Rysunek Andrzeja Mleczki
Najdoskonalszym narzędziem politycznym, nie od dziś, jest propaganda.
Rozwój mediów stwarza coraz łatwiejszą możliwość dotarcia do szerokiego
spektrum odbiorców. Ubiegłe stulecie (poprzez działalność Adolfa H. i Józefa
S.) ukazało nam nie tylko sposób, w jaki można osiągnąć polityczny sukces za
pomocą czystej propagandy, ale jak dalece można ją wykorzystać w szukaniu
poklasku dla zbrodniczych działań.
Dzisiaj, Adolf Hitler w drodze do swojego „sukcesu” nie skupiałby się
na masowej produkcji plakatów, na kontroli artykułów prasowych. Dziś założyłby
videobloga, własny kanał na Youtube, na którym niczym Damianero, czy Niekryty
Krytyk, zamieszczałby swoje filmiki prosząc o subskrybowanie i „kciuki”.
Utworzyłby konto na Facebooku i na swojej „tablicy” każdego dnia uświadamiałby
„swoim znajomym”, że powinni z MySpace’a, Facebooka’a, NaszejKlasy, Waszej
Klasy, usunąć każdego, którego nazwisko zalatuje żydowskim pochodzeniem.
Zrobiłby to, gdyby nie natknął się wcześniej na tych, od których mógłby się
wraz z Goebbelsem czegoś nauczyć i dostosować swoje metody na ówczesne czasy.
W wymiarze globalnym, bezapelacyjnymi mistrzami propagandy są
największe mocarstwa, które swoje jestestwo na szczycie najbardziej liczących
się państw Świata, muszą okraszać propagandą sukcesu. Choć oficjalnie „Zimna
Wojna” już za nami, ciągle pojawia się ona w tle przy każdym politycznym lub
militarnym ruchu USA, Rosji, czy Chin. Realia często okazują się jednak
brutalniejsze i nie zawsze Chiny potrafią wybrnąć z zarzutów o
nieprzestrzeganie praw człowieka, Rosja o mafijną strukturę państwa, a USA o
lawirowanie na granicy własnych możliwości finansowych. Propagandę sukcesu
można dość szybko podważyć, wskazując na błędy, przekłamania i realny stan
rzeczy, który nijak ma się do różowego świata przedstawianego przez rządzących.
Najlepiej sprawdza się więc propaganda spisku i czarnej wizji Świata.
W tej kwestii lepiej będzie już wrócić na nasze zabłocone (przez
ostatnie deszcze) podwórko. To właśnie u nas, obok propagandy
sukcesu jaką stosuje ówczesny Rząd, fotografujący się na tle „zielonej wyspy”
istnieje środowisko z posępnymi minami, nerwowo spoglądające dookoła siebie,
szukające „układu”, o którym 6 lat temu mówił sam Prezes. Bowiem jego
enigmatyczne, krótkie stwierdzenia: „Wiem, gdzie jest układ, ale nie mogę
powiedzieć”, „Mam wiedzę, która wstrząśnie narodem, ale jeszcze nie dziś,
jeszcze nie teraz” mogły rzeczywiście przekonać, dać nadzieję, że pod nie do
końca dobrze skrojonym garniturem znajduje się kostium „Super bohatera”. Gdyż
nadzieja daje niepowtarzalną siłę, z której zdaje sobie sprawę również O.
Tadeusz, do którego Joseph G. mógłby chodzić pokornie na korepetycje. Wspólny
nurt myślowy (z Jarosławem Kaczyńskim) na szczęście polaryzuje polską scenę
polityczną tylko na dwa obozy.
Bo gdyby dyrektor toruńskiej rozgłośni namawiał do walki z tymi już
walczącymi, to w Polsce nastałby totalny chaos, powodujący, że ten manipulowany
przez "Gazetę Wyborczą" nie wiedziałby, czy tak naprawdę będąc
przeciwko manipulowanym przez "Gazetę Polską" jest bardziej po ich
stronie, czy (opowiadając się przeciwko nim) jest bardziej po stronie
manipulowanych przez "Nasz Dziennik" (w myśl zasady: wróg mojego
wroga jest moim przyjacielem).
Wszystko na szczęście (na wzór barw narodowych) ogranicza się jedynie
do dwóch obozów. „My i Oni”. Przy czym cała dyskusja rozgrywa się w
przeświadczeniu, że tylko ci z przeciwka są totalnie zmanipulowani przez
wybrany establishment. Wchodzą więc w ruch oskarżenia o: służalczość innym
nacjom, nie-polskość, zdradę, a z drugiej strony: zaściankowość,
nacjonalizm i agresję.
Do tej atmosfery od lat się próbujemy przyzwyczaić, od lat ekscytujemy
się swoimi propagandystami, mając tych z naprzeciwka za pomyłkę ewolucji. By
nie popaść w przesadną monotonię należało coś zmienić, coś ulepszyć. Czas zatem
na pełne wykorzystanie polskiego potencjału tkwiącego w religii i
"polskiej empatii". Doskonałą okazją była katastrofa smoleńska,
pozwalająca poobrzucać się podejrzeniami za „zbrodnię”, wcześniej śmierć
Barbary Blidy. Bowiem nic, tak jak odpowiedzialność za czyjąś śmierć, nie
pogrąży danego ugrupowania politycznego. Moralność? Delikatność?Szacunek? Takt?
Pff…
Temat Blidy i Smoleńska się już trochę "wytarł", ale…. Dziś
pojawia się kolejne pytanie: Kto zabił Andrzeja Leppera?
I...? Prawo i
Sprawiedliwość domaga się śledztwa! To się nazywa klasa. Śmiem bowiem
twierdzić, że jeśli do ogólnego, złego stanu psychicznego szefa Samoobrony miał
się ktoś przyczynić „z zewnątrz”, to szybciej byli to koledzy Pana Prezesa (w
pamiętnych latach 2005-2007 i „wielkiej koalicji”), niż kumple Pana Tuska,
którzy Pana Leppera uważali bardziej za polityczny wybryk natury, a nie za
głównego rywala politycznego w walce o wspólny elektorat.
Komisję wtem powołać i od morderców się powyzywać!
Byłoby lepiej na świecie, gdyby wysiłek wkładany w wynajdywanie
najsubtelniejszych praw moralnych, obracano na przestrzeganie
najbardziej podstawowych.
- Marie von Ebner - Eschenbach
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz