czwartek, 15 marca 2012

"A to co lśni, niewiele jest warte z reguły"

Rysunek Andrzeja Mleczki

Albert Einstein mawiał, że tylko dwie rzeczy są nieskończone: Wszechświat oraz ludzka głupota, zaznaczając jednocześnie, iż do tej pierwszej pewności nie ma. Dziś, dzięki dalece rozwiniętym mediom, możemy to dostrzec niemal namacalnie. Bo o ile do własnej głupoty jesteśmy w stanie się przyzwyczaić, o tyle trudniej nam zaakceptować to, co otacza nas dookoła, przedziera się do naszych mieszkań w postaci gazet, audycji radiowych i programów telewizyjnych.

Media nazywane przez wielu pierwszą władzą, mającą największy wpływ na społeczeństwo XXI wieku, nie kształtują jedynie naszych poglądów politycznych, ale kreują naszą osobowość, poziomują wrażliwość, zarysowują smak naszego poczucia humoru, są odpowiedzialne za nasz intelektualny rozwój i wywierają olbrzymi wpływ na to, jakimi ludźmi jesteśmy. Są jednocześnie swoistego rodzaju lustrem nas samych. Na taki stan rzeczy ma głównie wpływ coś, co nazywamy popytem. Media kierują się głównie zyskami, a zyski przynoszą ludzie, którzy decydują się na zakup produktu o konkretnej nazwie.

Taka to prosta logika prowadzi do wspomnianego efektu lustra. Prasa - największy udział na rynku w ilości sprzedanych egzemplarzy w roku 2011 miał "Fakt" - dziennik, który delikatnie rzecz ujmując nie powinien być w żadnym stopniu opiniotwórczym medium. Na temat radia trudno cokolwiek powiedzieć, ponieważ zostało ono zepchnięte chyba na dobre do "samochodowej przestrzeni", ewentualnie włączane jest jedynie wtedy, gdy internet i telewizja nie mają racji bytu. Owładnięte tysiącami reklam, przerywanymi przez cyklicznie powtarzające się te same popowe hity. Gdzie miejsce na rozwój jakiejś kultury muzycznej? jakiegoś gatunkowego smaku? Szukamy więc na własną rękę... w internecie. Z tą małą różnicą, że dany niekomercyjny wykonawca, którego odnajdziemy na "wrzucie", "jutjubie", nie wzbogaci się nawet o grosz, dzięki naszej internetowej fascynacji. Zarabia więc kręcąc kebab nie mając już czasu na tworzenie muzyki.
Telewizja za to stała się totalnie zawładnięta kilkoma produkcjami generującymi duże zyski. Telenowele z infantylnym scenariuszem ubranym w coś, co trudno nazwać aktorstwem. Paradokumentalne seriale typu "Trudne Sprawy" bijące rekordy popularności, które niedługo stanowić będą połowę całodobowej ramówki. Programy rozrywkowe typu talent show różniące się jedynie z nazwy i urozmaiconego sposobu głosowania jury, które jest największą gwiazdą owych produkcji. 

Niekwestionowanym mistrzem wyczucia smaku widzów, kreującym przy tym przykry obraz polskiego widza jest stacja TVN i jej ostatnie produkcje. Popołudniowe seriale zmieniające się co sezon, mające scenariusz ten sam, ale innego głównego bohatera (co by widz zdał sobie sprawę, że nie ogląda powtórek), współtworzenie kinowych komedii, będących smutną wizytówką polskiego "poczucia humoru". Zaczerpnięty od konkurenta pomysł na superprodukcję "Ukryta Prawda" i na koniec: wisienki w postaci wieczornych show - Szymon Majewski, który wyznacza kolejne granice "poczucia zażenowania" i nowej produkcji "Woli i Tysio na pokładzie". Jesteśmy jednak uodpornieni, bo wcześniej będziemy mogli posłuchać gości "Rozmów w Toku", którzy udać się powinni raczej do specjalistycznej poradni psychologicznej, a nie publicznie demaskować kolejne granice absurdu (który są oczywiście zręcznie podsycane przez samych producentów i scenarzystów). Nawet ci z potencjałem, ci z tak rzadkim narzędziem, jakim jest intelekt, zdają sobie sprawę, że głupota i prymitywizm błyszczy dziś silniej. Wiedzą, że na profesjonalnym dziennikarstwie, wysublimowanym poczuciu humoru nie można wyrobić sobie silnej pozycji w komercyjnej telewizji, nie można wymieniać Porsche na Ferrari, Ferrari na Maserati i nie miałoby się wieczornego talk show - z imieniem i nazwiskiem w tytule.
Gdy tylko pomyślimy, że to już szczyt i gorzej być nie może, że koniec i już nic dalej nie ma, usłyszymy o produkcji typu "Kac Wawa", która dokona kolejnej intelektualnej pacyfikacji, otworzy oczy szerzej i przekona nas, że granic to my tak naprawdę jeszcze nie znamy...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz