIA TEJ TRUDNEJ DECYZJI (nawet dla zepsutego ateisty) W RAMACH WŁASNEGO SUMIENIA, JEDYNIE W TRZECH OKREŚLONYCH PRZYPADKACH.
Inną kwestią jest fakt, że księża niewątpliwie stali się mistrzami teorii. Bez rumieńca na twarzy dają eksperckie rady w sprawach skutecznej antykoncepcji, posiadają również tajemną wiedzę dotyczącą stworzenia szczęśliwej rodziny i udanego małżeństwa… w takim razie doprawdy śmiesznym wyzwaniem okazuje się dla nich podjęcie decyzji w sprawie czyjegoś życia/śmierci - głosząc ową treść z ambony w towarzystwie innych teoretyków „zatroskanych” losem ludzi, którzy odczują tragedię na własnej skórze i zmierzą się z podjęciem decyzji. Bo przecież STANOWISKO KOŚCIOŁA W TEJ SPRAWIE JEST JASNE I NIE MA ŻADNEGO ALE!
- Proszę księdza… jestem w ciąży…
- Ale z prawego łoża prawda?!
- Tak, ale…
- Brawo! Gratuluję!… chrzest 500zł… Dzięki Rządowi Prawa i Sprawiedliwości i „becikowemu” zostanie Pani jeszcze 500zł na wychowanie pociechy! Doprawdy gratuluję…
- Brawo! Gratuluję!… chrzest 500zł… Dzięki Rządowi Prawa i Sprawiedliwości i „becikowemu” zostanie Pani jeszcze 500zł na wychowanie pociechy! Doprawdy gratuluję…
- Ale proszę księdza… moje życie jest zagrożone, mam trójkę dzieci…
- Eeee proszę się wziąć w garść! I mi tu
nie szlochać, może Pani o zabiciu dziecka myśli co? Po to, żeby swoje życie
ratować?! Czym ono zawiniło?! Pani się zwie katoliczką?! Tfu! Stanowisko
Kościoła jest nieugięte i powinna je Pani znać… No cóż w zaistniałej sytuacji
proszę przekazać mężowi gratulacje i informację, że chrzest 500zł… sama Pani
rozumie…
Swoistą skłonność do podejmowania takich decyzji za ludzi, których problem dotyczy można najwyżej tłumaczyć tym, że tego typu dylematy muszą być z góry rozwiązywane, by skupić się na prawdziwych problemach:
Swoistą skłonność do podejmowania takich decyzji za ludzi, których problem dotyczy można najwyżej tłumaczyć tym, że tego typu dylematy muszą być z góry rozwiązywane, by skupić się na prawdziwych problemach:
- brak miejsca na multipleksie dla TV TRWAM
- problemy z koncesją Radia Maryja
- brak wyraźnej pomocy ze strony Rządu
dla nowych inwestycji Ojca Tadeusza
itd…
Sytuacja komplikuje się, gdy zetkniemy się z rzeczywistością, przestaniemy sarkastycznie traktować dyktatorskie podejście Kościoła do tak poważnej kwestii. Spojrzymy na tragedię kobiety, która zostaje brutalnie zgwałcona i zachodzi w ciążę. Wtedy bowiem wszystkie teoretyczne zapiski z kościelnych kazań przestają mieć zastosowanie. Dramatyzuje się kwestia wyboru, czy dokonać wczesnej aborcji, czy urodzić dziecko swojego kata – i starać się je pokochać (jak radzi Kościół). Kwestia dokonania właściwego wyboru okazuje się trudniejsza również wtedy, gdy nasz dom nie wygląda jak pałac w Licheniu, a urodzenie niepełnosprawnego dziecka, które poprzez zwykły ludzki odruch (nie kościelne przykazania) będziemy chcieli leczyć za wszelką cenę, kosztem własnego zdrowia i bytu całej rodziny (po to by przedłużyć życie dziecka choćby o kilka dni). Osobisty dramat w postaci wyboru własnego życia, czy „donoszenia ciąży” może również okazać się trudniejszy, niż wygłoszenie kilku rad księży z "kościelnej mównicy"… W powyższych trzech przypadkach „dobra rada” duchownych, modlitwa i wsparcie „dobrym słowem” może okazać się niewystarczająca.
Nie bawmy się więc w monopolistów na wszelką wiedzę i prawdę. Pozwólmy w powyższych sytuacjach decydować samemu i kierować się własnym SUMIENIEM i WOLNĄ WOLĄ, która rzekomo pochodzi od Boga.
Sytuacja komplikuje się, gdy zetkniemy się z rzeczywistością, przestaniemy sarkastycznie traktować dyktatorskie podejście Kościoła do tak poważnej kwestii. Spojrzymy na tragedię kobiety, która zostaje brutalnie zgwałcona i zachodzi w ciążę. Wtedy bowiem wszystkie teoretyczne zapiski z kościelnych kazań przestają mieć zastosowanie. Dramatyzuje się kwestia wyboru, czy dokonać wczesnej aborcji, czy urodzić dziecko swojego kata – i starać się je pokochać (jak radzi Kościół). Kwestia dokonania właściwego wyboru okazuje się trudniejsza również wtedy, gdy nasz dom nie wygląda jak pałac w Licheniu, a urodzenie niepełnosprawnego dziecka, które poprzez zwykły ludzki odruch (nie kościelne przykazania) będziemy chcieli leczyć za wszelką cenę, kosztem własnego zdrowia i bytu całej rodziny (po to by przedłużyć życie dziecka choćby o kilka dni). Osobisty dramat w postaci wyboru własnego życia, czy „donoszenia ciąży” może również okazać się trudniejszy, niż wygłoszenie kilku rad księży z "kościelnej mównicy"… W powyższych trzech przypadkach „dobra rada” duchownych, modlitwa i wsparcie „dobrym słowem” może okazać się niewystarczająca.
Nie bawmy się więc w monopolistów na wszelką wiedzę i prawdę. Pozwólmy w powyższych sytuacjach decydować samemu i kierować się własnym SUMIENIEM i WOLNĄ WOLĄ, która rzekomo pochodzi od Boga.