czwartek, 15 lipca 2010

„W tamtą grudniową noc królowie trzej przyszli i nic nie znaleźli…”?

Rysunek Andrzeja Mleczki

Faktem jest, że zaufanie do Kościoła Katolickiego nawet w tak katolickim kraju jak Polska spada. Powodów jest co najmniej kilka, ale by nie „tworzyć” tematu: „Sanctam Ecclesiam Catholicam II” warto byłoby skupić się na sprawie znacznie ważniejszej - a mianowicie na samej wierze w Boga i to bez względu na to jak Go sobie będziemy nazywać lub niewiary w kogokolwiek, kto siedziałby gdzieś na górze i trzymał za wszystkie sznurki. Z pojęciem „ateizm” spotykamy się coraz częściej, chociażby dlatego, iż dziś łatwiej ten „nurt” epatować.

Wychodząc z założenia, że wiara w Boga (kogoś, kto dał początek wszystkiemu) jest stanem pierwotnym i sytuacją wyjściową (bo dziś w Polsce raczej nikt nie ma w rodzinie głęboko zakorzenionej kultury ateistycznej)  i religii uczy się od wczesnych lat szkolnych, należy zastanowić się co powoduje zmianę postawy danej jednostki. Całkiem prawdopodobny jest paradoksalnie wpływ religii na to, by od Boga się oddalać. Począwszy od poszczególnych jej dogmatów, skończywszy na samym przedstawieniu Boga jako „istoty” skorej do kar i zemsty (z czym mamy głównie do czynienia w opisach Stwórcy ze Starego Testamentu). Kolejnym powodem może być nauka teologii wraz z indywidualną, dociekliwą analizą wszelkich twierdzeń i próbą znalezienia racjonalnych wyjaśnień. Ateizm może być również swoistym rodzajem buntu, który ociera się o nihilizm. Fakt, faktem nikt już nie wstydzi się ateizmu, a wręcz przeciwnie, przyznaje się do niego z dumą. Samo pojęcie nabrało też innego wymiaru – zaczyna być synonimem dojrzałości, wiedzy, odwagi, racjonalnego myślenia, a wręcz poczucia siły, o której pojęcia nie mają – ci słabi wierzący– potrzebujący KOGOŚ (czyt. Boga), kto będzie ich wspierał. Nie da się ukryć jednak, że tak, jak wśród samych wierzących jest wiele osób, nie do końca rozumiejących Boga, tak i wśród ateistów są również ci, którzy nie do końca potrafią wytłumaczyć swoje stanowisko. Wszelkie filozoficzne dyskusje pomiędzy jedną, a drugą stroną są pełne argumentów, twierdzeń i zarzutów, rozmowa bywa często zażarta, ale tylko, gdy czas na uzasadnienie błędnego myślenia „przeciwnika”. Problem zaczyna się, gdy strona musi podać argumenty - nie PRZECIW odmiennemu stanowisku, ale – te opowiadające się ZA swoim. Tych bez względu na położenie jest mniej. Trudno dowieść, że Bóg istnieje jak to, że Boga nie ma, stąd też tak duża fala agnostyków.

Idąc tokiem „zakładu Pascala” [względnie lepiej nastawiać się na istnienie Boga, bo wtedy ryzykujemy niewiele, bowiem jeśli okaże się, że mamy rację, to zyskamy wieczne istnienie i szczęście. Stąd też należy żyć tak, jakby Bóg istniał, ponieważ postawa ta jest zyskowniejsza niż niewiara] można byłoby podchodzić do samej wiary trywialnie, interesownie i co najmniej instrumentalnie, ale czy taka wiara będzie miała jakikolwiek sens? Tak czy owak, wszystko winno „obracać się” wokół podstawowych zasad moralnych, a niekoniecznie aksjologii katolickiej.  Jednym z głównych zarzutów przeciwników szeroko rozumianego ateizmu jest to, że najwięksi zbrodniarze w historii, to właśnie ateiści – zakładając, iż ateista z gruntu jest nie tylko oponentem poglądu na temat istnienia Boga, ale również wszelkich zasad moralnych. Jest to argument ryzykowny, chociażby ze względu na analizę czynów i zabójstw popełnianych w imię Boga.

Polemika w kraju, gdzie ok. 95% obywateli uważa się za katolików, którzy w dodatku traktowani są trochę z przymrużeniem oka, ponieważ większość z nich celem samym w sobie uważa bezrefleksyjne uczestniczenie w nabożeństwach (w kraju, w którym samo określenie „Polak-katolik” ma coraz bardziej pejoratywny wydźwięk) wydawałyby się z pozoru trudna. Zastanawiająca, a zarazem pocieszająca jest jednak popularność swojego czasu takich pozycji jak „Bóg urojony” Richarda Dawkinsa. Zainteresowanie książką o kontrowersyjnym tytule nie tłumaczyłbym jednak naszym fałszem wobec wieloletniej tradycji, tylko dociekliwością  a może nawet otwartością na inne poglądy- bo przecież sam zakup książki nie jest procesem pogłębiania czy manifestacji swojego ateizmu. Jest sygnałem, że kwesta wiary w Boga jest dla nas tematem ważniejszym, niż wiadomości rodem ze stron typu "pudelek.pl". Sam fakt popularności pozycji filozoficznych w księgarniach, bibliotekach każe nam domniemywać, że  może nasze zamknięcie na inne poglądy i podążanie za tłumem staje się jedynie stereotypowe i ma coraz mniej wspólnego z dzisiejszą rzeczywistością.

Dyskusje na temat wiary są naładowane emocjonalnie (nie mniej niż polityka) więc często gubi się gdzieś spokój i otwartość na poglądy drugiego, ale sam fakt coraz częstszych dyskusji na temat Boga i wysłuchania innego wyobrażenia/nie wyobrażenia sobie Stwórcy niewątpliwie cieszy...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz