czwartek, 24 lutego 2011

"Życie depcze wyobraźnię..."

Rysunek Andrzeja Mleczki

Od pewnego czasu w mediach możemy usłyszeć o kolejnych przypadkach "ludzkiego" podejścia do zwierząt. Nie jest to przecież problem cywilizacji XXI wieku, ale dzisiejsze środki przekazu ułatwiają nam dokładniejszą obserwację tego zjawiska. Co jest nowością? To, że oprawcy sami, z dumą, zamieszczają w internecie nagrania, na których widać wyrafinowane i wciąż bardziej wymyślne metody znęcania się nad zwierzętami. Powody tych patologicznych zachowań mogą być różne. Mogą to być poważne problemy emocjonalne, brak szeroko-rozumianej wrażliwości sensorycznej, może to być również chęć postawienia się w roli "Pana" (co wpływa na ego i daje poczucie władzy), może zwykła potrzeba zniwelowania wszelkich negatywnych uczuć - złości, niepowodzeń, poczucia poniesionych porażek, kompleksów itd. Powodów jest wiele i każde zachowanie ma najprawdopodobniej inne psychologiczne podłoże. A co dziś staje się nowym powodem? Chęć zaistnienia w sieci!

Dziś, internet daje prawo zaistnienia każdemu. Jeśli potrafimy coś, co wydaje się być atrakcyjne, a jeszcze lepiej kontrowersyjne stajemy się tzw. "gwiazdą internetu". Śledzenie wciąż wzrastającej liczby wyświetleń naszego filmiku na "YouTube" daje większą przyjemność niż zabawa folią pęcherzykową, a każdy głos poparcia wzbudza potrzebę pójścia o krok dalej.

Czy długofalowy proces ewolucji zaczyna zataczać koło? Raczej nie, bo gdyby nasi przodkowie z początku ery, mieli do dyspozycji kamerki internetowe przebiliby swoją wymyślną formą zabijania Jigsawa z filmu (a raczej serialu) "Piła". Jest więc lepiej? Pod pewnym względem tak. Społeczne przyzwolenie na przemoc wobec zwierząt jest coraz mniejsze. Dyskusja na temat zaostrzenia kar wobec "katów" staje się coraz żywsza. Co poszło w takim razie nie tak? Popularyzacja zjawiska ogólnie-rozumianej przemocy i swoista normalizacja wszelkich patologii, bowiem filmy akcji, bez setek zabitych i litrów przelanej krwi wydają się być dla wielu nudne. -Tak wiem - Zabrzmiałem jak sfrustrowana katechetka przeprowadzająca rozmowę z dziećmi na temat dzisiejszego wpływu "rogatego diabła"- (zwanego popularnie telewizorem) na młode umysły, ale piszę o tym, bo nigdy nie zrozumiem zjawiska polegającego na zakrywaniu dzieciom oczu przy scenie namiętnego pocałunku filmowych bohaterów (różnej płci), a nawet scen z lekkim podtekstem seksualnym przy jednoczesnym akceptowaniu widoku agresji. Czy przemoc w mediach, z którą spotkamy się od dziecka ma wpływa na naszą tolerancję i poziom wrażliwości? Trudno kategorycznie zaprzeczyć, ale w wielu przypadkach nie ma to tak znaczącego wpływu na nasze zachowanie, jak po prostu nasza ludzka natura.

"Eksperyment stanfordzki" (przeprowadzony pod kierownictwem Philipa Zimbardo w 1971 roku, choć kontrowersyjny i wątpliwy pod względem moralnym), dowiódł o skłonności ludzi do radykalnych zmian zachowań, jak również do wielkiego okrucieństwa. 10 lat wcześniej mając na uwadze wydarzenia z II Wojny Światowej, Stanley Milgram badał wpływ autorytetu na zachowania jednostki. Wyniki okazały się przerażające i mogły potwierdzić fakt, że naziści nie byli wyjątkowi (w negatywnym tego słowa znaczeniu) - byli jednymi z nas...ludzi.

Na podstawie wielu przykładów naszej zwierzęcej natury, czy "człowiek" nadal brzmi dumnie? Chciałbym, aby tak było, bo przecież "narzędzia" mamy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz