Rysunek Andrzeja Mleczki
W poprzednim wpisie obiecałem
poznęcać się nad Panią Joanną Muchą. Dołączyć do miliona "samczych
kibiców", którzy o sporcie wiedzą wszystko i kpią z porażającej niewiedzy
aktualnej Pani Minister. Dołączyć do tych, którzy już samą nominację KOBIETY na
stanowisko ministra sportu uważają za jedno wielkie nieporozumienie. Bo co ona
może wiedzieć o sporcie? Facet to i owszem! Nawet jeśli jego wzmożona aktywność
fizyczna ogranicza się do przysunięcia sobie fotela bliżej telewizora w czasie
meczu. Stereotypowe myślenie bierze górę i każda kobieta obejmująca ten resort
łatwo nie ma. Co by jednak nie mówić, dzięki temu, inne rządowe roszady
pozostały nienależycie poddane pod wątpliwość. Pan Gowin może Pani Musze
podziękować...
Nawet najbardziej antyrządowi kibice po kilku dniach od nominacji nie mieli szczególnych powodów, by Panią Joannę krytykować, bo i nie działo się w resorcie specjalnie dużo. Na ustach ludzi był raczej Minister Arłukowicz, Boni i sam Premier Donald Tusk. Bo refundacja leków, bo ACTA, bo emerytury itd. Do czasu. O Pani Joannie na poważnie głośno zaczęło być od momentu problemów z wydaniem zezwolenia na mecz o Super Puchar Polski i dyskusji na temat ewentualnej premii dla Pana Kaplera. Nie dość, że kibice źli, bo Legia z Wisłą na Narodowym nie zagrała, to jeszcze doszły słuchy, że Pani Minister szuka odpowiedzi na pytanie, kto wybrał tak zwaśnione kluby do meczu o Super Puchar. To akurat mogło być usprawiedliwione faktem, że szef danego resortu nie musi się w pełni na nim znać (od tego jest masa ekspertów i doradców) i cała ta historia mogła fruwać jako dowcipna anegdotka (nie podważając jednocześnie sensowności obejmowania przez Panią Joannę tegoż właśnie ministerstwa).
OK. Drużyny do tego meczu nie są
wybierane przez wielkiego brata, ani przez PiS, ani przez PO (co może akurat
być dla niektórych polityków zaskakujące) i to już pewnie Pani Mucha wie -
zakładając oczywiście, że powyższa sytuacja w ogóle miała miejsce. Kontrakt z
Panem Kaplerem? - Nawalił poprzednik, ten od dzikiego kraju, uosobienie całego
platfomianego zła - Pan Drzewiecki - kontrakt podpisany pewnie na cmentarzu,
porą nocną, na kolanie - można więc wybaczyć. Pani Joannie nic do tego - a co
ważne Pani Minister robi wszystko, by Pan Kapler się na tym niefortunnie
spisanym kontrakcie nie wzbogacił. Słusznie, w dobie kryzysu, podwyższania wieku
emerytalnego, niepewnego ZUS-u, rosnących cen... pół miliona premii
(nawet jakby Pan Rafał własnymi rękami ten śliczny stadion wybudował) się nie
należy! Za duża bieda w społeczeństwie. Jakoś się w takim układzie Pani Asia
odkuwa, mając pewnie jako wzór Premiera - pokornie przeprasza, organizuje bieg
wokół stadionu - udowadniając jednocześnie, że imprezy sportowe przy
Poniatowskiego się odbywają... i obiecuje poprawę oczywiście.
Co więc Pani Minister wybaczyć
trudno? Ano chociażby wywiad w radiu RMF FM z Panem Piaseckim i zapewnienie, że
ministerstwo prężnie działa również w zakresie pomocy dla III ligi hokeja
(która formalnie nie istnieje). Kolejny raz razi niewiedza Pani Minister? Nie.
Tak, jak dyrektorem szpitala nie musi być lekarz mający wiedzę z zakresu
kardiologii i onkologii jednocześnie, tylko (lub aż) dobry manager, tak szefem
ministerstwa sportu nie musi być sportowy omnibus znający nazwiska wszystkich
zawodowych sportowców w kraju, ale dobrze zarządzający kierownik. Co uderza, to
kolejny, żywy przykład na to, że władza bywa arogancka i bez skrupułów opowiada
o swoich domniemanych sukcesach, które nawet w świecie teorii nie mogłaby
zostać osiągnięte.
Nie przyłączam się do masowej
krytyki nowej Pani Minister, nie wymagam od niej specjalnej wiedzy sportowej,
zwłaszcza, że ci najgłośniej śmiejący się z jej błędów, sami mają problem z
podstawową wiedzą z zakresu szeroko rozumianego sportu, a już na pewno nie
domagam się dymisji jedynie z powodu absurdalnego przekonania, że resort ten
jest ściśle powiązany z określoną płcią. Trudno godzić mi się jednak z
przerostem formy nad treścią, która jest domeną każdego nowo powoływanego
rządu... całej opcji rządzącej, może nawet ogółu klasy politycznej...
...a może nas wszystkich?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz