Rysunek Andrzeja Mleczki
Można odetchnąć z
ulgą…koniec kampanii prezydenckiej. Instytuty Badań Opinii Publicznych niejako
zrehabilitowały się w kontekście wyników II tury. No i jaki by ten zwycięzca
nie był - mamy Prezydenta. Odpoczniemy od obietnic, które w końcowej fazie
kampanii brzmiały już nieprzyzwoicie, a kandydaci pozapominali i o swoich
ewentualnych przywilejach i o możliwości budżetowych Państwa, lub po prostu
kierowali się dewizą Pana Jacka Kurskiego – „ciemny lud to kupi”.
Choć sama kampania była w
tym roku dość specyficzna i krótka, potrafiła szybko zmęczyć – wbrew pozorom
nie samych startujących, a wyborców. Stacje telewizyjne nie nadążały z
transmisją kolejnych wieców wyborczych. A końcowa faza wymagała wyciągnięcia
cięższych dział. Bo przekroczeniem pewnych granic można nazwać odwiedziny
jednego z kandydatów u rodziny Blidów, z drugiej strony przypominanie o
tragedii pod Smoleńskiem i „granie” służbą zdrowia. Fakt, mogło być gorzej –
dlatego należy pocieszać się tym, że to co nazywamy polityką jeszcze nie do
końca się zepsuło. Jakiś niesmak jednak jest. Przykre jest to jak bardzo
podzielony jest Naród. Otóż w Państwie, gdzie około połowa społeczeństwa,
uważa, że głosować nie należy – „bo to nic nie zmieni” jednocześnie uważając
słowa „polityk” – „złodziej” za synonimy, są grupy osób „kipiące” z nienawiści
do osób mających inne poglądy polityczne. Tu oprócz dużego wpływu mediów i
programów takich jak „Solidarni2010” duży wpływ na nasze nastawienie mają
właśnie słowa samych polityków. W momencie, gdy Pan Kaczyński apeluje o
wyjaśnienie „katastrofy pod Smoleńskiem” używając określeń: „polegli”, „moralna
odpowiedzialność” sugeruje, że o wypadku nie ma mowy, a raczej zaplanowanej
„akcji”, politycy i sympatycy PiSu sugerują/ewentualnie mówią wprost o
odpowiedzialności za całe zdarzenie premiera Tuska. Nie musieliśmy długo czekać
na transparenty: „Katyń – 1940 i 2010”, gdzie najmniejszym błędem hasła
jest złe zidentyfikowania miejsca katastrofy z 10. kwietnia, a próba porównania
tych dwóch zdarzeń. „POlityczny mord” – co wydaje się przekroczeniem wszelkich
granic nie tylko przyzwoitości, a racjonalnego myślenia.
Następnie słyszymy
odpowiedź z drugiej strony tzw. „parlamentarzysty” Pana Palikota, który łaskaw
jest mówić o „krwi na rękach Lecha Kaczyńskiego” i choć w tym przypadku pojawia
się krótkie wyjaśnienie tezy- pozostaje jedno wielkie poczucie zażenowania, że
dyskusja na temat „Smoleńska” zeszła do tego poziomu. Czego można spodziewać
się po Panach: Niesiołowskim, Palikocie, Brudzińskim, Kurskim powoli
wiemy. Zaskakujące są jednak wypowiedzi takich polityków jak Pani Kluzik –
Rostkowska o tym, że gdyby Pan Tusk zaprosił ówczesnego Prezydenta do samolotu
nie byłoby tragedii. Roztrząsanie tego nie tyle nie wnosi nic do samego
wyjaśnienia katastrofy ale przerzuca debatę na najgorszy z możliwych torów. Tym
bardziej, iż sama Pani Joanna dobrze pamięta o tym, że do Rosji przez premiera
Putina zaproszony był Premier Polskiego Rządu, więc wspólna podróż tym samym
samolotem Premiera i Prezydenta RP nie byłaby w zgodzie protokołem
dyplomatycznym (pomijając sam pomysł podróży jednym samolotem Premiera i
Prezydenta). Niestety tego typu wypowiedzi kierowane są do nas, do wyborców, by
coś "ugrać".
Przykre jest, że
"granie tragedią z 10kwietnia" tak łatwo wchłania się w świadomość
„ludu”. Dlatego jedni uważają, że Lech Kaczyński wywarł nacisk na pilotach, a
drudzy, że to wszystko to skrzętnie przygotowany plan przez partię rządzącą i
wschodnich sąsiadów. I tak to we wszystkim tym coraz mniej rozwagi, zdrowego
rozsądku i poczucia dobrego smaku. Epatowanie łzami, żałobą i cierpieniem
wydaje się również nie do końca „czystą grą”. Sam Pałac Prezydencki stał się miejscem
uczczeniem tragicznie (nie męczeńsko!) zmarłego Prezydenta, a niestety nikomu
nie wypada zasygnalizowanie, że nie jest to miejsce odpowiednie. Fotele
poselskie posłów PiSu przykryte kwiatami dłużej niż fotele zmarłych posłów z
innych partii. Wszystko to ma coraz mniej do czynienia z głębokim, duchowym
poczuciem smutku żalu i modlitwy, a coraz więcej z czymś najpłytszym, nie
mającego najmniejszego związku z przestrzenią duchową.
Pozostało wierzyć w
resztki rozsądku tych którzy uważają, że jedyną szansą na odzyskanie
władzy jest straszenie ludzi Polską niesuwerenną, jak i tych, którzy uważają,
że mając pełną władzę ustawodawczą i wykonawczą mogą czuć się
"swobodniej"...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz