czwartek, 10 marca 2011

9 marca - nie pozwólmy kwiatom zwiędnąć, czyli jak zwalczać obecny nadal patriarchat?


O ile na wczorajszych ulicach można było dostrzec swoiste pobudzenie, a przed kwiaciarniami "większe męskie kolejki" niż przed kioskami w dniu sprzedaży numeru CKM z "polską królową muzyki pop", to mimo wszystko czegoś brakowało. Uciekający z Polski socjalizm wraz z wieloma ("atrakcjami") zabrał tradycję świętowania 8. marca. Czy możemy czuć się osieroceni?

Kobieta XXI-wiecznego kapitalizmu nie dostanie już goździka, rajstop czy mydła, nie zostanie utwierdzona (i tak w "silnym" już przekonaniu) o wielkiej roli jaką odgrywa w budowie stabilnego państwa. Obok strat materialnych nie sposób więc dostrzec daleko idących strat moralnych. Co zrobić, by kobieta ze łzą w oku nie spojrzała na czasy socjalizmu? Goździk można zastąpić czerwoną różą, rajstopy romantyczną kolacją, a mydło sobie odpuścić, bo kapitalistyczna kobieta jest bardziej podejrzliwa i wyczulona na wszelkie sugestie, niż socjalistyczna towarzyszka doceniająca każdy gest ze strony obywatela mającego na uwadze dobro wspólne i szeroko rozumiany kolektywizm.

W galopującym Świecie konsumpcjonizmu możliwości na zrekompensowanie płci pięknej utraconych "dóbr" jest dużo, więc warto zastanowić się co zrobić, by kobieta nie musiała czuć się wyjątkowo tylko 8. marca, ale miała świadomość własnej wartości cały rok. Zadanie trudniejsze niż inwestycja w kwiatek? Niewątpliwie...zwłaszcza, gdy weźmiemy pod uwagę dotychczasowe tempo zmian w dążeniu do równouprawnienia kobiet w życiu społeczno-politycznym.

Na system norm i wartości danego Państwa wpływa wiele czynników. Niezaprzeczalny jest fakt, że w Polsce mamy do czynienia z dużym wpływem historii (podpierając to naszym specyficznym "polskim patriotyzmem"), religią i symboliką - związaną z przynależnością narodową jak i religijną. O ile nasza historia nie zalatuje radykalnym patriarchatem (są nacje mające w tej kwestii większe osiągnięcia) o tyle "polska religijność" wywarła wyraźny wpływ na zhierarchizowanie płci. Mam tu na myśli chociażby typowo męski organizm stanowiący władzę kościelną, pielęgnowanie konserwatywnego obrazu rodziny katolickiej z typowo nadrzędną rolą mężczyzny, bo? Bo kobieta to tylko z żebra mężczyzny pochodzi? To wszystko odciska swoje piętno na codziennym życiu - nie tylko prywatnym ale i zawodowym. Można pocieszać się, że nie jest tak najgorzej, bo w kulturze islamskiej (a zwłaszcza w rodzinach fundamentalistów) kobieta w społecznej hierarchii jest o kilkadziesiąt szczebli niżej niż w kulturze zachodniej (gdzie w Szwajcarii prawo wyborcze kobiety wywalczyły [o zgrozo]  dopiero w 1981 roku).

Wracając do naszego problemu i nie szukając usprawiedliwień typu: gdzie indziej jest o wiele gorzej, zastanówmy się co zrobić by było lepiej. Nie chodzi mi tu o przyklaskiwanie Pani prof. Środzie, Pani Szczuce przy każdym nowym pomyśle na zrównoważenie szans płci, bo feminizm może być równie groźny co szowinizm - i nie boję się tu matriarchalnego systemu w dobie nowej cywilizacji, ale radykałów, którzy z patologią walczą patologią. Co z parytetami mającymi na celu wyrównaniu szans kobiet w polityce? Właśnie tego typu sztuczne mechanizmy emancypacji kobiet dopiero dowodzą jak jest źle, bo dopiero uwłaczające dla kobiet staje się to, że by znaleźć się na wyborczej liście należy usankcjonować to jakimś nakazem. Warto pracować więc nad zmianą mentalności, bo wprowadzanie czegoś na siłę może odnieść odwrotny efekt. Szowinistyczne i seksistowskie żarty piętnować, a wszelkie ograniczenia roli kobiet traktować jako patologię, a nie kulturowy zwyczaj...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz