piątek, 2 marca 2012

"...nie dla muchy nasze mury..."?

Rysunek Andrzeja Mleczki

W poprzednim wpisie obiecałem poznęcać się nad Panią Joanną Muchą. Dołączyć do miliona "samczych kibiców", którzy o sporcie wiedzą wszystko i kpią z porażającej niewiedzy aktualnej Pani Minister. Dołączyć do tych, którzy już samą nominację KOBIETY na stanowisko ministra sportu uważają za jedno wielkie nieporozumienie. Bo co ona może wiedzieć o sporcie? Facet to i owszem! Nawet jeśli jego wzmożona aktywność fizyczna ogranicza się do przysunięcia sobie fotela bliżej telewizora w czasie meczu. Stereotypowe myślenie bierze górę i każda kobieta obejmująca ten resort łatwo nie ma. Co by jednak nie mówić, dzięki temu, inne rządowe roszady pozostały nienależycie poddane pod wątpliwość. Pan Gowin może Pani Musze podziękować...

Nawet najbardziej antyrządowi kibice po kilku dniach od nominacji nie mieli szczególnych powodów, by Panią Joannę krytykować, bo i nie działo się w resorcie specjalnie dużo. Na ustach ludzi był raczej Minister Arłukowicz, Boni i sam Premier Donald Tusk. Bo refundacja leków, bo ACTA, bo emerytury itd.  Do czasu. O Pani Joannie na poważnie głośno zaczęło być od momentu problemów z wydaniem zezwolenia na mecz o Super Puchar Polski i dyskusji na temat ewentualnej premii dla Pana Kaplera. Nie dość, że kibice źli, bo Legia z Wisłą na Narodowym nie zagrała, to jeszcze doszły słuchy, że Pani Minister szuka odpowiedzi na pytanie, kto wybrał tak zwaśnione kluby do meczu o Super Puchar. To akurat mogło być usprawiedliwione faktem, że szef danego resortu nie musi się w pełni na nim znać (od tego jest masa ekspertów i doradców) i cała ta historia mogła fruwać jako dowcipna anegdotka (nie podważając jednocześnie sensowności obejmowania przez Panią Joannę tegoż właśnie ministerstwa).

OK. Drużyny do tego meczu nie są wybierane przez wielkiego brata, ani przez PiS, ani przez PO (co może akurat być dla niektórych polityków zaskakujące) i to już pewnie Pani Mucha wie - zakładając oczywiście, że powyższa sytuacja w ogóle miała miejsce. Kontrakt z Panem Kaplerem? - Nawalił poprzednik, ten od dzikiego kraju, uosobienie całego platfomianego zła - Pan Drzewiecki - kontrakt podpisany pewnie na cmentarzu, porą nocną, na kolanie - można więc wybaczyć. Pani Joannie nic do tego - a co ważne Pani Minister robi  wszystko, by Pan Kapler się na tym niefortunnie spisanym kontrakcie nie wzbogacił. Słusznie, w dobie kryzysu, podwyższania wieku emerytalnego, niepewnego ZUS-u,  rosnących cen... pół miliona premii (nawet jakby Pan Rafał własnymi rękami ten śliczny stadion wybudował) się nie należy! Za duża bieda w społeczeństwie. Jakoś się w takim układzie Pani Asia odkuwa, mając pewnie jako wzór Premiera - pokornie przeprasza, organizuje bieg wokół stadionu - udowadniając jednocześnie, że imprezy sportowe przy Poniatowskiego się odbywają... i obiecuje poprawę oczywiście.

Co więc Pani Minister wybaczyć trudno? Ano chociażby wywiad w radiu RMF FM z Panem Piaseckim i zapewnienie, że ministerstwo prężnie działa również w zakresie pomocy dla III ligi hokeja (która formalnie nie istnieje). Kolejny raz razi niewiedza Pani Minister? Nie. Tak, jak dyrektorem szpitala nie musi być lekarz mający wiedzę z zakresu kardiologii i onkologii jednocześnie, tylko (lub aż) dobry manager, tak szefem ministerstwa sportu nie musi być sportowy omnibus znający nazwiska wszystkich zawodowych sportowców w kraju, ale dobrze zarządzający kierownik. Co uderza, to kolejny, żywy przykład na to, że władza bywa arogancka i bez skrupułów opowiada o swoich domniemanych sukcesach, które nawet w świecie teorii nie mogłaby zostać osiągnięte.

Nie przyłączam się do masowej krytyki nowej Pani Minister, nie wymagam od niej specjalnej wiedzy sportowej, zwłaszcza, że ci najgłośniej śmiejący się z jej błędów, sami mają problem z podstawową wiedzą z zakresu szeroko rozumianego sportu, a już na pewno nie domagam się dymisji jedynie z powodu absurdalnego przekonania, że resort ten jest ściśle powiązany z określoną płcią. Trudno godzić mi się jednak z przerostem formy nad treścią, która jest domeną każdego nowo powoływanego rządu... całej opcji rządzącej, może nawet ogółu klasy politycznej...

...a może nas wszystkich?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz