poniedziałek, 24 grudnia 2012

Życzenia

Rysunek Andrzeja Mleczki

Każdemu, kto raz na jakiś czas odwiedza mroczą pieczarę Nonkonformisty, życzę Zdrowych i Pogodnych Świąt! Starajmy się, by nie były one z roku na rok coraz bardziej iluzoryczne i pozorne, pozbawione tego co najważniejsze, by nie przeradzały się w plastikowy, skomercjalizowany happening, a były autentyczne, szczere i okazały się czasem wyciszenia i zwolnienia dotychczasowego tempa.   

czwartek, 20 grudnia 2012

Wolność zależy od tego, jak długi mamy łańcuch?

Rysunek Andrzeja Mleczki

Kilka dni temu Światem wstrząsnęły doniesienia z Newtown, gdzie 20-letni napastnik w jednej ze szkół pozbawił życia 26 osób (w tym 20 dzieci). Nie chcę deprecjonować powagi sytuacji poprzez przytaczanie statystyk z innych „mniej demokratycznych społeczności”,  w których na co dzień ginie jeszcze więcej „zwykłych cywilów” (również dzieci). Nie chcę również drwić z marketingowych łez Prezydenta Obamy, podważać ich szczerości wypominając współodpowiedzialność amerykańskich władz za śmierć dzieci, które na samym starcie dostały od losu kota „Zonka” i urodziły się choćby w Afganistanie czy Iraku i na własnej skórze poznały siłę militarną największego mocarstwa ówczesnego Świata. A już na pewno nie będę narzekał, że „ileż to można wałkować o tej tragedii, bo przecież są większe”.

Moglibyśmy przy tej okazji pobawić się w kulturowy relatywizm, podłubać w wadach i zaletach systemu demokratycznego jak i systemów o trochę mniej złożonej strukturze w których ma prawo dziać się wszystko, bo… przecież „trzeci świat”, ale wpis stałby się dłuższy od Tolkienowskiej trylogii, ale swoją atrakcyjnością nie sięgałby mu nawet „Hobbitowych” stóp. Nie da się ukryć natomiast, że w państwach europejskich o stosunkowo dużej demokratyzacji, coraz trudniej o empatię wobec tego, co dzieje się choćby w Syrii. Wojny domowe w Egipcie i Tunezji też nieszczególnie nas Europejczyków interesowały, no chyba, że w trakcie przeglądania ofert Last Minute, ale zazwyczaj na pytaniu w biurze podróży: „a tam jeszcze trwa jakaś wojna? Bezpiecznie jest?” nasze zainteresowanie się kończyło. Nikt specjalnie nie zastanawia się, że tam każdego dnia giną cywile… „bo to inna kultura i dzicz ogólnie”. Organizacje mające na celu trzymać swoją ciepłą dłoń nad porządkiem i pokojem na Świecie nie zawsze chętnie angażują się w pomoc „dziczy”, bo to generuje niezadowolenie społeczne rodzimych obywateli: „to ich sprawa! Naszych chłopców na śmierć nie wysyłać!”. I tak się koło zamyka. Z jednej strony nie chcemy swoich wojsk do „dziczy” kierować, a z drugiej jak nie wysyłamy to źle, bo ci wrażliwsi krzyczą „znieczulica zachodnia” „żyjemy w czasach konsumpcjonizmu i zimnego kapitalizmu, gdzie ważny jest własny interes, nie człowiek!”.

Dlaczego w takim razie w naszych europejskich, kapitalistycznych, pachnących demokracją państwach panuje swoista obojętność wobec tego, co dzieje się w Azji i Afryce… a tak mierzi to, co dzieje się co jakiś czas w Stanach? Otóż część z nas patrzy na USA z uznaniem, podziwem, traktuje Amerykanów jako model społeczeństwa idealnego, liberalnego, ale bezpiecznego.  Pozostała część… choć patrzy na ów kraj z dużą dawką sceptycyzmu, drwi z modelu (który wcześniej wymieniona grupa wielbi) i upiera się, że jest to państwo pozorujące demokrację, a hipokryzja jego władz sięga wyżej niż nowojorskie molochy…  zdaje sobie sprawę, że wcale tak bardzo się od nich nie różnimy. Obie grupy słysząc więc o społecznych patologiach za Oceanem mają poczucie, że wcale tak bardzo daleko tych wydarzeń nie jesteśmy. Równie dobrze mogło się to wydarzyć we Francji, czy w Wielkiej Brytanii. Ale czy na pewno?

Mimo wielu podobieństw naszych społeczeństw, mamy do czynienia z wieloma różnicami kulturowymi, ale i tymi mającymi charakter prawny. Nie bez znaczenia w tej kwestii jest dostępność do broni. Jak wiadomo, u nas o uzyskanie pozwolenia na posiadanie broni (nawet osobom wykorzystującym broń palną w celach sportowych) jest trudniejsze, niż przemycenie napoju „3 cytryny” z wigilijnego stołu w Radomiu. W kraju Wujka Sama tylko jeden stan (Illinois) nie wydaje pozwoleń na broń. W pozostałych, otrzymanie pozwolenia na CCW (posiadanie ukrytej broni) lub „open carry” (noszenie jej na widoku) jest stosunkowo łatwe. W stanach Alaska, Arizona, Wyoming i Vermont natomiast, nie wydaje się żadnych wyzwoleń, bo ich po prostu nikt nie wymaga. W takim to układzie, broń w amerykańskich gospodarstwach domowych występuje częściej, niż w polskich domach LED-owy telewizor. Ale czy to jest główny problem ostatnich strzelanin? Nie do końca, bo w polskich mieszkaniach jest co najmniej kilkanaście narzędzi pozwalających pozbawiać innych życia, a jednak jakoś się w miarę możliwości (z małymi wyjątkami) powstrzymujemy. Może agresja jako najchętniej obok seksu sprzedawany produkt w teledyskach, filmach, grach komputerowych powoduje, że hektolitry krwi spowszedniały na tyle, że przeniesienie fikcji do realiów nie wydaje się niczym specjalnym? To również postrzegałbym jako „jedynie” czynnik „wspomagający”, bowiem każdy z obecnymi mediami ma styczność, ale nie każdy z nas stał się Richardem Kuklińskim. Sam w świecie wirtualnym mam już na koncie dziesiątki tysięcy zabitych nazistów, tysiące cywilów i (o zgrozo!) setki policjantów. W „realu” moje statystyki zabójstw ograniczają się do… owadów.

Zamiast „zwalać” na media, gry komputerowe, dostępność broni (co traktuję jako „czynniki sprzyjające”) zalecałbym zwrócenie uwagi na czynniki zasadnicze, które mają największy wpływ na kształtowanie psychiki, a raczej wypaczanie młodego umysłu szukającego swojej tożsamości i wartości w społeczeństwie. Mam tu na myśli m.in:

- chęć bycia lubianym, akceptowanym przez grupę, którą się współtworzy
- społeczną presję, z którą styka się każde dziecko walcząc o pozycję w grupie
- konsumpcjonizm i materializm, ciągła chęć posiadania czegoś nowszego, lepszego
- chęć bycia osobą atrakcyjną, modną, stylową, na czasie…

Niezaspokojenie jakiekolwiek potrzeby lub wyśmianie przez własne środowisko może wzbudzić frustrację, chęć zemsty lub wygenerować inną potrzebę – potrzebę zasygnalizowania swojego „znaczenia” w sposób rewolucyjny, dosadny. W Stanach niewątpliwie „walka o pozycję”, rozwarstwienie społeczne (w sensie intelektualnym i finansowym) jest bardziej odczuwalne, niż w krajach w których kapitalizm nie jest aż tak „rozbuchany”, właśnie tam „mieć więcej, być wyżej” jest mottem przewodnim każdego dziecka. Selekcja bywa jednak brutalna, nie każdy może na szczyt dojść, a niejeden osiągnie sukces wdrapując się po plecach innych. Uczucie rozczarowania, pokrzywdzenia w takim momencie może mieć wpływ bardziej zgubny, niż krwawa bajka, czy brutalna gra komputerowa. Bowiem predyspozycje i konkretny powód wywołują dopiero kolejny krok - chęć chwycenia za narzędzia i szukania wzorców „jak zabijać”. 

Miałbym ochotę pobawić się w dłuższą i nie tak strywializowaną zabawę w psychologa, ale obawiam się, że mam w tej kwestii kwalifikacje niewiększe niż Antoni Macierewicz badający katastrofy lotnicze. Pozostaje mi więc temat potraktować  powierzchownie, ograniczyć się do krytyki, tupnąć nogą, powykrzykiwać, że problem według mnie leży gdzie indziej, …że dosyć z presją, życiowym pędem, chorą rywalizacją i ze wszystkim tym, co może generować patologie z którymi mamy coraz częściej do czynienia, dziś w Stanach, jutro w Europie...

… No chyba, że jutra nie będzie!  (21.12.12!)

piątek, 7 grudnia 2012

- Synu, może pogadamy o seksie? - Weź się tato...


Ciąża powstaje przez zbliżenie się kobiety z mężczyzną, którzy wydzielają plemniki, plemniczki, to znaczy nasiona… Chciałbym ci powiedzieć, co to jest spółkowanie, no wiesz, no… Zbliżenie to jest dwóch plemników, które w połączeniu powodują ciążę. Jest to reakcja dwóch plemników, po których powstaje jajeczkowanie. A następnie przeraża się (sic!) w kształt dziecka.”
„Tatuś daje mamusi ziarenko, które mamusia wychowuje w słoiczku na wacie, i to ziarenko po pewnym czasie się rozrasta, rozrasta i pęka, i tak wszystkie dzieci się wzięły na świecie.”

 Są to tylko fragmenty polskiego filmu dokumentalnego „Alfabet seksu” z 1977 roku. Rodzice stawiali tam czoła zadaniu, które okazywało się dla nich trudniejsze od próby rozszczepienia atomu przez mało rozgarniętego, borykającego się z problemami z koncentracją ucznia profilu humanistycznego. No ale jakoś przez temat przebrnąć przecież trzeba…

Minęło 35 lat i choć rozmowy na temat seksu nadal wydają się być dla rodziców kłopotliwe, to „pocieszający” jest fakt, że dziś nie muszą być (i często nie są) oni jedynymi nauczycielami „od tych spraw” (a często w ogóle nimi nie są). Większość dzieci kształci się w obecnej dobie na „własną rękę”… „bierze sprawy w swoje ręce” – zresztą, jakbym  tego nie ujął, zawsze będzie brzmieć to źle i dwuznacznie. Tworzą nieformalne koła zainteresowań na których wymieniają swoje poglądy, przypuszczenia, debatują, spierają się, dokonują „dogłębnych ANALiz”, nierzadko wspólnie przechodząc do praktyki. Swoim eksperymentom nadają wymyślne nazwy i już żadne z nich na hasło „słoneczko” nie łapie za kawałek papieru i żółtą kredkę… ale za…

Nieodzownym elementem „edukacji” jest swoisty elementarz każdego młodego podróżnika po świecie seksu – Internet. Konkretniej strony, które bynajmniej nie są rekomendowane przez MEN, a raczej przez najprężniej działające wytwórnie filmów XXX. Dzięki nim, już każde dziecko w wieku wczesnoszkolnym wie, co oznaczają skróty AP, czy DP, a ucząc się w szkole płynnego liczenia do 100, przy liczbie 69 wymownie uśmiechają się do „kolegi/koleżanki” obok. Na pytanie „jaka jest twoja ulubiona aktorka?” muszą zrobić szybko selekcję, co by kategorii filmów nie pomieszać… Dziewictwo staje się w gimnazjach obciachem, a „abstynencja” - gejostwem.
Grupy zatwardziałych konserwatystów i „katolickich talibów” do dziś upierają się mimo wszystko, że dziecko nie powinno być w kwestii seksu „uświadamiane”… aż do spotkania z księdzem - (i tu… choć nie lada okazja… daruję sobie niesmaczny żart dotyczący ekscesów pedofilii w KK, bo mam tu na myśli spotkanie w innych okolicznościach) - w czasie nauk przedmałżeńskich. Wtedy bowiem , nieświadomy wyznawca „bocianich teorii” usłyszeć winien po raz pierwszy (i to z ust księdza) słowo „współżycie” i to jedynie w zestawieniu ze słowami: „Bóg”, „diabeł”, „miłość”, „małżeństwo”, „grzech”, „piekło”, „dziecko”, „ogień piekielny”.

Głównym argumentem środowisk walczących z pomysłem wprowadzenia edukacji seksualnej w szkole jest strach przez rozreklamowaniem seksu wśród uczniów, co spowodowałoby według nich obniżenie i tak już wczesnego wieku inicjacji. Trzeba być wyjątkowo oderwanym od rzeczywistości, by wierzyć, że w dobie nachalnej sprzedaży erotyki w każdych możliwych środkach przekazu, chłopcy aż do ślubu będą myśleć, że mają zwykłego siusiaka, który poza siusianiem nie ma żadnej innej funkcji, dziewczynki zaś będą żyć z traumą, że czegoś im „brakuje”. Zastanawiające, dlaczego więc w książkach do biologii pozwala się na gorszący rozdział pt „układ rozrodczy”? Też usunąć, ewentualnie dać odnośnik – rozdział omówiony zostanie na lekcji religii.  Tam z pewnością można liczyć na rozwianie wszelkich „naukowych plotek” dotyczących płciowości. Ksiądz tudzież katechetka wytłumaczy, że słowo „seks” jest obrzydliwym wulgaryzmem, a jego semantyka winna być przemilczana, a w razie konieczności wytłumaczona na wielkim darze dla społeczeństwa jakim są: NAUKI PRZEDMAŁŻEŃSKIE!

Moja kąśliwość w stosunku do KK wynika nie tyle z problemu związanego z homoseksualizmem, pedofilią księży i zamiatania tych spraw pod dywan, a raczej z ich poczucia, że na tym również znają się najlepiej i mają moralne prawo o tym nauczać…  bo są ekspertami rzecz jasna.

Wsłuchując się w nauki księży można dopiero nabawić się „problemu”. Według nauki Kościoła:
1. Wiadomo, że seks przedmałżeński jest grzechem ciężkim, na równi z tymi, zapisanymi w Kodeksie Karnym. Taki przygodny seks po dyskotece z pierwszą lepszą, której imienia nie pamiętamy – to jeszcze pół biedy, ksiądz w konfesjonale werbalnie skarci, ale rozgrzeszy. Gorzej, gdy zrobimy to z osobą, którą kochamy, dzielimy wspólne, ale „lewe łoże”, jesteśmy związani emocjonalnie, gdzie seks jest naturalnym wynikiem fizyczno-psychicznej zażyłości. O nie! Na to zgody być nie może! I rozgrzeszenia nie będzie! Bo mieszkać się razem zachciało! Pozorować małżeństwo i bez Boga się obywać!
2. Antykoncepcja? Grzech śmiertelny i ogień piekielny (taki najgorętszy jaki tam mają), tylko kalendarzyk (nie wierzyć w plotki, że zdradliwy!). Stosunek przerywany? ZŁO!
3. Wytrysk tylko wewnątrz partnerki (że w pochwie dedukuję). Przechodząc na odpowiednią retorykę: „Mężczyzna składa nasienie w łonie kobiety”. Ciekawostką jest zdanie pewnego księdza, który raczył szerzej omówić kwestię współżycia, mianowicie dał on do zrozumienia swoim owieczkom, że KK nawet na seks oralny jest gotowy dać przyzwolenie (ha! na jakie rarytasy pozwala!), ale „wszystko” zakończyć ma się po Bożemu. Posłużył się również przykładem: gdy małżeństwo na dziecko decydować się nie chce (co samo w sobie jest już grzechem), a mąż nie radzi sobie ze swoim popędem (co jest grzechem), na domiar złego żona ma dni płodne (i tu pewnie grzechem kobiety jest to, że nie ma ich całe życie 24h/ dobę) … uwaga! Żona może pieścić oralnie partnera!… tylko co dalej? Przecież… patrz Punkt 2: niczego nie można przerywać, żeby się waliło, paliło i grzmiało… i patrz początek punktu 3: W punkcie kulminacyjnym delikwent musi być na „swoim miejscu” i… chyba zostaje w zaistniałej sytuacji wycieczka do Lichenia w intencji  osłabienia plemników (walka z czasem, pot na czole.. no i jakoś tak niezręcznie modlić się, by poczęcia nie było).Odwrotna sytuacja jest przez księdza w ogóle pominięta, bo pewnie jak kobieta ma ochotę – to już nawet nie grzech. Ją szatan opętał! No ale nikt nie mówił, że będzie łatwo. Wg KK kobieta pochodzi jedynie z żebra mężczyzny, co na dzień dobry ją już odpowiednio stygmatyzuje… No ale cóż KK bywa brutalnie szowinistyczny. Więc cieszcie się, że na stosach się drogie Panie nie palicie!
4 „Jeśli małżonkowie zamiast współżycia angażują się w intensywne pieszczoty z zamiarem osiągnięcia orgazmu lub gdy tylko świadomie i dobrowolnie dopuszczają taką możliwość, to popełniają grzech określany jako onanizm małżeński albo wzajemna masturbacja i nie usprawiedliwia niczego fakt, że dzieje się to w małżeństwie. Jest to grzechem. Sakrament ten nie oznacza bowiem przyzwolenia na wszelkie zachowania seksualne.” – posłużyłem się cytatem, bowiem grzech to śmiertelny i pisanie o tym opętaniem grozi.  
5. Zgaszone światło jest sprawą chyba oczywistą, co by nie „podniecać się” swoim grzesznym ciałem… bo za to piekło czeka, gra wstępna wydaje się chyba też zbędna, bo jakby jakiś „falstart” zawodnik zaliczył… to już może się delikwent z Lucyferem witać, bowiem:
- koniec, nie tam gdzie trzeba!
- egoizm!
- ludobójstwo, miliony hipotetycznych boskich istnień…
- nieczystość w sensie moralnym i… fizycznym!
- marnotrawstwo  

Po tych seksualnych radach wszystkiego i tak już się szczerze odechciewa. Uświadamiamy sobie, że cały ten seks to lawirowanie na granicy grzechu, spacerowanie po krawędziach kotłów piekielnych i …ocieranie się o czarną pelerynę diabła. Żadnych edukacji seksualnych nie wprowadzać, bo seksuolodzy chcieliby się w to z pewnością angażować – a to szatański zawód, co za tym idzie - szatańska wiedza byłaby na latorośl przelana.
O religii na maturze lepiej pogaworzyć…