wtorek, 20 kwietnia 2010

...a dziś za późno

Rysunek Andrzeja Mleczki


8 dni po katastrofie…Nie podejrzewałem, że w jakikolwiek sposób będę się odnosił do całego tego wydarzenia, m.in. dlatego, że najprawdopodobniej forma w jakiej wyraziłbym współczucie i swój żal nawet w połowie nie osiągnęłyby standardów wymaganych przy takiej tragedii. Milczenie wiążące się z szacunkiem dla wszystkich zmarłych wydawał mi się najstosowniejszy, aż do momentu, gdy zobaczyłem co w kraju zaczęło się dziać po 10. kwietnia.

O ile nie czułem się odpowiednią osobą, by oceniać czy słuszną decyzję podjął pilot, czy może ktoś z pasażerów sugerował pilotowi co powinien robić, czy w jednym samolocie powinni znaleźć się prezydent,szef Sztabu Generalnego Wojska Polskiego wraz z sześcioma dowódcami Sił Zbrojnych RP, o tyle mogę sobie pozwolić na komentarz dotyczący naszej społecznej reakcji na całe to zdarzenie.

Należałoby najpierw wspomnieć o tym co rzuciło się w oczy już na początku i jakże bardzo przypominało to, co działo się 2 kwietnia 2005 roku- a mianowicie zjednoczenie Narodu, które napawało 5lat temu nadzieją, iż nie będzie to chwilowe- bo zdawaliśmy sobie przecież sprawę, że łączy nas uczucie smutku i ono minie, wraz z „jednością” – ale mieliśmy nadzieję, że coś z tej „jedności” w nas na trwałe pozostanie. Szybko się przekonaliśmy, że na nadziejach się skończyło- stąd już po 10. kwietnia 2010 nie byliśmy już takimi optymistami. Ale chyba nikt nie spodziewał się, że podzielimy się jeszcze w czasie Żałoby Narodowej. Szeroko poruszana „kwestia Wawelu” naruszyła nie tylko spokój ale bezgraniczne wielbienie tragicznie zmarłego Prezydenta. Nasza skłonność okazywania skrajnych emocji wyrażająca się wybuchami nienawiści aż do ubóstwiania jednostki kolejny raz dała nam o sobie znać. Bo jaki Prezydent był i jak był oceniany przez media i społeczeństwo wiemy i nie musiał nam nikt przypominać/ ewentualnie przedstawiać Jego prawdziwego wizerunku (rzekomo teraz niefałszowanego), którego nikt nie dostrzegał wcześniej. Owszem, również uznaję zasadę, że w dobrym tonie jest: "nie mówić źle o zmarłym" i jestem daleki od wypowiadania teraz cierpkich słów…ale tak samo daleki jak od zakłamywania rzeczywistości. Bo chyba nie trzeba o lepszą definicję hipokryzji…W 3 dni po katastrofie dowiedziałem się, że mieliśmy najlepszego Prezydenta, jakiego kiedykolwiek Polska miała, który nie tylko był prawdziwym mężem stanu, ale szanowanym graczem w polityce zagranicznej, niezwykle dowcipnym, szarmanckim, łagodnym, tolerancyjnym, ugodowym, jednocześnie stanowczym (w zależności od sytuacji), aktywnym, odważnym z rzadko spotykanym dystansem do samego siebie itd. 

Kontrowersje wywołane miejscem pochówku Głowy Państwa zradykalizowały poglądy (co wydawało się już niemożliwe). Wraz z pojawieniem się głośnych głosów sprzeciwu (niestroniących od wypowiedzi na temat Prezydenta w dawnym tonie) zaostrzyły się poglądy tych, uważających ś.p. Lecha Kaczyńskiego za bohatera Narodowego. Nie wiem jak reszta społeczeństwa ale ja już jestem psychicznie gotowy na wysyp pomników, nazw szkół, ulic i wszystkiego co możliwe…Szkoda, że My jako Naród nadal nie radzimy sobie z trudnym pojęciem jakim jest UMIAR…

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz