niedziela, 27 maja 2012

Smutno mieni się trud polemik, kiedy tak trudno zmienić w coś produktywnego ten głód płomieni..."

Rysunek Andrzeja Mleczki

-Droga hołoto, ta zwykła i ta naćpana. Staję dzisiaj głąby przed wami...
Z sali sejmowej wznoszą się okrzyki:
 - Hańba! skandal! złaź stamtąd kretynie! Kto cię tu wpuścił baranie?!
-Zamknąć się! chcę dokończyć! ...Staję drogie tępaczki i tępaki w sprawach najwyższej wagi...
-Sam stań na wagę porno - grubasie! Skretyniały przygłupie, złaź albo ci w tym pomożemy!
Przestraszony liczebności prawicowej części sali plenarnej, poseł decyduje się przerwać przemówienie, dorzucając szybko na odchodne:
 - Tłuki! i tak byście mnie nie zrozumieli...

Szybko na mównicy zmienia go reprezentant prawicy, mijając swojego poprzednika na schodkach, udaje mu się jeszcze ochrzcić go idiotą i lekko szturchnąć łokciem, w zamian zostaje nazwany bałwanem i dostaje pstryczka w nos...
-Bura suko (lekkim ruchem głowy - takim od niechcenia - przechyla głowę w stronę Pani marszałek/marszałkini) i wy kapuściane łby, chcę powiedzieć...
- Hańba! skandal! dorwiemy cię matole! 

Okrzyki z sali zdają się nigdy nieustąpić
-Przymknąć się i słuchać nieuki!
-Ty prostaku... (padł okrzyk z końcowych ław)
-Z pedałami nie rozmawiam... 
(ucina mówca, robiąc znaczącą przerwę w celu dłuższego napawania się śmiechem swoich klubowych kolegów, po czym kontynuuje wystąpienie)
...dawno mi nie przyszło mówić do tak licznej grupy bęcwałów...
 Grubiański śmiech prawej miesza się z tupotem i waleniem pięściami posłów z lewej strony sali plenarnej...
-Dość tego! (nie wytrzymuje Pani marszałek) Od kilku minut nikomu nie udało się w sposób oryginalny obrazić oponenta. Obrady stają się coraz nudniejsze, by nie powiedzieć, że wręcz przewidywalne. Powtarzacie te same epitety już od kilku dni. Z przykrością stwierdzam, że na nikim już to wrażenia nie robi! Ogłaszam przerwę i zwołuję Konwent Seniorów. Proponuję zastanowić się nad wzbogaceniem swojego języka, bo jeśli dalej tak pójdzie, będziemy musieli zająć się merytoryczną pracą... a tego byśmy chyba nie chcieli!

Na posłów pada blady strach...

        
Scenariuszy na przebieg obrad przyszłych kadencji jest wiele. Czy ten powyżej jest realny? Czy brutalizacja języka debaty publicznej, jaką obserwujemy dzisiaj, będzie trwać do momentu, aż osiągnie poziom cel więziennych? Czy kultura, a raczej jej brak, charakteryzuje się konkretnymi barwami klubowymi, czy może jest ponadpartyjna i pasuje do wszelkich poglądów? Może jest jedynie marketingowym elementem dzisiejszej polityki? Jedno jest pewne, media, nadal będą skupiać się na podobnych wybrykach, zamiast przekazać sens oraz konsekwencje uchwalanych ustaw. Przykre, bo polityka i rzeczowe argumenty całkowicie zdominowane zostaną przez utarczki słowne. Dissy i beefy będą kojarzyć się już nie ze tylko skonfliktowanymi raperami, ale i z obradami Sejmu. Jedyną obowiązującą zasadą będzie niewnoszenie na salę broni - no chyba, że do Parlamentu wreszcie dostanie się po wielu nieudanych próbach Jego Ekscelencja Janusz Korwin - Mikke. Gdy wraz z Nową Prawicą przegłosuje swój projekt zmian związanych z posiadaniem broni. Wówczas możemy spodziewać się na korytarzach sejmowych atmosfery rodem z ciemnych, południowo - zachodnich dzielnic Chicago.
W większości przypadków mamy jednak doczynienia - nie z negatywnymi emocjami i niepanowaniem nad własnym językiem - a raczej zwykłą kalkulacją i pijarem. Polityka jest naturalnie grą pozorów, wielkim konkursem na najlepszego aktora. Polityk musi  więc wiedzieć, kiedy nazwać kogoś idiotą, a kiedy po prostu kretynem.
Ważnym elementem tej gry na pewno jest kompatybilność z opiniami samych wyborców. Wyborcy przecież bardzo często nazywają całą "klasę polityczną" bandą złodziei, idiotów i niedorajdów. Biorąc pod uwagę ogólną niechęć społeczną do parlamentarzystów, może największą sympatią darzony byłby ten, który z mównicy sejmowej obrażałby wszystkich, bez wyjątków, również siebie. Komponowałoby się to z naszymi skłonnościami do uogólnień i ocenianiem wszystkich polityków w ten sam sposób. Czy byłoby to skuteczne i dawało szansę na dalsze jestestwo w polityce? Nie wiadomo. Pewne byłoby natomiast to, że owa wypowiedź byłaby przedstawiona we wszystkich czołowych mediach... nawet, gdy w tle przegłosowywana byłaby ustawa o całkowitym zniesieniu emerytur i rent, ograniczeniu praw do opieki zdrowotnej i wprowadzeniu podatku od podatku w ramach kolejnego podatku Wszystko w imię szeroko zakrojonego paktu oszczędnościowego. Tylko tych posłów mało! Zmienić zatem konstytucję, zwiększyć ich liczbę do okrągłego tysiąca, co by mogli dobitniej tłumaczyć  słuszność podejmowanych decyzji - silnym mandatem społecznym. Im więcej "stand-upowców", tym większa zabawa!
A może pójść o krok dalej? Mianowicie zwiększyć ich ilość do niebotycznych rozmiarów, mając na celu skumulowanie najmniej rozgarniętych Rodaków  w jednym miejscu (taka forma swoistej izolatki), a dookoła porozstawiać związkowców, by mieć pewność, że żaden się nie wymknie. Problemem byłoby jedynie to, że nie tylko nie daliby sobie nałożyć białych kaftanów, ale dzierżyliby w swoich rękach niebezpieczne narzędzia pozwalające majstrować przy czymś, co wydaje się z naszej perspektywy (chyba) ważne - NASZ LOS.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz