środa, 8 stycznia 2014

Fakty autentyczne na zmyślonej fikcji oparte


Od tygodni miodna kraina, Polską zwana, została po raz kolejny czarną peleryną belzebuba przykryta. Nie za sprawą szatańskich poczynań Hello Kitty, czy działań Janusza Palikota, ale pojęcia, które większość z nas poznało stosunkowo niedawno, a mianowicie - GENDER.

Ten obco brzmiący termin czytany przez hierarchów Kościoła w sposób różny: /dżender/, /gendżer/ (by fonetycznie sugerować konotacje eugeniczne), aż wreszcie /dendżer/ (co chyba najbardziej na niebezpieczeństwo wskazuje) pojawia się już wszędzie, w prasie, radiu, telewizji, internecie... a zwłaszcza w kościele. To chyba najwyższy czas, by na blogu nonkonformisty owe plugastwo zawidniało.

O ile samo pojęcie zna już każdy, o tyle sformułowanie odpowiedniej definicji, pod którą z czystym sumieniem podpisałyby się wszystkie ideologiczne frakcje, wydaje się trudniejsze niż udowodnienie, że Anton LaVey w głębi duszy był wierzącym chrześcijaninem. Pozostaje więc podpisać się pod jedną z dotychczas obowiązujących definicji lub... napisać własną. Co zapewne mało zaskakujące - nonkonformista wybiera własną i broni jej z taką samą zawziętością jak prawica twierdząc, że jest to marksistowska ideologia niszcząca rodzinę, wypaczająca zdrowe wyobrażenie na temat płci, powodująca chaos w młodych umysłach, chwiejąca ich świadomością płciową, czy też lewica uważająca, iż to szansa na doprowadzenie do realnej równości płci, "odstereotypizowania" i ostatecznego równouprawnienia.

Etymologia terminu GENDER mylnie kojarzona jest z łacińskim słowem genus, a już na pewno trudno doszukiwać się w nim związku z angielskim podobnie brzmiącym słowem gender. By należycie skrupulatnie dotrzeć do genezy owego terminu, należy cofnąć się do czasów, w którym ludzie odkryli, że werbalna forma komunikacji może okazać się przełomowa w codziennym funkcjonowaniu,  dochodząc do wniosku, że nie wszystko da się w odpowiedni sposób przekazać gestami - co bez wątpienia potwierdzić może Thamsanqa Jantjies. Wówczas, kiedy tylko nie wiedziano, jak nazwać coś obrzydliwego, ohydnego i odrażającego - mówiono po prostu /dżender/. Nie brakuje wiarygodnych plotek, że ponoć Adam z Ewą w ten właśnie sposób, po kryjomu, nazywali rajskiego węża - tak, by ten oczywiście tego nie usłyszał. Po latach ewolucji języków, internacjonalne słowo stało się słowem zakazanym i przeklętym - tym chętniej zaczerpnięte zostało przez środowiska satanistyczne. Sześć liter, sześć głosek i co najmroczniejsze - sześć głosek w trakcie czytania słowa od tyłu, było wystarczająco wymowne. Atrakcyjność słowa pod względem łatwego wyłonienia z niej symbolicznej liczy 666 nie pozostawiała środowiskom żadnych złudzeń. Mało skomplikowany rebus polegający na zamianie G na S, E na Z, N na A, D na T, E na A, R  na N potwierdził jedynie skąd owe słowo się tak naprawdę wywodzi. W ten właśnie sposób /dżender/zostało przywłaszczone przez siły zła, do momentu, gdy nie zaczęto używać go jako swoistego zaklęcia sprowadzającego niezliczone nieszczęścia. Istnieje duże prawdopodobieństwo, że /dżender/ miał wpływ na całe zło, które nas spotkało. Wszelkie konflikty zbrojne, zabójstwo JFK, Atak na WTC, wojna domowa w Syrii, żywioły, katastrofy, pedofilia, aborcja, eutanazja, Justin Bieber. Wszystko, co osłabiło nas demograficznie, cywilizacyjnie, intelektualnie, czy kulturowo. Wykluczam jedynie Smoleńsk - tam był  trotyl.

Bogota, choć z pewnością nie do końca chlubna geneza terminu gender nie może przecież oznaczać dziś nic lepszego. Dalej niszczy nas od zewnątrz jak i od środka. Nie niszczy jedynie rodziny (co wydaje się być oczywiste), ale niszczy również Kościół.

/Dendżer/ stoi przede wszystkim w całkowitej opozycji do słów z listu do Efezjan: "Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła" - kwintesencji patriarchalnego charakteru wiary chrześcijańskiej.  W tym właśnie momencie należy spojrzeć na problem z największą powagą. Maskulinizacyjny trend Kościoła Katolickiego w dzisiejszym nowoczesnym społeczeństwie może razić, ale cóż, taka tradycja. Ewa "powstała" z żebra, Jezus wybrał 12 apostołów, żadnej apostołki, cała hierarchia kościoła kipi od testosteronu, a kobietę można spotkać jedynie w kuchni na plebanii. Podnosząc rangę jej funkcji przypuśćmy, że lud proboszczom bez spasłych brzuchów jakoś nie ufa. Ta specyficzna forma dominacji jednej płci w KK, która obca jest nawet jednostkom wojskowym, staje dziś do walki. Otrzepuje się z kurzu po ostatnich pedofilskich wybrykach, podnosi głowę i chce walki, walki o prawdziwą rodzinę. Jakim orężem? Ano tradycyjnie, patologicznymi, skrajnymi przykładami. Definicja Gender wg KK jest bowiem prosta: "gender bracia i siostry, to tłumaczenie dzieciom, by same wybierały płeć, poprzez zakładanie chłopcom sukienek i obserwację, czy aby na pewno czują się w nich nieswojo". Ta definicja niestety wielu wydaje się wystarczać.

Jakiej powagi i rzeczowej dyskusji możemy oczekiwać, gdy po drugiej stronie feminizm ma twarz Katarzyny Bratkowskiej...

7 komentarzy:

  1. W sumie, to powoli mi sie odbija gorzko - kwasno tematem gender.
    Nie po raz pierwszy kosciolowi katolickiemu cos sie nie podoba. O ile dobrze sobie przypominam, to zwalczali juz rozne "zbrodnicze" ideologie: heliocentryzm, ewolucja, marsizm, in vitro. Jeszcze niedawno, przy pomocy prawicowych struktur, mowilo sie nawet o zbrodniczym procesie dekonstrukcji prawdziwej Polski.Teraz przyszedl czas na gender - nastepny bies-straszak, ktory ma na celu konsumpcje calych rodzin katolickich. Nawet komisje do spraw zwalczania powolano!!! Taki wredny ten gender. Jestem tylko bardzo ciekawa, jak bedzie wygladalo to zwalczanie. Grupy kontrolne osobiscie beda chodzic po toaletach i sprawdzac sposoby masturbacji mlodziezy, czy tez moze nastapi powierzchniowe wyposazenie wychodkow w monitoring, z centralnym podzespolem do spraw ewaluacji materialu filmowego zainstalowanym w biurze poslanki Kempy?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Temat szatańskiego gender został omówiony już chyba wszędzie, przejadł się na tyle, że miałem go sobie całkowicie na blogu darować... nie dałem rady.

      Nawiązując do Pani komentarza - strach pomyśleć, gdzie byśmy dzisiaj byli (cywilizacyjnie, kulturowo), gdyby Kościół okazywał się skuteczniejszy w zwalczaniu "zbrodniczych" ideologii.

      Dziękuję za komentarz i pozdrawiam.

      Usuń
    2. A co jest złego w nauce Kościoła? Jeśli Z 10 przykazań niewierzący odrzucą pierwsze trzy odnoszące się do Boga pozostaną nam uniwersalne reguły dobrego życia społecznego i rodzinnego, mianowicie:
      4 szanuj rodziców/rodzinę,
      5 nie zabijaj,
      6 nie zdradzaj,
      7 nie kradnij,
      8 nie kłam,
      9/10 nie zazdrość.
      A co do ideologi mających zmienić świat na lepsze lepiej trzymajmy się od nich z daleka. Nie można zapomnieć jak zbrodniczy był komunizm i ile ofiar pochłoną nie tylko w ZSRR ale także w Azji (ludobójstwo w Kambodży). Należy pamiętać, że większość piewców Gender wywodzi się z postkomuny, pani Bartkowska stwierdziła ostatnio, że jest komunistką, a Lenin to był "miły gentlemen"

      Usuń
    3. Nikt tu nie podważa sensowności dekalogu. Nauka Kościoła nie kończy się jednak na tym. Mowa o tym, że na pewnych płaszczyznach KK powinien przejść małą reformę intelektualną (zwłaszcza w pojęciu pojmowaniu dzisiejszych ról społecznych). Model rodziny XXI w. różni się od modelu rodziny z czasów Jezusa. Gdy słyszymy dziś z ambony: "Żony niechaj będą poddane swym mężom, jak Panu, bo mąż jest głową żony, jak i Chrystus - Głową Kościoła" trudno poważnie traktować ich eksperckie wywody na temat tożsamości płciowej, standardów społecznych i rodziny. Kontrowersyjny list biskupów czytany niedawno w polskich kościołach jest kwintesencją omawianego problemu - nie tego szatana "gender" (rozdmuchanego do niebotycznych rozmiarów), a przygotowania Kościoła do merytorycznej dyskusji na tematy, które ocierają się o naukę: biologię, filozofię, psychologię oraz socjologię.

      Obrona Kościoła, a następnie wyliczanie ofiar jakiejś ideologii czy systemu - odwaga godna podziwu :) Porządny strzał w kolano w przypadku, gdy Twoim adwersarzem okazałby się antyteista. Ja się od kontry powstrzymam.

      Nikt nie rozgrzesza komunizmu. Dyskredytowanie gender jedynie z powodu tego, że Pani Bratkowska się pod nim podpisuje jest tak samo absurdalne, jak przejście na ateizm z powodu tego, że w ubiegłym stuleciu pewien Pan z wąsem krzyczał "Gott mit uns!"

      Pozdrawiam i dziękuję za komentarz.

      Usuń
    4. Czytanie ze zrozumieniem jest nie tylko zaleta ale rowniez korzystna cecha ludzkiego charakteru, niestety coraz rzadziej spotykana.
      I dlatego byc moze mamy tak, jak mamy z tym zrozumieniem, co doskonale gwoli polskiego zrozumienia pojecia gender, przedstawil jeden z moich ulubionych rysownikow.
      http://asset-1.soup.io/asset/6556/3643_1ef5_500.jpeg

      Usuń
    5. Mam wrażenie, że instrumentalnie wykorzystujesz cytaty z Ewangelii. Wyczuwam też pewną złość (strzał w kolano), a przecież mamy prawo do różnicy w opiniach i ich swobodnym wyrażaniu co odróżnia nas od pana z wąsem (polecam film dok. Hitler i wiedza tajemna, tak znajduje się wiele informacji dotyczących jego stosunku do religii). pozdrawiam

      Usuń
    6. Wykorzystuje je Kościół, ja jedynie komentuję zasadność ich cytowania przez księży w konkretnym kontekście. Zapewniam, że żadnej złości tu nie ma, wręcz przeciwnie. Każdy komentarz mnie cieszy :) Odniosłem się do niego trochę szerzej, bo wydawało mi się, że nie do końca się zrozumieliśmy, a być może nasze opinie nie różnią się tak bardzo. Dokument "Hitler i wiedza tajemna" widziałem. Adolf Hitler traktował religię instrumentalnie (przywłaszczam sobie to słowo, ale pasuje tu najbardziej), natomiast podziwiał kościelny system sprawowania władzy i to, jak Kościół potrafi oddziaływać na masy. Trudno mu się dziwić :)

      PS. Z przyjemnością przyjmę kolejne tytuły interesujących dokumentów, których nie miałem okazji widzieć. Powyższy jest rzeczywiście godny uwagi.

      Również pozdrawiam.

      Usuń